Bierne prawo wyborcze, czyli prawo kandydowania w wyborach jest podstawowym prawem przysługującym obywatelowi w warunkach równości wobec prawa i wolnych wyborów. Trudno jednak mówić o zapewnieniu biernego prawa wyborczego, gdy trzeba mieć zgodę lidera partyjnego, aby z niego skorzystać, samodzielnie kandydować nie można, a na założenie partii czy komitetu obywatelskiego, który wejdzie do Sejmu trzeba mieć miliony złotych, którymi dysponują tylko partie finansowane z budżetu. A przecież z tym mamy do czynienia w Polsce!
Wyobraźmy sobie zasadę, że jest tyle okręgów wyborczych, ile wynosi liczba posłów w parlamencie. Każdy wyborca oddaje jeden głos na swojego kandydata, a kandydat uzyskujący największą liczbę głosów wygrywa wybory w swoim okręgu i uzyskuje mandat poselski. Dodajmy do tego 10-15 podpisów, wystarczających do rejestracji kandydata, niedużą kaucję wpłacaną przez partię lub kandydata, która jest zwracana po uzyskaniu 5% głosów w okręgu, możliwość odwołania posła przed upływem kadencji w zwykłym referendum lokalnym i górny limit wydatków na kampanię wyborczą, a otrzymamy z grubsza przepis na to, co w Polsce rozumie się pod postulatem JOW (jednomandatowych okręgów wyborczych).
Studenci za JOW
W kwietniu 2007 r. Zarząd Krajowy Niezależnego Zrzeszenia Studentów wydał oświadczenie popierające tą ideę, w którym czytamy m.in. „Zmiana ordynacji wyborczej jest zasadnicza dla dobrego funkcjonowania systemu politycznego oraz zdrowych relacji pomiędzy obywatelami a reprezentantami społeczeństwa. Wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych spowoduje zwiększenie odpowiedzialności polityków przed wyborcami, personalny a nie partyjny sposób wyboru reprezentantów, skrystalizowanie i uproszczenie procedury wyborczej. Uważamy, iż takie rozwiązanie zapewni każdemu Polakowi możliwość kandydowania i realnej szansy bycia wybranym, znacznie zmniejszy również koszt kampanii wyborczych. Likwidacja list partyjnych i zmiana obecnych struktur wszystkich partii politycznych uzdrowi naszą demokrację, czyniąc ją bardziej przychylną każdemu obywatelowi oraz przyspieszy tworzenie społeczeństwa obywatelskiego.”
W oparciu o to stanowisko, popierające wysuwaną od 1993 r. przez Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych ideę wprowadzenia 460 JOW w wyborach do Sejmu, została zainicjowana akcja „Jednomandatowe.pl – poseł odpowiedzialny przed wyborcami”, w ramach której zbierane są podpisy poparcia na stronie www.jednomandatowe.pl, prowadzona akcja informacyjna, organizowane happeningi i szkolenia, pisane apele do rządzących. Chcemy przypomnieć politykom o zebranych już kilka lat temu ponad 750 000 podpisów obywateli, wystarczających do rozpisania referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych (podpisy te nie podlegają zasadzie dyskontynuacji, a więc mogą być wykorzystane nawet po wygaśnięciu kilku kadencji Sejmu). Uważamy, że taka akcja jest potrzebna, aby takie wnioski obywatelskie nie były ignorowane, obywatele polscy posiadali prawo do samodzielnego kandydowania, a zarazem, aby zwiększyła się odpowiedzialność polityków przed wyborcami. W efekcie zamierzamy doprowadzić do ogólnonarodowego referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych – niech obywatele sami zdecydują. Aby jednak miało ono moc wiążącą, frekwencja musi przekroczyć 50%. Jest to o tyle istotne, że np. w listopadzie 2007 r. odbyło się w Rumunii referendum ws. jednomandatowych okręgów wyborczych i 89% głosujących poparło taką ordynację, ale referendum nie było ważne, gdyż frekwencja nie przekroczyła 50%.
