Nie żebym brał stronę. Do blogersa z wrodzonego lenistwa nie dorosłem, mainstream mnie olewa. No może poza ND i Niezalezna.pl i GP. Czy zatem granica między światem internetu a prasą powoli się zaciera?
Ostatnio GW potraktowała Katarynę jako wyrocznię delficką, która miałaby jakoby potwierdzić ostateczny upadek Jarosława Kaczyńskiego. Toyah chce do GP. A Rosmann, wbrew Katarynie, upatruje przyszłych sukcesów wyborczych PiS w powrocie Jarosława Kaczyńskiego do roli przywódcy, który wyznaczy pola walki politycznej.
Jednak nie personalia, nicki, czy źródło zarobków stanowią o przewadze "tłuszczy blogerskiej" nad "tłuszczem mainstreamu". Blogersi są wiarygodni bo wygłodniali. Mainstream tymczasem spokojnie obrasta tłuszczykiem, stoi na straży poprawności politycznej, dochowuje interesom wlaścicieli i powiązań korporacyjnych, a przede wszystkim tworzy swój mit przynależności do establishmentu. Dezercje do mainstreamu są oczywiście nieuniknione.
W czym zatem leży przewaga braci blogerstkiej? Z pewnością w jej autentyczności. W niekontrolowanym i ciągłym dialogu, gdzie siła argumentów zwycięża nad paradygmatem pieniądza, autocenzurą i poprawnością polityczną. Bo nieważne jest to czy inne nazwisko, nick, administracja czy redaktor naczelny. Zwycięża argument i trafna riposta. Riposta Rosmanna!
Mój prywatny stosunek do wielkich nazwisk bloga i prasy pozostanie słodką tajemnicą. Jednak w obu światach chcciałbym odnajdywać godne autorytety. W mainstreamie, poza codziennymi ułomnościami, możemy obserwować wartą wzgardy, nieomal powszechną rejteradę od własnych poglądów do serwilizmu i bezwstydnych deklaracji lojalności wobec "nowej władzy".
I tak niezmiennie blog pozostanie górą wobec karlejącego mainstreamu kontrolowanych myśli i ulotnych autorytetów.
Kaczyński w roli przytulanki (kolanom kataryny)
Powrót na manowce
Inne tematy w dziale Gospodarka