Jednym z kluczowych momentów katastrofy smoleńskiej (jak pisze Gazeta Polska) było sprowadzenie TU-154 na wysokość 100 metrów nad ziemią przez rosyjską kontrolę lotu. Było to prawdopodobnie niezbędne, aby mógł nastąpić ciąg zdarzeń zakończony zniszczeniem samolotu. Wszystkie dane wskazują bowiem niezbicie na fakt, że właśnie od wysokości 100 metrów samolot zaczął zachowywać się tak, jak gdyby załoga straciła nad nim kontrolę.
Wszystko przemawia również za tym, że do tego właśnie momentu, wszelkie zapisy we wszystkich rejestratorach są oryginalne, może poza podawanym czasem, ale o tym później... Natomiast, to co działo się oficjalnie później, jest już tak nieprawdopodobne, że nie ma prawa być prawdą.
Zanim przejdę do meritum jeszcze małe wyjaśnienie co do wojskowych procedur decyzyjności podczas lądowania samolotu, który jest jak murzyn na przejściu dla pieszych, no może prawie jak ten przysłowiowy murzyn, który pojawia się i znika, bo samolot PLF 101 M I jest raz samolotem wojskowym, raz cywilnym...
W czasie po katastrofie, jeżeli chodzi o prowadzenie śledztwa w sprawie jej przyczyn oraz przy uwzględnianiu zasadności zastosowania Konwencji Chicagowskiej, tubom oficjalnej propagandy wygodniej jest traktować lot PLF101MI jako lot cywilny. Zupełnie bezpodstawnie zresztą, gdyż litera M występująca w numerze tego lotu oznacza właśnie lot wojskowy (z j. angielskiego "Military")
Natomiast wyjaśniając procedury (bądź ich brak) lądowania zapisane na rejestratorach (zapisane może i tak, ale kto wie kiedy?) wszyscy "fachowcy" różowego obozu zgodnie twierdzą, że tak, na pewno to był lot wojskowy, bo w locie wojskowym to pilot ląduje kiedy i gdzie chce... Powaga, oni na serio tak twierdzą. Próbują nam wmawiać, że to pilot decydował zarówno o tym czy będzie lądował, jak i o tym na którym lotnisku... Od razu mam przed oczami jakieś manewry morskie na jakimś oceanie i jakąś flotyllę lotniskowców. No i setkę tych biednych pilotów w swych jeszcze biedniejszych samolocikach i ich samodzielne, indywidualne decyzje, kiedy i na którym lotniskowcu mają lądować. Matko!!! Nastąpiłby prawdziwy kataklizm przy takich procedurach...
OK. Dość żartów. Powiedzmy jednoznacznie, to kontorla lotów decyduje o tym kto, jak, gdzie i kiedy ma lądować. Zarówno w lotnictwie cywilnym jak i wojskowym.
To zdjęcie z okładki Gazety Polskiej umieszczone na górze notki nawiązuje do bardzo ciekawego artykułu, który tam właśnie się ukazał. Jest tam opisany pewien jegomość o kryptonimie "Logika" - Generał-major Władimir Benediktow, bo to on nie pozwolił kontrolerom ze Smoleńska na zamknięcie lotniska i wydał rozkaz sprowadzania samolotu na pas, urodził się w 1963 r. w Niżnym Tagile na Uralu. Posiada specjalność wojskowego pilota-snajpera. Uczestniczył w trzech wojnach: w Afganistanie i w obu wojnach czeczeńskich, w 1994 i 1999. A całkiem niedawno, we wrześniu 2011, był jednym z dowodzących wspólnymi międzynarodowymi manewrami Rosji, Kazachstanu, Tadżykistanu i Kirgizji pod kryptonimem „Centr-2011”. Prowadzono je pod osobistym zwierzchnictwem prezydenta Miedwiediewa, z zaangażowaniem pełnego składu Sztabu Głównego Sił Zbrojnych i dowódców wszystkich rodzajów rosyjskiego wojska oraz ministrów obrony państw regionu. Benediktow kierował ćwiczeniami wojsk lotniczo-transportowych: Iły-76 zrzuciły desant 3000 żołnierzy sił specjalnych w różnych rejonach Rosji.
Więc jest to ktoś z najbliższego kręgu Pułkownika Putina, w dodatku zaprawiony w bojach i różnych akcjach dywersyjnych.
Dlaczego nie zamknięto lotniska Smoleńsk Sewiernyj, skoro jak teraz twierdzi się, nie było warunków do lądowania? Dlaczego generał Benediktow wydał rozkaz sprowadzania samolotu na Siewiernyj skoro od kontrolerów dostał szczegółowe informacje na temat warunków pogodowych? Protasiuk musiał zastosować się do poleceń kontroli lotów. To nie podlega żadnej dyskusji!
Cofnijmy się w tym momencie na początek tej notki.
"Wszystkie dane wskazują bowiem niezbicie na fakt, że właśnie od wysokości 100 metrów samolot zaczął zachowywać się tak, jak gdyby załoga straciła nad nim kontrolę."
Co więc wydarzyło się właśnie w tym momencie?
A o to:

Co się stało, że ster kierunku został zablokowany w takim właśnie położeniu? Nie znalazłem na razie nigdzie sensownej odpowiedzi, ale tak nienaturalne jego położenie, może świadczyć o świadomym działaniu osób trzecich, lub o desperackich próbach odzyskania kontroli nad samolotem przez pilota, któremu ktoś odstrzelił w samolocie końcówkę jednego skrzydła i prawy silnik. Je jestem zwolennikiem tej drugiej możliwości. Samolot w przechyle na lewo skrzydło (z powodu odstrzelenia jego końcówki) zaczyna tracić wysokość, bo ma zmniejszony ciąg (po stracie jednego z silników). Jedynym możliwym do wykonania manewrem kontrującym w takich warunkach jest maksymalne wychylenie steru kierunku w przeciwną stronę, czyli w prawo... i tak jest rzeczywiście na tej fotografii.
Załóżmy, że pilotowi ta kontra powiodła się i "twardo" posadził samolot w zagajniku za autokomisem. Mogło to odbyć się zgodnie z planem inicjatorów całej akcji. Mogło to im być potrzebne, ale równie dobrze mogło to im być cholernie nie po myśli i wydarzyć się tylko dlatego, że Protasiuk jednak był bardzo dobrym pilotem. Tak czy siak, w tej chwili, teoretycznie załóżmy, że tak się stało.
W tym momencie właśnie dochodzimy do meritum, czyli tytułu tej notki.
Mało kto pamięta (podziękowania dla W Kapeluszu Panama) słowa Jarosława Olechowskiego, dziennikarza TVPInfo, który na antenie TV Polonia tak relacjonowal co się wtedy stało:
"Od reporterów dowiedziałem się, że są dwie wersje zdarzeń. Jedna mówiła o tym, że samolot prezydencki zahaczył o drzewa, ale wylądował i nikomu nic się nie stało. Według drugiej maszyna przypominała kulę ognia, ale nie wiadomo było nic na temat ofiar.”
A jeżeli te obydwie wersje zdarzeń są pradziwe? A jeżeli różnią się jedynie czasem i miejscem?
Jeremiasza porąbało, Jeremiasz coś pali itd... Zapewne zaraz przeczytam coś w tym stylu w komentarzach pod spodem.
Jeżeli chodzi o to jaki czas upłynął pomiędzy pierwszy a drugim zdarzeniem, jest to w tej chwili bardzo trudne lub wręcz niemożliwe do stwierdzenia, natomiast jeśli chodzi o miejsca, to są niezbyt od siebie oddalone:

Pierwsze zdarzenie: "Jedna mówiła o tym, że samolot prezydencki zahaczył o drzewa, ale wylądował i nikomu nic się nie stało." wydarzyło się w obszarze zakreślonym czerwoną linią.
