Wybory tuż tuż, więc obserwujemy te same zagrania, jak ze zwycięskiej dla PiS ostatniej kampanii parlamentarnej. Motyw przewodni jest jak cios nokautujący, ponieważ spełnia kluczowe kryteria:
1. Jest mocny i czysty, czyli trafia do wyborców, robiąc spustoszenie w szeregach niezdecydowanych wyborców wroga.
Treść jest prosta, a nawet prostacka, podobnie jak podana recepta, by liczniejszy prosty wyborca wszystko zrozumiał. Dla znawców nawet jeśli kierunek jest dobry, to sam pomysł bardzo słaby. Nie oni jednak przesądzają w wyborach, więc nie są adresatem przesłania.
2. Jest dezorientujący, czyli zaskakujący, nieszablonowy, niby wbrew logice, a jednak nie poniżej pasa, a obezwładnia rywala jak kop w krocze.
Obala pewne mity i dogmaty. O ile 500+ wydawał się za dobry, zbyt drogi, by był realny, tak obietnica wyższych płac obala mit, że tylko niską ceną możemy rywalizować z zachodem. Znowu znajdzie się grono entuzjastów, chcących sprawdzić realność tak pozytywnych prognoz.
3. Jest efektowny, a zarazem łatwy, ponieważ cios jest mocny dzięki zastosowaniu odpowiedniej dźwigni i rozpędu, a nie wkładu siły, więc nie przeszkadza on w wyprowadzaniu kolejnych ciosów w formie "kombosów".
Program 500+ zwiększa zaufanie obywateli do państwa, co naturalnie nawet bez wzmożonych kontroli podnosi ściągalność podatków. Dodatkowo pobudza rynek wewnętrzny, uniezależnia od koniunktury zagranicznej, ale przede wszystkim w dużej części wraca do budżetu w różnych podatkach, więc jest realnie znacznie tańszy. Wyższe płace również nie będą obciążeniem dla rządu, ponieważ pensje urzędników będą sfinansowane z wyższych podatków dochodowych reszty obywateli. Rynek wewnętrzny znowu się nakręci i inne podatki również mogą dać wymierne wzrosty, dodatkowo uniezależniając się od spowolnienia na zachodzie.
4. Jest naturalny, mimo wrażenia egzotyki. Po prostu wynika z dogłębnego przeanalizowania możliwości, potrzeb i efektu, więc nie ma słabych punktów, by się łatwo przed nim obronić.
Dotowanie rodzin i dzieci to nic innego, jak dotowanie firm. Mieliśmy deficyt przedsiębiorców. Dotacje to zmieniły. Teraz mamy deficyt pracowników i dzieci. Dotacje 50-70% do kosztów wychowania potomstwa to normalna rzecz w takiej sytuacji. Z pensją minimalną nie jest inaczej. Ona rośnie naturalnie, a efektem zbyt powolnego wzrostu jest nadmiar miejsc pracy, silna złotówka i niska inflacja. Podniesienie jej skokowo dekretem sprawi, że szybciej wyrównają się tendencje rynkowe, czyli skończy się rynek pracownika, ale jeszcze nie wróci rynek pracodawcy (prognozy mówią o dalszym spadku bezrobocia), złotówka może nieco spadnie, by ustabilizować się pewnie znowu w podobnym miejscu, a inflacja podskoczy nie więcej, niż przy programie 500+, więc nie będzie po prostu musiała być sztucznie pobudzana do korzystnego dla rządu poziomu zjadania obywatelskich oszczędności chowanych pod poduszką (lub w banku przy pomocy podatku belki).
Oczywiście ten sam zabieg można by stworzyć innymi bardziej rynkowymi sposobami, ale nie byłoby tego efektu wyborczego. Gdyby złotówka się umocniła (a rezerwy walutowe i sytuację gospodarczą do tego mamy wystarczające) i realnie byśmy więcej zarabiali średniej unijnej, ale nominalnie tyle samo złotówek, prości wyborcy by nie odczuli wdzięczności dla rządu. Gdyby poczekać, aż rynek sam podniesie pensje, słyszelibyśmy te same wymówki, co kiedyś, że gospodarka sama rośnie, bo PiS się nie miesza i nie przeszkadza. Tak usłyszymy znowu o geniuszach ekonomii, mimo że wykonują tylko triki marketingowe, by przypisać sobie jeszcze więcej zasług naturalnych zmian na rynku przy prawidłowej polityce gospodarczej rządu. To należy docenić, że polityka jest prawidłowa i dobrze rozeznana w sytuacji, stąd rząd może sobie pozwolić na piarowe zagrania z towarzyszącymi faktycznymi sukcesami gospodarczymi. Opozycji pozostało tylko tragizowanie na temat rozdawnictwa, faszyzmu, nieuchronnym bankructwie i wykluczeniu z elitarnego grona krajów cywilizowanych... i ubogaconych kulturowo.
Inne tematy w dziale Gospodarka