Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz
448
BLOG

Długi nie do odzyskania

Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz Gospodarka Obserwuj notkę 3

Do uzgodnienia podczas jutrzejszego szczytu nadal pozostają kwestie finansowe, a w tych o porozumienie najtrudniej. Po pierwsze, jak wzmocnić Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej z 440 mld euro, którymi dysponuje obecnie, do 1-2 bln euro, aby był zdolny interweniować w razie niewypłacalności dużych krajów eurostrefy, jak Włochy i Hiszpania.

Państwa nie mają na to pieniędzy w zadłużonych budżetach i w grę wchodzą różne warianty lewarowania, czyli zaciągania zobowiązań przez EFSF. Pierwszy przewiduje, że EFSF ma prawo ubezpieczać część strat inwestorów, jakie mogą ponieść na obligacjach zadłużonych krajów. To oznaczałoby rozkład ryzyka pomiędzy fundusz i inwestorów prywatnych. Drugi wariant zakłada stworzenie nowej organizacji międzynarodowej, która ściągałaby kapitał z międzynarodowych rynków (Chiny, Zatoka Perska, inwestorzy prywatni) w celu zakupu obligacji krajów zadłużonych. Mógłby w to być zaangażowany Międzynarodowy Fundusz Walutowy. - Drugi wariant jest próbą przerzucenia ryzyka związanego z finansowaniem zadłużenia eurostrefy na inwestorów i kraje Trzeciego Świata, a pośrednio na barki obywateli Europy, którzy będą spłacać zadłużenie, tankując paliwo czy kupując chińskie perkaliki. To zwiększy uzależnienie Unii od zewnętrznych potęg - ocenia senator Grzegorz Bierecki, szef SKOK.
Wobec sprzeciwu Niemiec odpadła natomiast francuska koncepcja przekształcenia EFSF w bank, który zaciągałby pożyczki w Europejskim Banku Centralnym pod zastaw obligacji państwowych kupowanych na rynku. - Odrzucenie koncepcji wykupu obligacji przez EBC oznacza wstrzymanie budowy państwa federacyjnego w Europie - komentuje Bierecki. - Przejęcie krajowych zadłużeń i skoncentrowanie ich w banku centralnym oznaczałoby, że musi powstać jeden ogólnoeuropejski budżet i ogólnoeuropejskie podatki. Stany Zjednoczone Ameryki powstały wtedy, gdy stworzono Rezerwę Federalną, która przejęła długi poszczególnych stanów zagrożonych bankructwem - przypomina.
Przywódcy eurostrefy muszą zdecydować, jaka część długów Grecji ulegnie umorzeniu. Przy zadłużeniu rzędu 160-170 proc. PKB o spłaceniu przez jakikolwiek kraj całości długu nie może być mowy. Dyskusja zaczyna obracać się wokół poziomu strat, jakie poniosą wierzyciele. Przedstawiciele Komisji Europejskiej, MFW i EBC, czyli tzw. trojka, po kontroli przeprowadzonej w Atenach ocenili, że Grecja jest zdolna spłacić wierzycielom maksymalnie połowę długów. Nacisk na większe spłaty może skończyć się tylko jednym - wierzyciele stracą wszystko. Redukcja musi zatem sięgnąć co najmniej 50 proc. zadłużenia, a mówi się, że wyniesie 60, a nawet 70 procent. - Długi Grecji należy zredukować w taki sposób, aby nie przekraczały 50 proc. PKB. Jeśli PKB Grecji wynosi około 230 mld euro, to zadłużenie należy "zbić" do ok. 100-110 mld euro. Ten poziom pozwoliłby jej spłacać długi i plasować na rynku obligacje, a z czasem odzyskać równowagę - twierdzi Jerzy Bielewicz, finansista. - O tym, że redukcja musi sięgnąć co najmniej 50 proc., mówiłem już w lipcu - zaznacza. Mimo to decyzje szczytu nie mają szans, jego zdaniem, stać się "barierą ogniową" w rozprzestrzenianiu się kryzysu na kolejne kraje strefy euro.

Inni też zechcą redukcji
Bielewicz zwraca również uwagę na to, że jeśli dojdzie do redukcji długu Grecji, to nic nie powstrzyma kolejnych krajów - Portugalii, Irlandii, Włoch - przed żądaniami zredukowania i ich zadłużenia. - Tym, co rzeczywiście rozwiązałoby problem, i to w skali globalnej, jest ogólnoświatowa konferencja oddłużeniowa - podkreśla Bielewicz.
Do ustalenia na szczycie pozostaje, ile z tych strat jest zdolny wziąć na siebie system bankowy, który posiada w portfelach obligacje zadłużonych krajów. Dotychczas banki godziły się na 21-procentowy udział w stratach, teraz mówi się oficjalnie o przymusowym obciążeniu ich na poziomie 60 procent. Tak gigantycznych strat nie wytrzymają nawet największe grupy bankowe, toteż konieczna jest rekapitalizacja banków (dokapitalizowanie), i to na poziomie co najmniej 100 mld euro. Kapitał ten ma być najpierw ściągnięty od akcjonariuszy banków, a jeśli to się nie powiedzie, dokapitalizowanie będą musiały zapewnić macierzyste kraje, co połączone będzie z nacjonalizacją instytucji finansowych. W ostateczności, gdy i ta metoda zawiedzie, na odsiecz ruszy EFSF, a więc wspólny fundusz eurolandu, lewarowany przez organizację międzynarodową lub bezpośrednio na rynkach. Przygotowania do tej operacji już ruszyły. Pierwszym krokiem będzie przeprowadzenie stress testów w największych europejskich bankach, które pozwolą ocenić ich potrzeby kapitałowe związane z kryzysem. Wskaźnik płynności kapitałowej, który banki będą musiały wykazać, ustalono na poziomie 9 proc., a więc prawie dwukrotnie wyższym niż w poprzednim badaniu.

Małgorzata Goss, Nasz Dziennik

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Gospodarka