Drugie zdarzenie: "Według drugiej maszyna przypominała kulę ognia, ale nie wiadomo było nic na temat ofiar." miało miejsce wiadomo gdzie, na obszarze oznaczonym na żółto.
Jeżeli tak się nie stało, to skąd wzięly się te dwie sprzeczne informacje? Informacje jak to informacje, pochodzą najczęściej od świadków danego zdarzenia. Więc jeżeli, w tym przypadku, byli zarówno świadkowie pierwszej, jak i drugiej wersji wydarzen, to może to świadczyć o tym, że obydwa te wydarzenia miały miejsce.
Dziwnym zbiegiem okoliczności są również fotografie, które mogą sugerować, że rozegrało się coś opisane w tej pierwszej wersji zdarzeń, jak i w tej drugiej. Jeżeli chodzi o fotografie na potwierdzenie wersji drugiej "Według drugiej maszyna przypominała kulę ognia, ale nie wiadomo było nic na temat ofiar.” to chyba nikomu nie trzeba ich przedstawiać. Wiadomo jak wyglądał wrak maszyny w finale.
Natomiast taka fotografia ewidentnie potwierdza wersję pierwszą, zarówno co do wyglądu samolotu jak i miejsca tego zdarzenia:

Jak dla mnie widać tam w zagajniku w miarę cały kadłub samolotu...
Załóżmy też, że w tym czasie rejestratory czarnych skrzynek nadal pracują, zaniku zasilania pokładowego jeszcze nie było. To jest ważne. Proszę o tym pamiętać. Na tym terenie zagajnika za komisem, nazwijmy go "czerwoną strefą", trwa też w dodatku "akcja ratunkowa":

Bardzo interesująco mogła wyglądać ta akcja... Ciekawe, czy prowadzona była jako "Emergency", czy jako "Termination". Akcja mogła mieć również status "Hostage Rescue", gdzie trójkę pasażerów salonki prezydenckiej potraktowano jako zakładników, a resztę jak terrorystów. I znów najpierw info o trzech ocalonych, potem info o trzech ofiarach najszybciej zidentyfikowanych: Kaczyński, Kaczorowski, Putra... A dlaczego nie Kaczyńska? Może "wyszła do ludzi"? Zbliżała się przecież kampania wyborcza. Więc "antyterroryści" dostają rozkaz: wyprowadzić trójkę VIP-ów z salonki prezydeckiej, resztę długotrwale obezwładnić.
Jeszcze jedna informacja przemawia za takim przebiegiem wydarzeń.
Informacja o alarmie w sobotę rano w jakimś pułku lotnictwa transportowego na południu Polski. Pamięta ktoś o co tamdokładnie chodziło?
No i teraz najlepsza zagwozdka. Co wydarzyło się w międzyczasie, że samolot, który wylądował w miarę cały w "czerwonej strefie", >>przeniósł się<< do "żółtej strefy" i uległ tam takiej destrukcji???
Jest jedna, jedyna logiczna możliwość:

A widziało się tam wtedy takie śmigłowce:

Załóżmy przy tym, że w trakcie tego transportu, rejestratory dalej pracują i rejestrują powolne wznoszenie się unoszonego przez śmigłowiec samolotu. Jest bardzo gęsta mgła. Świadek jadący drogą Kutuzowa widzi "lecący" tylko co nad ziemią, nienaturalnie przechylony samolot, który skrzydłem nieomal zahacza o jezdnię, słyszy też jakiś bardzo nienaturalny dźwięk silników samolotu... Czy możliwe, że widzi nie lot, tylko transport Tupolewa na zawiesiach a ten dziwny dźwięk silników, to maksymalnie obciążony silnik śmigłowca? Według mnie w tak gęstej mgle to cud, że tego Tupolewa zobaczył a co dopiero lecący dużo wyżej śmigłowiec, dodatkowo zważając na fakt, że juz widok samego samolotu na pewno wprawił go w osłupienie.
