Paweł Jędrzejewski Paweł Jędrzejewski
1913
BLOG

Dziś Roman Polański kończy 90 lat

Paweł Jędrzejewski Paweł Jędrzejewski Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 52
W ponurych czasach PRL-u, to my reżyserskimi sukcesami Romana Polańskiego zdobywaliśmy stolicę światowego kina. Każdy jego triumf - artystyczny i kasowy - był zapisywany na konto narodowych osiągnięć. Polański stał się postacią dla Polaków ważną.

Roman Polański 18 sierpnia kończy 90 lat. To oznacza, że dla większości ludzi zainteresowanych sztuką filmową Polański i jego twórczość istnieli od zawsze, czyli jak tylko daleko mogą sięgnąć pamięcią.

Jednak widzowie z Zachodu nawet nie domyślają się, co znaczy Roman Polański i jego twórczość w historii Polski ostatnich siedemdziesięciu lat - nie tylko dla filmu, dla kultury, ale także dla szerokiej świadomości społecznej.

Kluczem do zrozumienia, kim jest, a przede wszystkim kim był Roman Polański dla Polaków w czasach jego reżyserskiej, hollywoodzkiej świetności, jest uświadomienie sobie, czym była Polska w okresie komunizmu. Świat biedny, szary, monotonny, niedemokratyczny, z narzuconą przez Sowietów zideologizowaną władzą totalitarną, posługującą się przemocą, cenzurą, strachem i terrorem, nieakceptującą odmienności, indywidualizmu, swobody myśli i słowa. Świat oddzielony od Zachodu żelazną kurtyną charakteryzowało stałe poczucie klaustrofobii i zniewolenia. Wolny świat Zachodu z perspektywy Polski lat 50-tych i 60-tych XX wieku był rzeczywistością innej planety - światem odległym, niedostępnym, idealizowanym. Nie było wówczas bardziej powszechnego, bardziej głębokiego i bardziej nierealnego marzenia, szczególnie wśród młodzieży inteligenckiej, niż sen o "wędrówce na Zachód". Zachód był mitem. Sprawiedliwą, wolną krainą, gdzie wszystko było możliwe dla jej mieszkańców. Nikomu wówczas nie marzyło się nawet, że Polska kiedykolwiek uwolni się od zależności od Związku Sowieckiego. Nikt nie liczył na upadek totalitarnego reżimu. Najbardziej bolesna była jednak wówczas świadomość, że wolny świat nie ma o nas pojęcia, że nic o nas nie wie, że nas nie dostrzega lub, w najlepszym przypadku, postrzega Polskę i Polaków jako jeden z anonimowych, beztwarzowych, niezindywidualizowanych elementów świata komunistycznego, pod władzą Kremla. Byliśmy jak całkiem nieważna, niedostrzegana przez teleskopy drobna planeta odległej, wrogiej galaktyki, którą obserwuje się wyłącznie jako całość jako mgławicę, bez śledzenia światów, które ją tworzą. Stąd wielkie, zbiorowe pragnienie sukcesu Polaków na światowej scenie. A w czasach stalinizmu szanse na to dawał co najwyżej sport. Wszystko inne było w lepkich łapach ideologii, czyli poza zasięgiem ludzkiej fantazji, innowacji, wyobraźni.

I właśnie wtedy, w trakcie odwilży po śmierci Stalina, wkrótce po tzw. "Październiku" - buncie robotniczym 56 roku, w świadomości polskich kinomanów zaistniał 25-letni Roman Polański, wówczas student reżyserii. Otrzymał on pierwszą w historii Szkoły Filmowej nagrodę na zachodnim festiwalu (Bruksela) za studencki film krótkometrażowy "Dwaj ludzie z szafą". Tematem tego filmu - zrodzonego z ducha teatru absurdu - były obojętność i okrucieństwo świata oraz jego nietolerancja dla tego, co inne. Wcześniej Polański był znany ze swoich ról filmowych - drugoplanowych, ale mocno zapadających w pamięć. W swoich latach dwudziestych wyglądał jak nastolatek. Sprawdzał się w rolach postaci agresywnych, przebojowych, bezczelnych. Zwracał uwagę swoją osobowością - ambicją i wyzywającą pewnością siebie pokonywał własne ograniczenia fizyczne - niski wzrost i szczupłość.

