Ostatnio pojawiły się notki naszych specyficznych blogerów o wychowaniu. Pani Karolina Nowicka skupiła się na pozostawieniu dziecku wolności w wybieraniu bajek do czytania i prawo wyboru, czy mentalnie chce pozostać w dorosłości przy którejś z nich. Nasuwa się przy okazji ciekawe pytanie. Czy warto oszukiwać dzieci bajkami tylko dlatego, że żyjemy w kulturze powszechnego uwodzenia nimi. Podam przykład Świętego Mikołaja, w którego chyba nikt z dorosłych nie wierzy, a niemal każdy przez rok lub kilka lat w dzieciństwie wierzył. Skuteczność uwodzenia w dużej mierze zależy od staranności odgrywania przedstawienia przez rodzinę i rodziców, ale zależne jest też od ciekawości, podejrzliwości i bystrości dziecka. Nie chcę tutaj poruszać innych bajek dosłownie, by nie urazić nikogo, ale ważnym szczegółem jest efekt, gdy dziecko odkrywa prawdę. Czy coś przez to zyskuje, czy traci? Na przykładzie Mikołaja wiemy ze stu procentową pewnością, że kłamstwo wyjdzie na jaw, i tak oszukujemy dzieci, jakby była w tym jakaś wartość, nauka dla niego lub wręcz przeciwnie miłe chwilowe ogłupienie jakby na haju. Chętnię sprowadzę próbę odpowiedzenia to pytanie do komentarzy, bo sam nie jestem pewien, czemu to dokładnie to służy. Ciekawe jest też porównanie słuszności oszukiwania dzieci w tak błahym celu z ostatnio penalizowanym używaniem wychowawczych klapsów. Sama autorka uznaje je jako zło, a zapewne korzysta przy okazji z bajki o Mikołaju, nie mając moralnych wyrzutów (jeśli się mylę, sprostuję).
Drugi bloger GPS Świderski skupił się na dowodzeniu swojej teorii o wychowaniu, pisząc zadanie z błedem na błędzie. Już na początku napisał "Człowiek się kształtuje całe życie bez wpływu jakichś wychowawców, bo dużo z tego kształtu zostało zdeterminowane w momencie poczęcia, gdy powstały nasze geny."
Zapewne chodziło mu o to, że i bez wychowawców, człowiek się ukształtuje jakoś, ale napisał, jak napisał, czyli że wychowawcy nie mają wpływu na kształtowanie człowieka. To nie jeden kwiatek, bo taką omyłkowo źle sformuowaną myśl można by pominąć, ale jak zrozumieć to: "Tresura w każdej postaci psuje ten proces wychowania, bo zawsze, każde wdrukowanie dziecku dowolnych odruchów warunkowych jest szkodliwe."
do tego: "Dzieci wyjątkowo głupie trzeba też czasem tresować."
Już pozostawię czytelnikom ocenę, co oznacza dziecko wyjątkowo głupie, ale skoro tresura zawsze jest szkodliwa, to czemu autor zalecą ją w pewnych przypadkach? Chce zaszkodzić, czy po prostu sam nie wie, co pisze? Nie będę odnosił się do kolejnych przypadków skopiowania swoich komentarzy z blogu blogerki Nowickiej, które po połączeniu stanowią chaotyczną i nieraz sprzeczną ze sobą kupą luźnych wniosków, tylko postaram się bardzo krótko i w czytelny sposób rozwikłać plątany przez wszystkich węzeł gordyjski.
Wielu rodziców nie ma świadomości czym rózni się tresura od wychowania, a jednoznacznie każdy zdaje sobie sprawę, co jest lepsze i powinno dominować.
Tresura to nauka reakcji na dane polecenie.
Wychowanie to nauka reakcji na daną sytuację.
Oznacza to, że tresuje się dzieci i zwierzęta po to, by były posłuszne. Kto by nie chciał posłusznych dzieci? Zatem jest to dobre. Mało tego, tresując uczymy podstaw, które są potrzebne do trudniejszej formy nauki, czyli wychowania. Powtarzanie czynności, karanie lub nagradzanie koduje w dzieciach nawyki, które często stają się jego wychowaniem. Od posłuszeństwa różni się tym, że wychowany człowiek sam domyśla się, jak ma postąpić, czego się od niego oczekuje, wychodzi z inicjatywą, zamiast czekać na polecenie lub prośbę. Posłuszeństwo jest zatem dobrym wstępem do dobrego wychowania, chociaż może wystąpić w miarę dorastania również u osób z natury buntowniczych.
Czym zatem rózny się kształcenie i edukacja od wychowania, bo ewidentnie nasi blogerzy nie wyjaśnili tego, a wręcz zagmatwali sprawę swoimi uproszczeniami i domysłami, a ja sam jeszcze do teraz miałem problem z rozróżnianiem i sprecyzowaniem? GPS na przykład zrównał wychowanie z edukacją, jakby znaczyły dokładnie to samo. Mało tego. System kar i nagród przypisał wyłącznie tresurze, co doprowadziło go do wniosku, że szkoła z ocenami głównie tresuje.
Kształcenie utożsamiane jest z formalnym nauczaniem, czyli ze zdobywaniem wykształcenia jednak w szerszym znaczeniu jest ogółem doświadczeń, a więc także wychowaniem, tresurą i edukacją, ale jako proces nie tylko uczenia się, ale i nauczania.
Edukacja to również ogół oddziaływań, czyli i wychowanie, i zdobywanie wiedzy, a nawet tresura, ale nastawione na zmianę człowieka i dostosowanie go do oczekiwań społecznych zgodnie z bieżącymi ideałami.
Sam ciągle nie widzę dużej róznicy między edukacją a wychowaniem, ale wygląda na to, że jedno bardziej uczy do życia w społeczeństwie i zapewnia podstawową wiedzę o świecie, drugie uczy życia w rodzinie i daje wiedzę o życiu.
Pozostaje kwestia, jak się do wszystkiego ma inteligencja i owe nieszczęsne karanie/nagradzanie. Rodzimy się z pewnymi predyspozycjami dlatego nawet niewykształcony i niewychowany człowiek raczej będzie inteligentniejszy od zdolnego psa. Nie mniej proces uczenia zarówno poprzez tresurę, wychowanie i edukację rozwija inteligencję oraz ją ukierunkowuje. Inteligencja odpowiada za znajdywanie najkorzystniejszych rozwiązań i wyborów, a mądrość odpowiada za ich realizowanie. Wtargnęło nam nagle kolejne słowo, które jest można powiedzieć miarą skuteczności korzystania z naszej inteligencji. Wiedzieć, co dobre, bowiem to nie to samo, co robić, co dobre.
Jeśli są jeszcze jakieś niejasności, proszę o wskazanie. W razie potrzeby wyedytuję, jeśli również gdzieś się zapętliłem lub nie jasno sprecyzowałem myśli i według kogoś poległem jak moi poprzednicy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości