Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz
790
BLOG

Jestem za protekcjonizmem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu

Jerzy Bielewicz Jerzy Bielewicz Gospodarka Obserwuj notkę 6

W Grecji, państwie członkowskim UE, doszło do strajków i zamieszek ulicznych. Na fali społecznego uniesienia, wysoki urzędnik greckiego rządu, wicepremier Theodoros Pangalos skrytykował Niemcy za zwlekanie z pomocą finansową, twierdząc, że Ateny nigdy nie otrzymały od Berlina należnej rekompensaty za zniszczenia wywołane inwazją nazistowskich Niemiec. Jednak bezpośrednią przyczyną zamieszek były cięcia budżetowe spowodowane wysokim zadłużeniem Grecji i niemożnością spłaty wymagalnego długów bez pomocy z zewnątrz. Co więcej, to nadmierne zadłużenie przez wiele lat było skrywane przez władze Grecji, które próbują teraz przerzucić ciężar własnej niefrasobliwości finansowej na barki obywateli.

W Niemczech, znakomita większość obywateli uważa, że Grecji nie należy się pomoc finansowa. Nie zdają sobie sprawy, że ich dobrobyt zbudowano pod pożyczki udzielane Grecji przez niemieckie i francuskie banki. Co więcej na pożyczki udzielane przez np. francuski sektor finansowy niemieckie banki wydawały gwarancje (tzw. SWAP-y) i vice versa. Dzięki życiu nad stan Grecji, Portugalii, Hiszpanii czy Włoch niemiecki przemysł zyskiwał rynki zbytu na swoje dobra, a Niemcy mogą się dziś pochwalić najwyższą nadwyżką handlową na świecie. Załamanie finansowe Grecji byłoby dla Niemiec katastrofą. Tak czy inaczej to oni poprzez swoje banki zapłaciliby najwyższą cenę.

W USA, prezydent Obama a za nim szef Rezerwy Federalnej Bernanke wskazują, że kraje jak Niemcy, Chiny i Japonia powinny zrobić więcej by stymulować popyt wewnętrzny, zaś kraje jak USA, Wielka Brytania czy Grecja muszą produkować i eksportować znacznie więcej by wydobyć swoich obywateli ze spirali zadłużenia. Prawda, że proste. Czy jednak tak się stanie? Popyt wewnętrzny w Japonii i Niemczech pozostanie z pewnością na niezmienionym poziomie, a to z racji starzejącej się populacji, tradycji i wyśrubowanych wskaźników ekonomicznych.

W Chinach, zmniejszony eksport zastąpił właśnie popyt wewnętrzny, a stopa wzrostu gospodarczego pozostaje na niebotycznym dla Europy czy Stanów poziomie. Jednak Chiny z pewnością nie staną się znaczącym importerem dóbr konsumpcyjnych. Mogą je wytwarzać na swoje potrzeby póki co same. Z drugiej strony warto pamiętać, że w kraju środka nagminnie łamane są prawa obywatelskie,

W Rosji,Instytut Rozwoju Współczesnego (INSOR), ciało doradcze przy Prezydencie Miedwiediewie, wydał raport "Wizerunek Rosji XXI wieku. Obraz jutra, którego sobie życzymy". Doradcy Prezydenta chcą wprowadzenia Rosji do UE i NATO. Czego się boją? Gdy my parliśmy do Unii i NATO, uciekaliśmy przed sąsiadem ze wschodu. Cóż to za mocarstwo rośnie i aż zagraża Rosji. Doradcy Prezydenta Miedwiediewa postulują także głębokie zmiany w systemie politycznym, chcą powrotu do wyborów na stanowiskach gubernatorów regionów i senatorów. Raport zbiegł się z rozruchami w Kaliningradzie, Moskwie i innych dużych aglomeracjach miejskich.

W Unii, politycy uczą się dopiero skutecznie zagrywać  w globalnej grze. Na razie mówią nam Polakom, że rozgrywka idzie o dużo większą stawkę niż prawa człowieka czy mniejszości narodowych. Ponoć właśnie pozbawiamy się przynależnej nam części białoruskiego tortu występując przeciwko konfiskatom nieruchomości należących do Związku Polaków.

Naczynia połączone

Dzisiaj banałem będzie powiedzieć, że globalizacja, czyli wolne przepływy finansowe i dóbr konsumpcyjnych niosą za sobą widoczne zagrożenia. Czyż nie jest tak, że kupując tanie towary z Chin importujemy ukradkiem bezrobocie, przyzwalamy na obniżanie standardów życia i w końcu godzimy się by naszych własnych obywateli pozbawiać w ostatecznym rozrachunku należnych im praw?  Czy dla Prezydenta Obamy spotkanie z Dalajlamą stanowiłoby takie polityczne wyzwanie, gdyby nie dług w dolarach zaciągnięty w Chinach? 

 

Przykładów bezradności świata polityki wobec współczesnych wyzwań można mnożyć bez końca.

 

Niedawno ugrzęzła w Senacie Stanów Zjednoczonych ustawa, której celem miało być ukrócenie samowoli bankierów i zapobieżenie dalszemu pogłębianie się kryzysu finansowego.  Wobec zmarginalizowaniu prezydenta i prezydentury (wpuszczono go w maliny reformy systemu ubezpieczeń, odebrano kilka krzeseł w Senacie) szanse na nowe regulacje są nikłe.

 

Przez analogie do Wielkiego Kryzysu dynamika wydarzeń osadza nas dziś gdzieś w końcówce 1932 roku. Mamy przed sobą okres ubożenia społeczeństw, wykluwania się ideologii populistycznych, pseudo-przywódców, którzy będą w stanie "pociągnąć masy"  i w końcu konfliktów, oby tylko regionalnych. A w finansach słowa klucz to deflacja, hiperinflacja, spekulacje finansowe. Spiralę zadłużania trudno bowiem przerwać.. biorąc więcej kredytów. Wie o tym adept finansów, wiedzą bankowcy, którzy oczywiście dawno nie wierzą w bilanse i sprawozdania finansowe swoich własnych instytucji…

 

W tej niewesołej sytuacji jestem za protekcjonizmem, w dobrym tego słowa znaczeniu. Należy dbać oto, aby wartości na których opiera się świat zachodu pozostały nienaruszone. A mam tu na myśli tak podstawowe wyznaczniki porządku publicznego jak prawa człowieka, trójpodział władzy, sprawny i niezależny wymiar sprawiedliwości, przejrzystość reguł, którymi kierują się rządzący czy dochowanie wartości chrześcijańskich. Może dbałość o standardy życia politycznego, gospodarczego i społecznego to jedyna skuteczna droga wyjścia z kryzysu?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Gospodarka