Po sukcesie "Dwóch ludzi z szafą" kolejny przełom na znacznie większą skalę nastąpił kilka lat później (1962), gdy Polański nakręcił w Polsce swój pierwszy film fabularny ("Nóż w wodzie"). To stało się dla polskiego kina, a przede wszystkim dla polskich widzów, niezwykłym wydarzeniem, a nawet szokiem, bo film otrzymał pierwszą w historii polskiego filmu nominację do Oscara, a kadr z "Noża w wodzie" znalazł się na okładce tygodnika "Time". Film był czymś niezwykłym. Wówczas, po latach ideologicznych, komunistycznych gniotów, kino polskie rozliczało się w poważnym lub gorzko-ironicznym tonie z drugą wojną światową. Natomiast film Polańskiego był czymś zupełnie innym - dramatem psychologicznym, który rozgrywał się w rzeczywistości poza historią, poza ideologią, w ponadczasowych krajobrazach mazurskich jezior. Film, będący w polskim kinie czymś szokująco nowym, przyjęty entuzjastycznie przez widzów, spotkał się z obrzydzeniem ze strony komunistycznych władz, zarządzających wytwórniami filmowymi i kulturą. Oskarżono go o bezideowość. Komunistyczni aparatczycy nie zdawali sobie sprawy, że właśnie bezideowość była czymś najsilniej wytęsknionym w poststalinowskiej Polsce.

Wkrótce po premierze "Nóż w wodzie" Polański wyjechał do Francji, następnie do Wielkiej Brytanii, aż wreszcie osiadł w Hollywood, gdzie swoim niezwykłym talentem podbił przemysł filmowy. Od tego czasu, dla polskich widzów, a były ich miliony, bo kino przeżywało wówczas swój złoty okres, Polański był "naszym człowiekiem" w Hollywood. To my reżyserskimi sukcesami Polańskiego zdobywaliśmy stolicę światowego kina. Każdy jego triumf - artystyczny i kasowy - był zapisywany na konto narodowych osiągnięć. Polański stał się postacią dla Polaków ważną. W ponurym świecie socrealistycznego kina w okresie stalinizmu przez lata wpajano nam komunistyczne hasło samego Lenina "Ze wszystkich sztuk, najważniejszy dla nas jest film". Propagowanie tego hasła zbierało teraz, przewrotnie, żniwa. Skoro film jest najważniejszą ze sztuk, to najważniejszy jest reżyser filmowy, więc jeśli Polański jest uznanym międzynarodowo reżyserem, prosta logika udowadnia, że Polański jest dla nas najważniejszy. A on wyjechał, czyli wyrwał się z klatki, w której my nadal jesteśmy uwięzieni. Czyli nas reprezentuje w dalekim świecie. Było jasne, że opuścił Polskę nie tylko na swoje konto, ale w naszym - nas wszystkich - imieniu. Teraz jest wolny. Poraża wręcz swoją wolnością. Rozwija skrzydła. I fruwa wysoko. Nic go nie powstrzyma. Jego polskie doświadczenia życiowe nie stanowią żadnej przeszkody w docieraniu do międzynarodowego widza, wręcz przeciwnie - Polański opanował brawurowo uniwersalny język kina. Jego twórczość poświadcza, że uczeń łódzkiej Szkoły Filmowej może zawładnąć uwagą świata, że może świat przestraszyć ("Dziecko Rosemary"), rozbawić i jednocześnie zaczarować ("Nieustraszeni zabójcy wampirów"), zdemaskować ("Chinatown), wzruszyć ("Pianista"), porazić egzystencjalną pustką ("Matnia").