Rejestratory czarnych skrzynek działają, śmigłowiec wznosi się coraz wyżej...
Nagle zawiesia zostają odczepione a śmigłowiec, pozbywając się ciężaru, jak petarda mknie do przodu, w tym momencie, jeszcze w powietrzu, następuje główna eksplozja bomby volumetrycznej umieszczonej w zbiornikach paliwa.
Rejestratory przestają pracować, a szczątki samolotu opadają w "żółtej strefie"...
No i teraz jeszcze o czasie, zapisach rejestratorów o tym dlaczego śledztwo musiało być prowadzone w Moskwie i o ientyfikacji Lecha Kaczyńskiego.
Czas katastrofy nie był podany od razu, bo nie mógł być podany. Czekano na zeznania świadków i czekano jaka godzina "wypłynie" czy ta lądowania w zagajniku czy czas wybuchu zbiorników.
Na rejestratorach musiał pojawić sie zapis odnoszący się do określonego przebiegu czasowego z zerową wysokością. Czy aby na pewno musiał? Ażeby nie dopuścić do tego można było zastosować dwie metody, albo skasować pewien fragment zapisów i nadpisać ścieżkę czasu (według mie ryzykowne, bo możliwe do wykrycia), albo podać niewłaściwą wartość ciśnienia atmosferycznego, po to aby wysokościomierz ani przez chwilę nie wskazywał wartości zerowej. Hm, ciśnienie atmosferyczne. Pamięta ktoś jeszcze zamieszanie z wartościami ciśnienia? No tak, rzecze ktoś inny, ale wtedy trzeba było albo kombinować ze ścieżką rejestrującą przesunięcie liniowe samolotu, albo z tą rejestrującą czas. Tu własnie popełnili jeden z większych błędów. Pamiętacie jak wielu blogerów zarzucało komisji MAK, że to co jest w stenogramach nie jest możliwe, bo w kilku miejscach wychodzi, że samolot porusza się z prędkością mniejszą niż minimalna prędkość przelotowa Tupolewa??? Może dlatego tak to im wyszło, że samolot przez pewien czas "leżał" pod komisem?
Następna sprawa, to fakt, że musiało to wszystko odbyć się w taki sposób, by ciało Lecha Kaczyńskiego możłiwe było do szybkiej identyfikacji, bo tylko w takiej sytuacji ktoś mógł przejąć urząd prezydenta. A co jeżeli w czasie zwykłej eksplozji ciało Lecha Kaczyńskiego uległoby ttotalnej destrukcji a on zostałby uznany nie za zmarłego, ale zaginionego???
Rodzi sie w tym miejscu, przy okazji pytanie, czy możliwe byłoby trzymanie tego wszystkiego pod kontrolą, jeżeli śledztwo prowadzone byłoby poza Rosją? W przypadku lotu wojskowego, jakim był lot PLF101IM, pamiętajmy,że M oznacza Military, czyli wojskowy, natomiast litera C oznacza lot cywilny, według wszelkich przepisów wszelkich praw międzynarodowych, śledztwo powinno być prowadzone tylko i wyłącznie przez Polaków!!! Jak sądzicie?
A wszystko możłiwe było do poskładania dzięki prawie zapomnianym słowom Jarosława Olechowskiego.
Стукачам, чекистам и членам российской агентуры вход воспрещен.
Szacun za postawę
Znalezione w sieci
Lista Wildsteina
Pan polecił Jeremiaszowi, by udał się do Rekabitów i dał im pić wino, lecz oni nie pili wina i mieszkali w namiotach, będąc wiernymi nakazom ich praojca Jonadaba syna Rekaba. Wówczas Pan powiedział, że nie zabraknie im potomka, który by stał zawsze przed Panem. Niewierną zaś Judę, która nie usłuchała nakazów swego Pana Boga, Pan ukarze...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka