Właśnie dowiedzieliśmy się od samej Bogny Janke, że Salon nie upada, a wręcz przeciwnie. Na przekór różnym przepowiedniom nadchodzącego dnia ostatecznego, strefa "wolnego" blogowania rozrasta się o nowych użytkowników i czytelników w tempie niemal pączkowania rocznie (prawie dwukrotny wzrost).
To zapewne cieszy wszystkich szczerych blogerów, komentatorów i czytelników salonu, bo po to tu zaglądamy, by się realizować, zdobywać informacje, konfrontować własne opinie i odkrycia, miło spędzać czas, więc im lepiej ma się salon24, tym lepiej jest dla jego szczerych użytkowników. Pomijam oczywiście nieszczerych użytkowników, czyli takich oddelegowanych do śledzenia, jątrzenia, manipulowania, trollowania itd. bo dla nich może celem jest pomniejszenie lub zniszczenie salonu, a przynajmniej zmiana w jakiś twór polityczny, marketingowy lub społeczny o konkretnym zabarwieniu i celu innym, niż wolne blogowanie.
Mnie osobiście cieszy, że spadek liczby odsłon i komentarzy pod notkami niepromowanymi lub promowanymi nisko i bez obrazka tworzy mylne wrażenie upadku serwisu. Cieszy mnie to, że subiektywny wyczuwalny spadek jakości poziomu dziennikarstwa oraz większego trollingu w komentarzach to tak naprawdę większa popularność i rozwój salonu.pl. Może zabrzmiało to ironicznie, ale radość jest szczera, że pomimo kilku negatywnych zjawisk, bilans ogólny jest dodatni, bo mimo dawno nie napisanej żadnej notki z powodu braku czasu i pomysłów, dalej zamierzam korzystać z możliwości wymiany opinii z wieloma wartościowymi blogerami tu piszącymi.
Mam jednak pewne sugestie, jak sprawić, by prostym technicznym ulepszeniem, zwiększyć ilość komentarzy przynajmniej dwukrotnie. Nie wierzycie? Ja jestem bardziej komentatorem, niż blogerem, więc dobrze wiem, o czym piszę. Wiele myśli nigdy się nie zwerbalizowało pod notkami z powodu braku informacji o rozpoczętej dyskusji. Lubimy komentować notki, ale wielu lubi komentować komentarze. Czepiać się, podważać, dopytywać, popierać, trolować lub irytować, ale skoro autor komentarza nie ma świadomości, że ktoś zainteresował się jego opinią, nie odpowie zbyt szybko lub w ogóle. Zamiast żywiołowej dyskusji jest powolne umieranie tematu, czyli zapominanie o pozostawionych tu emocjacjach, myślach i zarzutach, bo rozmówca jeśli odpowiada to z dużym opóźnieniem. Musi przecież mieć dużo wolnego czasu, wręcz nudzić się, by móc co jakiś czas sprawdzić, czy pod jego komentarzem się coś nie pojawiło. To wiąże się z odszukaniem go, rozwinięciem starych komentarzy lub ukrytych w drzewkach, by móc dojrzeć, czy ktoś czegoś nie dodał. Wielu to odstręcza, bo jest to syzyfowa praca. Wielokrotnie patrzymy, a tam nic. A wystarczyłaby tylko informacja o ilości dodanych komentarzy w danym drzewku rozmów oraz link prowadzący dokładnie do miejsca komentarza, a nie tylko artykułu. Drobne udogodnienie, a komentarze wybuchłyby mocniej, niż pączkuje ilość użytkowników salonu. Dodam, że na Interii większość ich podstron przestała linkować dokładnie do pozostawionego komentarza, co przy tak wielkiej liczbie komentarzy uniemożliwia znalezienie swojego, więc mimo informacji o odpowiedzi, dyskusja umiera śmiercią nienaturalną, czyli techniczną. Stąd śmierć systemu Ding.
Kolejną kwestią jest może bardziej kontrowersyjna, a więc i trudniejsza do wprowadzenia ze względu na trudne do przewidzenia reakcje użytkowników, przejrzystość promowania notek. Nie bez powodu użyłem na początku notki cudzysłowu przy określeniu wolne blogowanie. Większość ma wrażenie, że jest cenzura polityczna, ideowa, może nawet personalna, więc te wolne blogowanie brzmi jak żart. Skoro nikt niemal nie wie, kto, co, za co i kiedy promuje, to gdzie tu jest wolność? Promowanie notek to spokojnie 10 razy większa popularność, więc przy tak ukrytych na samym dole tytułów wyświetlanych bez segregacji według kolejności dodania jest zwykłą cenzurą. To redakcja głównie decyduje, kto będzie czytany i komentowany, jakie tytuły się pojawią, ale nie informuje na jakiej podstawie jest to realizowane. Osobiście nie narzekam w stosunku do swojego bloga, bo był czas, gdy wiele notek miałem promowanych, a zdaję sobie sprawę, że mam słaby warsztat pisarski i nie mam tajnych źródeł cennych newsów. Chodzi jednak o to, by wiedzieć, co według redakcji robi się za słabo, a w czym dostrzegany jest największy potencjał. Przy notkach promowanych powinna być informacja wraz z punktacją, za co autor, notka lub temat został wywyższony. Czy to status zaufanego lub popularnego blogera, czy celna lub ważna informacja została zawarta, a może świetny styl i przyjemna forma? Może tylko odmienne spojrzenia gwarantujące szersze spojrzenie, a może kontrowersyjność, która wiąże się z burzliwą dyskusją? Dobrze też wiedzieć, kiedy po prostu ktoś dostał szansę bycia dostrzeżonym, by nie rzucało się na niego stado zawiedzionych, czemu ich lepsze notki przegrały z takim gniotem.
To samo dotyczy notek niepromowanych. Warto wiedzieć, gdzie był najsłabszy punkt, czyli co pozbawiło szansy na główną stronę. Czy to błędy ortograficzne, styl, błędy logiczne, naiwność, czy po prostu wyczerpanie na dzisiaj tego tematu, kara za trollowanie w komentarzach, czy limit w promocji, by dać innym szanse?
Na koniec dodam już tylko taki rodzynek, który może bardzo umilić wszystkim czytelnikom zaglądanie na salon24.pl. Każdy ma pewnych autorów, których nie trawi, zakwalifikował do manipulantów, wrogów lub oszustów i nie ma zamiaru nawet do nich zaglądać. Jak kliknie to tylko przez przypadek, bo temat się spodobał. Opcja wyłączenia wyświetlania wybranych autorów sprawiłaby, że czytelnik posiadłby minimalną władzę w tworzeniu listy notek promowanych, czyli strona główna byłaby bardziej przejrzysta, bo bez niepotrzebnych blogów, ewentualnie wzbogacona o autorów, których się obserwuje. Tylko czy redakcja odważy się dać taką wolność wyboru i pozbawić się tej odrobiny władzy?
Mam nadzieję, że wypowie się tu ktoś z administracji.
Inne tematy w dziale Kultura