Ważny, a nawet kluczowy, był jednak styl, w jakim Polański wszedł do światowego kina. Nie tylko, że z pełną swobodą, bez kompleksów prowincjusza, ale w sposób wręcz wyzywający. Polański dobrze wiedział, że zło działa na wyobraźnię silniej niż dobro. Wybrał więc "ciemną" stylizację, co symbolicznie definiuje jego mała ale bardzo wyrazista rola sadystycznego gangstera z nożem w "Chinatown", której zapowiedzią była już lata wcześniej rola chuligana znęcającego się nad ofiarą w debiutanckim "Dwaj ludzie z szafą". Polański wyczuł bezbłędnie, że nie może być potulny, układny, ale że sukces zapewni mu wyłącznie przyjęcie roli "bad boya". Stąd wybór fascynacji złem, ciemnością, zbrodnią widoczny w wielu jego filmach, co - oczywiście - nie oznacza aprobaty dla zła, a raczej egzystencjalne przerażenie nim. Stąd złowieszcza, mroczna perspektywa postrzegania świata i urzeczenie jego brutalnością, za którymi ukrywa się bezradność wobec niego, jakiej ucieleśnieniem jest Polański zaskakujący w roli naiwnego Alfreda w "Nieustraszonych zabójcach wampirów " i jako bliski mu Trelkovsky w "Lokatorze".

W Polsce przebojowość Polańskiego przekładała się na coraz większe uznanie dla popularnego "Romka". Polański nie tylko nie płaszczył się przed wielkim światem, do którego nie mieliśmy dostępu, ale traktował go nonszalancko a nawet obcesowo. Nie tylko układał się ze światem jak równy z równym, ale już sama szybkość jego kariery, impet z jakim wszedł do Hollywood, świadczyły o tym, że to "im" zależy na nim bardziej niż jemu na "nich". Imponowały nie tylko jego sukcesy jako reżysera, ale także jako aktora. Kinomanów o zawrót głowy przyprawiały nazwiska ludzi współpracujących z Polańskim - Mia Farrow, Marcello Mastroianni, Jack Nicholson, Harrison Ford, Johnny Depp, Ben Kingsley, Sigourney Weaver - by wymienić tylko niektórych. Dla Polaków był to dowód na to, że skoro udało się Polańskiemu, także dla nich nie ma ograniczeń, co było ożywcze, podnoszące na duchu, dające często nieuzasadnioną, ale bezcenną pewność siebie. W ponurych latach stanu wojennego w początkach lat osiemdziesiątych polscy nastolatkowie (i zapewne studenci Szkoły Filmowej) śpiewając "Manchester England" - słynną piosenkę z musicalu "Hair" (znaną im z filmowej wersji "Hair" Miloša Formana) - mogli traktować wyznanie jednego z bohaterów filmu, który marzy o tym, że jest Polańskim, jak swoje własne ("Claude Hooper Bukowski finds that it's groovy to hide in a movie. Pretends he's Fellini, and Antonioni, and also his countryman Roman Polanski").

I stało się coś jeszcze więcej. Roman Polański w epoce dominacji celebrytów kultury masowej, stał się pierwszym celebrytą zza żelaznej kurtyny i to od razu na pełny rozmach. Nawet potworna zbrodnia (zamordowanie żony Polańskiego i jego przyjaciół przez gang Mansona), która zburzyła jego życie osobiste w roku 1969, stała się, paradoksalnie, żerem tabloidów budujących jego celebrycką legendę. W końcu była to hollywoodzka "zbrodnia stulecia". W Polsce, wciąż jeszcze tkwiącej wówczas w epoce przerażającej stagnacji gospodarczej i politycznej niemocy, tragiczne wydarzenia ugruntowały jego popularność. Na współczucie wobec "naszego" nakładało się wyrastające z kompleksów geopolitycznej marginalizacji docenienie, że oto jeden z nas jest w samym centrum wydarzeń, o których mówi cały świat. W Polsce w 1971 roku znany reportażysta Krzysztof Kąkolewski opublikował powieść faktu "Jak umierają nieśmiertelni", której tematem była zbrodnia w Beverly Hills. Książka zawierająca przede wszystkim zmyślenia i spekulacje, zyskała sporą popularność i pogłębiła mitologizację wyobrażeń o kalifornijskim świecie Romana Polańskiego oraz fascynację reżyserem.

