Dla młodego człowieka, studenta, domorosłego konspiratora Msze za Ojczyznę były czasem odprężenia, wytchnienia i ładowania akumulatorów. Nie były pretekstem do demonstracji (ksiądz nie pozwalał). Wracaliśmy do naszych domów spokojni, pewni swoich racji i wolni. Bo taki właśnie był Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Był wolny. I przekazywał to poczucie wolności nam w swoich kazaniach.
I jeszcze jeden dar nieodmienne wynoszony z Kościoła na Żoliborzu za sprawą Księdza Jerzego. Poczucie wspólnoty. Ludzkiej, narodowej. Solidarności z prześladowanymi. Jedności w przekonaniach.
Napływają też wspomnienia napięcia wewnętrznego wywołane jego śmiercią. Czas czuwania. Trauma złej wiadomości. Msza, pogrzeb. Skupienie stolicy, gdy odprowadzała go w ostatniej drodze.
I to poczucie sprzeciwu wobec zła, niesprawiedliwości. Tak jak na wieść o zamachu na Jana Pawła II. Podobna trauma dotknęła duszy znowu niedawno, 10 kwietnia, rano.
W niedzielę zatem na mszy beatyfikacyjnej pamiętać będę o ofiarach złożonych w Katyniu tych z przed lat i tych 10 kwietnia. Tak chce Ksiądz Jerzy.
Inne tematy w dziale Polityka