Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz
146
BLOG

Koniec wakacji, czas na kryzys

Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz Gospodarka Obserwuj notkę 10

 

Czy w czasie kryzysu lub zawieruchy politycznej można mówić o wakacjach? Z pewnością nie w Polsce. W Stanach ostatni tydzień przyniósł dwa wydarzenia: reformę systemu finansowego i powstrzymanie wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej. Tymczasem w Europie węgierski rząd poszedł w zaparte w kwestiach nadmiernego deficyt i od poniedziałku należy spodziewać się  perturbacji na rynkach walutowych.  Co łączy te wydarzenia? Z pewnością nie okres wakacyjny, a czas ogólnoświatowego kryzysu.

Reforma systemu finansowego W USA nie spełnia oczekiwań.  Zamiast jasnych rozstrzygnięć w rodzaju Aktu Glass Steagall otrzymaliśmy 2300 stron rozporządzeń. Zwycięzcami okażą się firmy prawnicze, które już liczą wpływy z interpretacji nowych przepisów. Nie wdając się w szczegóły, reforma przyszła za późno, a przede wszystkim nie rozwiązuje głównego problemu świata finansów: już podpisanych kontraktów na instrumenty pochodne o szacowanej wartości 615 bilionów (615 000 miliardów - 12 razy Produkt Światowy Brutto!) dolarów amerykańskich (notabene przed miesiącem Timothy Geithner mówił jedynie o sześciuset). Instrumenty pochodne tzw. derywaty księgowane są poza bilansami instytucji finansowych, nie są więc traktowane jako dług i nie stanowią zobowiązań przy określaniu współczynników wypłacalności banków na całym świecie. Co prawda nowe przepisy zobowiązują amerykańskie instytucje finansowe do przeniesienia tych produktów w ciągu dwóch lat do wydzielonych spółek. Taka spółka mogłaby wtedy zbankrutować nie narażając instytucji macierzystej.  To jednak niejasne sformułowania dzielą derywaty na te dobre i te złe. I tylko te złe należy przenieść... Konia z rzędem temu, kto rozstrzygnie, co dobre a co złe.

Jednak to o czym regulatorzy i politycy w USA zapomnieli lub nie chcą przyjąć do wiadomości, to to, że większość z owych 615 bilionów dolarów w kontraktach na derywaty nie ma najmniejszego sensu ekonomicznego, rodzi podstawowe wątpliwości co do rzetelności, jak i stoi w sprzeczności z prostą logiką i regułami matematyki. Bad boys derywat to tzw. CDS-y i CDO - instrumenty gwarantujące płatność w razie niewypłacalności dłużnika. Przy czym z matematycznego punktu widzenia niewypłacalność jednego dłużnika traktowana jest jako wydarzenie rozłączne od niewypłacalności innego. Tymczasem codzienność w kryzysie wskazuje, że korelacje w gospodarce są niezwykle silne. Nie bez powodu ciągle słyszymy o efekcie domina w strefie Euro, reakcji łańcuchowej na rynku akcji czy obligacji, czy choćby wpływie wydarzeń na Węgrzech na siłę polskiej złotówki. Jeśli kryzys dalej będzie się pogłębiał, a nic nie wskazuje by miało być inaczej, to wkrótce okaże się, że nie istnieją instytucje finansowe (łącznie z bankami centralnymi), które byłyby zdolne do spłacenia zobowiązań wynikających z podpisanych kontraktów na derywaty. By nie użyć staromodnego porównania do tonącego Titanica, a oddać skalę stojących przed nami problemów, należy mówić o czymś na kształt ostatniego balu żywych finansowych trupów.

Większość finansistów spodziewało się nawrotu kryzysu po wakacjach gdzieś w okolicy października tego roku. Epicentrum miało wystąpić w Chinach na rynku nieruchomości. Jednak kryzys nie przestrzega czasu wakacji, puka do naszych drzwi już dzisiaj wywołując niespotykane w miesiącach letnich wstrząsy na rynkach finansowych.

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Gospodarka