Chciałem w tym roku pojechać do Davos. Kudy mi? Za drogo. Nie żebym dawał łapówy, bo mnie nie stać.
Weźmy Włocha Draghi, taki prezes Europejskiego Banku Centralnego. Ten to się wkupił. Za 489 miliardów euro na jeden procent. Frukta podzielone między 500 banków. Już zaraz, w lutym ma dać drugie tyle. Ponoć najbardziej celebrowany gościu w tym roku.
Że to nie łapówa? A co? Unicredit pożyczał przecież pieniądze na rynku w grudniu ubiegłego roku - płacił aż 8%. Co prawda taki Unicredit część z musy wyda na obligacje włoskie, bo tak chce Draghi (nie mówi, ale chce). A pozostała kasa(?) - to czysty zysk. Na jeden procent! Ech, co ja bym z tym zrobił!
Premier Tusk też chciał do Davos wpisać się w szlachetną ferajnę. Za 5,9 miliarda euro. A co tam, niech i bez procentów będzie (mniej od jednego %, to przecież nie procenty), płatne z NBP. Mi zaimponował. Chłopcy z Davos go wyśmieli - biedaka.
W ramach upustu do przedpokoju za prawie darmo wpuścili prezydenta Komorowskiego. Tam spotkał się prezydentem Ukrainy. Chciał się pochwalił ponoć ągięlstżysnom. Nikt go no wicie nierozómił, to mu dali słuchawki. Super było, widziałem fotki, prezio był szczęśliwy.
Chłopaki w Davos ustalili też zeznania – strefa euro przetrwa, przetrwać ma. Hę, myślę, że się mylą albo zalewają.
W końcu dobrze, że do Davos nie pojechałem. Czułby pewno teraz niesmak, jak to mówią, absmak. W najlepszym wypadku kaca.
Davos elite see euro surviving
Inne tematy w dziale Gospodarka