Rodzina musi być chroniona. Dżinn, którego obecnie wypuszcza się z butelki, już do niej nie wróci. Radykalne ruchy od dawna wiedzą doskonale, że tylko zniszczenie rodziny może im zapewnić sukces. Marksiści starali się zniszczyć rodzinę w imię obalenia nierówności klasowych. Dziś ruchy LGBTQ atakują rodzinę powołując się na "równość wobec miłości".
...
"Żadne z ludzkich zachowań nie jest wrodzone czy nabyte. Homoseksualność także" - stwierdza dr hab. Wojciech Dragan, psycholog i biolog, kierownik Interdyscyplinarnego Centrum Genetyki Zachowania na Wydziale Psychologii UW.
"Tylko stosunkowo mała część z nas jest stuprocentowo hetero- lub homoseksualna, a ogromna większość mieści się pomiędzy tymi dwiema skrajnościami" - mówi Jacek Kubiak, profesor biologii w Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS) i w Wojskowym Instytucie Higieny i Epidemiologii (WIHE).
"Zauważyłem, że zwiększa się liczba kobiet zainteresowanych seksem, chociażby jednorazowym, z innymi kobietami. (...) Gdy pytam moje klientki, jaką mają motywację do seksu z kobietami, wiele jest przekonanych, że kobieta lepiej zrozumie, czego pragną w łóżku - będzie czuła, uważna, zaangażowana, będzie wiedziała, jak ją pieścić i co należy robić z łechtaczką." - informuje w wywiadzie Andrzej Gryżewski, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny (CBT), psycholog, certyfikowany edukator seksualny.
(Wszystkie powyższe cytaty są z Gazety Wyborczej. Żeby nikt nie próbował mi zarzucić, że powołuję się na jakieś "prawicowe źródła")
O czym te wypowiedzi świadczą?
Że ludzki seksualizm nie jest wykuty w kamieniu, jednoznaczny i trwały, ale że podlega zarówno uwarunkowaniom genetycznym jak i - jednak! jednak! - kulturowym wzorcom.
Na genetykę jak na razie nie mamy znaczącego wpływu. Natomiast wzorce kulturowe ludzkość kształtuje (i według nich postępuje) od początków swojego istnienia.
Czymże jest więc obrona tradycyjnego ideału małżeństwa przed ideologiami LGBTQ i gender? W narastającym konflikcie kulturowym, w który wkroczyła bieżąca polityka, stawką jest zachowanie ideału rodziny, który chrześcijaństwo przejęło od judaizmu. Ideał ten jest oczywisty: kobieta, mężczyzna, potomstwo.
O co tu chodzi? Co ma tu być ocalone?
To jest wielki temat, więc skupmy się na jednym tylko aspekcie: spójrzmy, jakie idee stały za stworzeniem modelu małżeństwa, jako związku wyłącznie kobiety i mężczyzny.
Judaizm wprowadził i usankcjonował – jako jedyna religia świata starożytnego i pierwsza w historii ludzkości – szereg zakazów, seksualnych tabu, uznających wyłącznie związek mężczyzny i kobiety (początkowo poligamiczny, później monogamiczny) za ideał posiadający religijną aprobatę.
Tora zakazywała homoseksualizmu, zoofilii, kazirodztwa i seksu z powinowatymi nie bez realnych przyczyn. Po pierwsze, zjawiska te były u starożytnych ludów powszechne. Gdyby Tora zakazywała czegoś, co jest marginesowe, nie byłaby traktowana serio. Po drugie, te powszechne zjawiska uniemożliwiały ukształtowanie się stabilnej rodziny, co z kolei stanowiło barierę dla cywilizacyjnego rozwoju.
Seksualność jest potężną siłą. W seksualności człowieka rządził chaos. Przekładał się na chaos w międzyludzkich relacjach. Chaos krzywdził najsłabszych: kobiety i dzieci.
W starożytności, w wielu kulturach, ludzka seksualność nie podlegała wcale dychotomii opartej na płci (męska/żeńska), która dziś wydaje nam się całkiem naturalna i oczywista, ale - co zaskakujące dla nas - przede wszystkim dychotomii opartej na dominacji (penetrujący - partner aktywny)/penetrowany - partner bierny). Tym penetrującym był wyłącznie dominujący mężczyzna, a penetrowanymi - kobiety, młodzieńcy, chłopcy, dzieci, zwierzęta.