Sukcesy Polańskiego były legendarne i stanowiły najważniejszą inspirację dla kolejnych roczników, a później pokoleń studentów łódzkiej Szkoły Filmowej. Polański stał się najbarwniejszą legendą Szkoły. Wielu wybierało studia w Filmówce ze skrywaną nadzieją, że "zostaną Polańskim". Pamiętam atmosferę pierwszej wizyty Polańskiego w Szkole wiosną 1981 roku, po ponad 20 latach od czasów, gdy ją opuścił. Karierę zrobiły później w mediach zdjęcia z momentu, gdy wszyscy zgromadzili się na słynnych schodach. Atmosfera była elektryzująca. Od 1959 roku do dziś jego sukces mówi studentom, że wszystko jest możliwe. W latach komunizmu ta świadomość miała wymiar wyzwalający. Szczególnie, że Polański zatrudniał w swoich filmach zarówno swoich polskich przyjaciół jak i najznakomitszych polskich specjalistów w tworzeniu dzieł filmowych (operatorów, kompozytorów, scenografów i aktorów), poczynając od twórcy muzyki do jego pierwszych filmów - fenomenalnego Krzysztofa Komedy, a kończąc na operatorze jego późnych filmów - Pawle Edelmanie.

Polscy widzowie byli zachwyceni także takimi drobnymi gestami, jak na przykład obsadzeniem w "Piratach" w roli osiłka Jesusa polskiego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą, niezwykle popularnego showmana Władysława Komara. Zatrudnianie przez Polańskiego Polaków jest nawet jednym z kluczowych elementów fabuły w najbardziej popularnej, "kultowej" komedii polskiego kina ("Miś" Stanisława Barei). To świadczy, jak bardzo Polański stał się trwałym elementem popularnej kultury.

Polański, nie zapominał o Polsce i z odległości wysyłał delikatne sygnały dla polskich widzów - zrozumiałe tylko dla nich porozumiewawcze mrugnięcia okiem. W "Nieustraszonych zabójcach wampirów" służąca żydowskiego właściciela gospody nuci piosenkę "Prząśniczka" Stanisława Moniuszki. W tym samym filmie, karczmarz pyta żonę gotującą w kuchni, czy można już podawać "bigos". W francusko-brytyjskim "Tess" z 1979 roku, jedna z postaci gra melodię popularnej polskiej pieśni ("Laura i Filon") z końca XVIII wieku. Diaboliczny Roman Castevet z "Dziecka Rosemary" wspomina amerykańskie triumfy polskiej aktorki teatralnej Heleny Modrzejewskiej. "W moim sercu jestem Polakiem" - wyznał Polański przed 23 laty w rozmowie w amerykańskiej telewizji PBS. W 2002 roku, u Wajdy, w arcykomedii Aleksandra Fredry "Zemsta", zagrał rolę Papkina tak, jakby Fredro pisał ją z myślą o nim.

W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w efekcie wynalazku tabletki antykoncepcyjnej rozkwitła rewolucja seksualna, a ówcześnie panująca obyczajowość w przemyśle filmowym stawiała szczególnie producentów i reżyserów filmowych w sytuacji uprzywilejowanej wobec kobiet szukających karier w filmie. Z dzisiejszego punktu widzenia, sytuacja była obrzydliwa. Jednak wtedy większości wydawała się czymś normalnym, co dziś słusznie szokuje. W przypadku Romana Polańskiego sprawy poszły drastycznie jeszcze dalej - reżyser popełnił przestępstwo obcowania seksualnego z nieletnią, do czego przyznał się zarówno w sądzie jak i w swojej biografii "Roman by Polanski" opublikowanej w 1984 roku. W Polsce zareagowano wówczas na tę całą aferę z zażenowaniem, ale niezmienna sympatia do Polańskiego spowodowała, że dominowała daleka od obiektywizmu postawa przemilczenia i udawania, że nic się nie stało. Kredyt zaufania, jaki miał Polański w Polsce, jako nasz ambasador w wolnym świecie, był tak duży, że dominował fałszywy pogląd, że reżyser padł ofiarą zaplanowanego spisku, który miał na celu wyłudzenie pieniędzy. 

Roman Polański w masowej, narodowej wyobraźni o wielkich Polakach, znajdował się wciąż gdzieś blisko Mikołaja Kopernika i Marii Skłodowskiej-Curie. Faktem jest przecież, że żaden polski twórca filmowy, a nawet więcej, bo żaden polski artysta w dziejach, nie zdobył takiego ogólnoświatowego uznania, jak Polański. Wśród polskich reżyserów i aktorów nikt nawet nie zbliżył się do jego sławy i popularności jego filmów, zwłaszcza tych z okresu hollywoodzkiego. To jest bezdyskusyjne. 

Przełomowe dla postrzegania Romana Polańskiego w Polsce było wydanie w końcu lat osiemdziesiątych polskiego przekładu jego autobiografii "Roman by Polański". Książka przybliżyła polskim czytelnikom i widzom filmów Polańskiego historię jego dzieciństwa - pobyt w krakowskim getcie, ukrywanie się przed śmiercią w rodzinie polskich ubogich rolników (uhonorowanych pośmiertnie medalem Jad Waszem), stratę matki, rozstanie z ojcem wywiezionym do obozu koncentracyjnego. Ta spowiedź przybliżyła Polańskiego Polakom. Zanim nie opowiedział swojej historii, był postacią powszechnie znaną, ale jednak na swój sposób tajemniczą. Teraz swoją "spowiedzią" zbliżył się do ludzi, którzy go obserwowali od dekad. Widzowie jego filmów zrozumieli, że przeżył w dzieciństwie wielką traumę i był jednym z nielicznych, którzy uniknęli wykonania wyroku, wydanego na nich przez machinę totalitarnego, niemieckiego państwa. Od tego czasu stało się też jasne, że jeżeli ktokolwiek podejmie się przenieść na ekran historię ocalenia Władysława Szpilmana, to powinien nim być Roman Polański. Tak też się stało i po po kilkunastu latach powstał oscarowy "Pianista".

Jaki wpływ miały te okupacyjne doświadczenia na życie i twórczość reżysera? Czy da się może wyjaśniać nimi jego niezwykłą energię i potrzebę sukcesu? Chęć precyzyjnego tworzenia na ekranie fascynujących światów? Nieco starszy od niego chłopiec, Dawid Sierakowiak, pisał w swoim dzienniku w getcie łódzkim jakby w imieniu swojego pokolenia: "o ile przeżyjemy, osiągniemy taką pełnię życia, jakiej w żadnym innym wypadku nie bylibyśmy osiągnęli". Polański w swojej książce wyjaśniał: "moje eskapady, szaleństwa i cała siła zrodziły się z radosnego  przeczucia darów, jakie może przynieść życie"."

"Zdaję sobie sprawę, że w oczach wielu ludzi uchodzę za złośliwego i zdemoralizowanego gnoma" - pisał Roman Polański w autobiografii.

Być może, ale nie w Polsce.

W Polsce było i jest inaczej. O ile Fellini dla Włoch, Bergman dla Szwecji i na przykład Godard dla Francji byli po prostu wspaniałymi reżyserami filmowymi o międzynarodowej sławie, o tyle Roman Polański był kimś o wiele większym, o wiele bardziej znaczącym. W Polsce Roman Polański na długie dziesięciolecia zdobył uznanie przede wszystkim jako reprezentant naszych ambicji i marzeń, kierowanych w wyczekiwaną, wytęsknioną przyszłość.

A poza tym robił i robi nadal znakomite filmy.

.......

Tekst powstał na podstawie mojego artykułu: https://tvpworld.com/72092347/roman-polanskis-90th-birthday-the-importance-of-being-romek

Od kilkunastu lat redaguję dział "judaizm" i współredaguję dział "opinie" na portalu Forum Żydów Polskich. Piszę felietony dla portali tvpworld.com oraz tysol.pl  .Ukazały się dwa wydania mojej książki "Judaizm bez tajemnic" (2009, 2012). Od 2005 roku prowadzę działalność edukacyjną na temat judaizmu i religijnej kultury żydowskiej w 'Stowarzyszeniu 614. Przykazania' (The 614th Commandment Society) działającym z Kalifornii. W latach 2009-2014 współpracowałem z żydowskim wydawnictwem 'Stowarzyszenie Pardes', uczestnicząc w redagowaniu tłumaczeń na język polski klasycznych dzieł judaizmu. W roku 2011 opublikowałem w formie książkowej rozmowę z autorem monumentalnego, żydowskiego tłumaczenia Tory na polski - ortodoksyjnym rabinem Sachą Pecaricem ("Czy Torę można czytać po polsku?").

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Kultura