Mimo upowszechniania się wiedzy na ten temat wielu Polaków wciąż nie wie na czym polega propozycja JOW, co jest główną przeszkodą na drodze do podjęcia świadomej decyzji. Aby choć trochę bardziej upowszechnić wiedzę na ten temat i być może nawet zainspirować czytelników do zaangażowania się w tej ważnej ustrojowej sprawie, zdecydowaliśmy się opracować biuletyn, w którym na przykładzie Wielkiej Brytanii przybliżamy typ ordynacji stosowany w około 60 krajach świata (m.in. w USA, Kanadzie, Indiach) i konfrontujemy go z aktualnie w Polsce obowiązującym. Zostanie on rozpropagowany wśród studentów lubelskich z początkiem roku akademickiego.
Dlaczego JOW?
Tymczasem warto zwrócić uwagę na te cechy systemu brytyjskiego, które wydają się szczególnie istotne z punktu widzenia polskich perspektyw rozwoju. Żyjemy bowiem w kraju, w którym licząc od 1989 r. mamy już 14 premiera, 17 ministra edukacji, 21 ministra zdrowia, 24 ministra rolnictwa… Częste zmiany personalne i niestabilność rządów sprawiają, że deklarowane przed wyborami zobowiązania rozmijają się ze stanem faktycznym po wyborach. Jak podaje dziennik „Rzeczpospolita z 6 XII 2007 r. „polskie rządy wywiązywały się dotąd średnio z jednej na cztery obietnice legislacyjne”. Zapowiadana z rozmachem IV Rzeczypospolita okazała się utopią wobec niemożności wyłonienia stabilnej większości i konieczności przedterminowych wyborów. Po czym znów okazało się, że zamiast obiecywanych szuflad pełnych ustaw przed wyborami mieliśmy tylko szumne zapowiedzi, a premier Tusk ogłosił wręcz, że teraz odwrotnie – priorytetem rządu będzie to, aby było jak najmniej ustaw! Z pewnością to, z czym mamy teraz do czynienia w Polsce nie ma nic wspólnego z tworzeniem się dojrzałego systemu dwupartyjnego.
Stabilne rządy i większą słowność polityków można uzyskać zmieniając wyborcze reguły gry. W Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązuje system jednomandatowych okręgów wyborczych, regułą jest, że nazwisko premiera jest znane na drugi dzień po wyborach, a ministrów w ciągu następnej doby. Ministrem nie zostaje się na rok czy parę miesięcy; silniejsza jest też pozycja premiera. Partia, która wygrywa wybory ma stabilną większość - nie jest to jednak większość za darmo. Począwszy od szeregowego posła w Izbie Gmin, a skończywszy na premierze i ministrach, każdy poseł wybrany w jednomandatowym okręgu wyborczym ma świadomość, że za swe działania odpowiada personalnie przed elektoratem, a wyborcy i opozycja w małym okręgu jednomandatowym mogą łatwo rozliczyć go ze składanych przedwyborczych obietnic, dokonań i zaniedbań.
Koalicja przedwyborcza w wyborach większościowych jest bardziej czytelna i skuteczna niż koalicje zawierane po wyborach. W JOW regułą jest, że koalicje zawiera się przed wyborami, a nie po wyborach. Partia Pracy i Partia Konserwatywna same w sobie będąc takimi koalicjami wyborczymi nie są tworami jednolitymi. Przy czym w brytyjskiej Izbie Gmin są obecni przedstawiciele kilkunastu partii - te mniejsze nie odgrywają jednak większej roli, zdobywają z reguły pojedyncze mandaty i są głównie partiami regionalnymi.
Ponieważ w każdym okręgu jest tylko jeden mandat do zdobycia, najbardziej predysponowane są te stronnictwa i grupy, które potrafią już przed wyborami zawrzeć szerokie koalicje programowe, których trwałość potwierdzą wystawieniem naprawdę poważnego, wspólnego kandydata w większości okręgów. Oczywiście tu nie ma żadnego przymusu, ale taka taktyka znacząco zwiększa szanse. Mechanizm JOW działa więc integrująco na scenę polityczną i w przeciwieństwie do aktualnie obowiązującej w Polsce ordynacji nie sprzyja kłótniom i waśniom podobnych sobie środowisk politycznych. Tak przed wyborami, jak i po wyborach.
Pozostaje jeszcze pytanie, jak partia ma bezkonfliktowo wyłonić tego najlepszego kandydata w okręgu? W Partii Konserwatywnej czy Partii Pracy za mianowanie kandydatów odpowiedzialne są lokalne stowarzyszenia i komisje w każdym okręgu, które muszą albo szeroko konsultować elektorat i lokalnych członków partii, albo – co się dzieje najczęściej – przeprowadzać prawybory. Niezależnie od krajowych porozumień przedwyborczych, wyznaczanie kandydatów odbywa się więc na szczeblu lokalnym, a nie centralnym, jak w Polsce (swoją drogą, co jakiś lider w Warszawie może wiedzieć o predyspozycjach na posła ponad tysiąca kandydatów w skali kraju?). Co najważniejsze jednak, zgłaszanie kandydatów przebiega znacznie bliżej wyborców i ze znacznie większym ich udziałem niż przy wszystkich ordynacjach obowiązujących dotychczas w naszym kraju.
„My Naród…”
W odróżnieniu od Polaków, których bierne prawo wyborcze zostało zawłaszczone przez partyjnych liderów, ponad 80% mieszkańców demokratycznego świata ma to prawo, że do wyborów może stanąć samodzielnie każdy pełnoprawny obywatel. Mimo że takie bierne prawo wyborcze, nie ograniczone absurdalnymi przepisami o rejestracji list i zbieranych podpisach, jest warunkiem koniecznym do zdyscyplinowania polityków i ukształtowania się dojrzałej dwubiegunowej sceny politycznej, tego obywatelskiego prawa odmawiają nam elity partyjne, mimo już niemal 20 lat temu zadeklarowanej demokracji. „My Naród” – że przypomnę Lecha Wałęsę, przemawiającego w amerykańskim kongresie – prosimy o więcej, chcemy wreszcie sami zdecydować o naszej ojczyźnie, chcemy mieć te same prawa, co Amerykanie, Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Hindusi, Francuzi i ok. 60 innych narodów świata, których nie dano nam w 1989 r. przy Magdalence i Okrągłym Stole, ani kiedykolwiek później!
Nie ważne, że nie chcemy kandydować, jesteśmy ruchem obywatelskim i gromadą niesfornych studentów, ale chcemy, by Naród miał takie prawa! Wiemy, że to jest kluczowe dla rozwoju Polski i że nikt za nas tego nie wywalczy – żadna Ameryka, ani Unia Europejska – bo to wzmocniłoby naszą pozycję w świecie.
Wobec naruszenia podstawowych praw obywatelskich – w tym biernego prawa wyborczego do Sejmu i prawa do referendum obywatelskiego – musimy sami wyciągnąć zatyczki z uszu posłów, głuchych na żądania obywateli i z tym większą determinacją domagać się przegłosowania nie rozpatrzonego przez Sejm i przemilczanego od 4 lat wniosku o referendum ws. jednomandatowych okręgów wyborczych, podpisanego przez ponad 750 000 obywateli! Dobrą okazją będzie zaplanowany na 11 października IV Marsz na Warszawę o jednomandatowe okręgi wyborcze. Rozpoczniemy o godz. 11:00 na Placu Zamkowym, przemaszerujemy pod Sejm i Pałac Prezydencki (więcej: www.jow.pl). Zapraszam.
Krzysztof Kowalczyk
Inne tematy w dziale Polityka