Judaizm zmienił tę sytuację i stworzył podstawy do ukształtowania nowego podziału, który obowiązuje do dziś: seksualizm człowieka ma podlegać podziałowi wedle płci - męskiej i żeńskiej. Do tego jest, oczywiście, konieczne niezacieranie różnic między płciami. Stąd w judaizmie np. nakazy dotyczące oddzielania ubiorów męskich i damskich.
Biorąc pod uwagę, że seksualizm człowieka jest polimorficzny (to znaczy, że może być zaspokajany na wiele różnych sposobów, które nie są niezmienne i ulegają wpływom kulturowym), jego podporządkowanie związkowi mężczyzny z kobietą i uczynienie jedynie tego związku uświęconym, jest rewolucyjnym osiągnięciem.
Najważniejszym celem było tu zdecydowanie wypowiedzenie wojny naturze mężczyzny.
Dla mężczyzny nie jest wcale naturalną opieka nad własnym potomstwem i związanie się z kobietą, a tym bardziej z jedną. Aby okiełznać męską seksualność, trzeba mężczyznę KULTUROWO do małżeństwa zmusić. Kobieta obdarzona zostaje naturalnym instynktem macierzyńskim. Uczucia mężczyzny wobec potomstwa są kształtowane nie przez naturę, ale przez kulturę. Dla mężczyzny nie jest wcale oczywistością pozostawanie w jakimkolwiek trwałym związku. W starożytności wszystkie inne opcje stały przed nim otworem. Stąd istnienie i popularność np. w Grecji i Rzymie zjawiska pederastii. Stąd tzw. "prostytucja świątynna" w wielu kulturach. Zarówno kobieca jak i męska (homoseksualna).
O ile dążenie do seksu jest naturalnym instynktem mężczyzny, o tyle zakładanie rodziny – już wcale nie jest. Ma on wrodzone tendencje do cenienia bardziej towarzystwa innych mężczyzn i seksualnych kontaktów z wieloma kobietami, a także z mężczyznami, chłopcami lub dziećmi, niż trwanie w monogamicznym związku z kobietą.
Seksualizm mężczyzny w stanie naturalnym to bałagan, chaos, powierzchowność, nieodpowiedzialność.
Stanowczy i jednoznaczny zakaz homoseksualizmu (męskiego!), podnosił status kobiety z pozycji „maszynki do rodzenia” do poziomu jedynego i coraz bardziej równoprawnego partnera seksualnego mężczyzny. Okiełznanie męskiej seksualności w ramach małżeństwa pogłębiło znaczenie miłości między kobietą a mężczyzną. Zapoczątkowało radykalną poprawę pozycji kobiety. To był, oczywiście, długi proces, biorąc pod uwagę, jak nisko sytuował się status kobiet w tamtych czasach. I nie byłby możliwy, gdyby nie podjęło go chrześcijaństwo.
Nadrzędnym celem każdego związku małżeńskiego jest stworzenie domu, w którym dzieci otrzymują różne wzorce osobowe obu odmiennych płci. Taka rodzina, z mężczyzną odpowiedzialnym za te dzieci - mężczyzną, któremu dozwolone są wyłącznie kontakty seksualne z żoną – chroni przede wszystkim interesy potomstwa i kobiety, a jednocześnie staje się ważnym czynnikiem rozwoju cywilizacyjnego. Mówiąc wprost: ten model narzucał nieodpowiedzialnemu, młodemu mężczyźnie (którego naturalnym dążeniem jest seks "z byle kim", a sposobem bycia - agresja ) konieczność stabilizacji, wysiłku, pracy i odpowiedzialności za rodzinę.
Co za to oferował? Jedyną dopuszczalną formę zaspokajania potrzeb seksualnych: w małżeństwie. W rezultacie ten "układ" przemieniał go w dorosłego, odpowiedzialnego "ojca rodziny".
Po wiekach propagowania tego modelu rodziny przez chrześcijaństwo, stał się on obowiązującym wzorcem kulturowym, właśnie dlatego, że odniósł wielki sukces.
Na męską aktywność seksualną została nałożona kontrola. Jednocześnie obie płcie wypracowały swoje odmienne tożsamości. Bez tego nic nie byłoby możliwe. Był to proces wielowiekowy, skomplikowany, trudny.
...
Najważniejsze hasło ideologii LGBTQ jest bardzo proste: "miłość nie wyklucza". Przywoływane w kontekście domagania się małżeństw jednopłciowych (tzw. "równość małżeńska") z prawem adopcji dzieci.
Jest to hasło pozornie szlachetne. W rzeczywistości obala nie tylko rodzinę, ale znaną nam cywilizację. Gdy przyjmiemy to hasło, jako rządzącą regułę, wchodzimy w chaos. To, co nazwiemy miłością, może istnieć przecież pomiędzy wieloma partnerami (tzw "poliamoria") na raz i we wszystkich możliwych kombinacjach. Miłość może istnieć pomiędzy osobami spokrewnionymi i spowinowaconymi. Gdy miłość - ta stanowiąca podstawę małżeństwa - przestaje być zastrzeżona wyłącznie dla kobiety i mężczyzny, otwieramy z hukiem Puszkę Pandory, bo małżeństwo może stanowić związek każdego z każdym, gdy tylko chętni zadeklarują miłość. Jacykolwiek chętni. Jakąkolwiek miłość. Z kimkolwiek.
Niech nikt nawet nie próbuje argumentować, że takie podejście nie zniszczy tzw. "tradycyjnego" małżeństwa i opartej na nim rodziny.
Ostatnio widać coraz silniejsze przejawy powrotu do zapomnianych wzorców sprzed tysiącleci. Najbardziej dosadnym przejawem tego zjawiska są próby zacierania różnic pomiędzy płciami (np. poprzez zastępowanie pojęcia „płeć” pojęciem „gender” – płci społeczno-kulturowej). Znikają "matka" i "ojciec" - zastępowani bezosobowym "rodzicem" (tzw. "gender nonconformity"). Płeć staje się konceptem płynnym, dowolnym, niepotrzebnym. Już sam ten fakt zabija małżeństwo kobiety i mężczyzny, skoro zagrożone jest samo "istnienie" mężczyzn i kobiet. Ponadto, pojawia się dążenie do zmiany definicji małżeństwa rozumianego jako związek wyłącznie heteroseksualny, poprzez rozszerzenie jej na związki jednopłciowe. Taka zmiana pozbawiłaby małżeństwo jego najważniejszej cechy: wyjątkowości. A także odebrałaby mu najistotniejszy cel, w jakim zostało stworzone, czyli kanalizowanie popędu seksualnego w formę najbardziej korzystną w wychowaniu dzieci i kształtowaniu ich osobowości.
Czy na pewno wiemy, jakie będą tego konsekwencje? Nie. Nie wiemy, bo nie możemy wiedzieć.
Czy wraz z rozpadem tradycyjnej rodziny nie nastąpi płynność, rozchwianie, niejednoznaczność we wszystkich aspektach życia społecznego, które wiążą się z czymś tak istotnym jak seksualność?
Hasła i żądania środowisk LGBTQ apelują do serc, a nie do rozumu. Domagają się współczucia.
Dyskryminowanie lub prześladowanie gejów i lesbijek jest niemoralne. I - dodam - błędne jest uznawanie homoseksualizmu za przejaw niemoralności. Jednak nie zgodzę się z twierdzeniem, że niezgoda na małżeństwa homoseksualne powinna być - tak bez głębszego zastanowienia - piętnowana etykietką "przesądu homofobicznego". I że żądaniom ideologii LGBTQ należy się bezrefleksyjnie poddawać.
Dla bezstronnego obserwatora jest oczywiste, że za nimi stoi egoizm tych środowisk.
W imię własnych interesów (np. prawo do adopcji) - chcąc nie chcąc, najczęściej nieświadomie - środowiska LGBTQ niszczą taką rodzinę, jaką znamy. Instytucję, której ukształtowanie stanowi nie jedno z największych osiągnięć ludzkości, ale to największe.
Popychają świat w nieznane.
A jakie istnieją gwarancje, że to "nieznane" jest bezpieczne?
Od kilkunastu lat redaguję dział "judaizm" i współredaguję dział "opinie" na portalu Forum Żydów Polskich. Piszę felietony dla portali tvpworld.com oraz tysol.pl .Ukazały się dwa wydania mojej książki "Judaizm bez tajemnic" (2009, 2012). Od 2005 roku prowadzę działalność edukacyjną na temat judaizmu i religijnej kultury żydowskiej w 'Stowarzyszeniu 614. Przykazania' (The 614th Commandment Society) działającym z Kalifornii. W latach 2009-2014 współpracowałem z żydowskim wydawnictwem 'Stowarzyszenie Pardes', uczestnicząc w redagowaniu tłumaczeń na język polski klasycznych dzieł judaizmu. W roku 2011 opublikowałem w formie książkowej rozmowę z autorem monumentalnego, żydowskiego tłumaczenia Tory na polski - ortodoksyjnym rabinem Sachą Pecaricem ("Czy Torę można czytać po polsku?").
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo