Wszyscy pamiętają zapewne stary dowcip z kozą i rabinem w rolach głównych: wedle rabinicznej mądrości najpewniejszym sposobem na osiągnięcie świętego spokoju jest wprowadzenie kozy do ciasnego mieszkania z jazgoczącą żoną i wrzeszczącymi dziećmi, a następnie jej wyprowadzenie.
Siermiężna etatystyczna manipulacja przebiega dokładnie na tych samych zasadach: najpierw uchwala się nowe haracze, wywołuje się inflację, ciska się zwykłemu człowiekowi pod nogi kolejne "regulacyjne" przeszkody albo wprowadza się ideologiczną kryptocenzurę, a następnie oczekuje się od ludu peanów wdzięczności za łaskawe wycofanie przynajmniej części tych uciążliwości.
Przy czym do tej pory dla zachowania przynajmniej minimum pozorów kozę wyprowadzało się na ogół dopiero po "zmianie warty" - celem podkreślenia, że to tamci ją kupili, a myśmy sprzedali. Tymczasem obecnie - i bezwzględny prym wiedzie tu mandarynkowy mandaryn - kozę na przemian wprowadza się i wyprowadza raz za razem i z dnia na dzień, tak że można w ciągu jednej nocy zostać np. wielkim dobroczyńcą gigantów przemysłu elektronicznego wskutek nadania im przywileju niepłacenia haraczu, jakim chwilę wcześniej - podobno po raz pierwszy w sposób wiążący - postanowiło się obłożyć wszystkich.
Podsumowując, w ramach kolejnej fazy testowania tego, czy proces intelektualnego wydrążania społeczeństwa przebiega bez zakłóceń, kozę wprowadza i wyprowadza się już na modłę nie "demokratyczną", ale idiokratyczną. Mając więc świadomość tego, jak uwłaczająco prymitywny jest to test, pozostaje zachować nadzieję, że póki co wypadnie on dla testerów zdecydowanie niepomyślnie, nie utwierdzając niemal nikogo w przekonaniu, że gwałtowne miotanie się we własnej niezborności jest przejawem gry w sześciowymiarowe szachy.
Cenię wolność osobistą, ekonomiczny zdrowy rozsądek, logiczną ścisłość, intelektualną uczciwość i dyskretną dobroczynność.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka