Andrzej Zieliński, ps. "Słowik".
Andrzej Zieliński, ps. "Słowik".
Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski
4140
BLOG

Słowik i dziennikarski pomiar patologii

Sławomir Jastrzębowski Sławomir Jastrzębowski Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Życie dziennikarzy sportowych nigdy nie było łatwe już choćby z tego powodu, że zmuszani są do rozmów ze sportowcami. Pole minowe z wilczymi dołami. Jak rozmawiać ze sportowcem? Czego się spodziewać? Na jakie meandry myśli trzeba być przygotowanym i wreszcie jak w pewnych przypadkach przeprowadzić dialog, gdy sportowiec monosylabą chrząka? Są to tematy trudne, jest to osobna dziedzina wiedzy wymagająca stworzenia co najmniej kolegiaty na wiodącym uniwersytecie. Ale ja tu nie o tym, nie o tym.  

Pojawiła się w czasie ostatnim kolejna trudność dla dziennikarzy sportowych: jak pisać o sportowcach i organizatorach mieszanych sztuk walki? W środowisku tych różnych, króliczo mnożących się federacji jest pewne nasycenie elementem przestępczym czasem w połączeniu z elementem patologicznym, a czasem, że rozdzielnie, co jest nie tylko socjologicznie interesujące. Zawodników się zatrzymuje, siedzą w aresztach, odbywają kary, czasem wychodzą i walczą, aczkolwiek nie ma nigdzie zakazu i dyskryminacji, że jak ktoś nie miał konfliktu z prawem to nie może być zawodnikiem. Takiej segregacji nie ma. Ludzie niekarani mogą być sportowcami mieszanych sztuk walki, to trzeba podkreślić. Walczyć mogą także osoby niegrypsujące (nie mogę napisać „ludzie”, kto zna grypserę wie, dlaczego). Cóż, sporty walki nie przyciągają w zasadzie nieskalanych cherubinków.

Weźmy takiego Tysona. Młody bandziorek wyciągnięty z poprawczaka zostaje mistrzem świata, ikoną boksu, trafia do więzienia za gwałt i wraca na ring ku radości kibiców i świata. W zasadzie trzeba by się od gwałciciela społecznie odciąć, powiedzieć mu: Nie chcemy cię gwałcicielu oglądać na ringu, nie pozwolimy, żebyś miliony zarabiał, bo jesteś bandytą. Stało się jednak inaczej. Tyson po wyjściu zza krat walczył, zarabiał, wydawał i żył jak król, idol i zachwycał sobą. Ja tu nie niuansuję, że Tysona to na 99 proc. w gwałt wrobiła panna, która sama do niego przyszła w nocy do pokoju hotelowego, bo i część elementu przestępczego to żaden tam element, tylko ludzie pomówieni przez tzw. 60-tki czyli małych świadków koronnych, którzy gadają co tam chce prokurator, a sąd wierzy, bo w polskich sądach króluje domniemanie winy, a nie domniemanie niewinności. Domniemanie niewinności to jest na papierze, a praktyka codzienna to „winny jesteś, udowadniać można, ale bez przesady”. Jak ktoś mi nie wierzy, to niech sobie sprawę Tomka Komendy przypomni, gdzie niewinnego dzieciaka wsadzono na 18 lat za rzekomy gwałt i morderstwo, gdyż wszyscy sędziowie zajmujący się sprawą stosowali teoretycznie nieistniejące domniemanie winy. Albo niech poczyta o przeszłości Jacka Murańskiego i sam sobie odpowie na pytanie, czy go nie wrobiono w przestępstwo (podobno stara się o wznowienie swojego postępowania) . Ale ja nie o tym, nie o tym. Ja tu sobie niby trochę żartobliwie piszę, ale sprawa poważna, gdyż chodzi o moralność i zarabianie pieniędzy.

Czy moralne jest płacić za walkę pani, która zdobyła rozgłos wyłącznie uprawianiem seksu z całą orkiestrą współczesną, co sama zresztą chętnie nagłośniła, gdyż z jakiegoś powodu jest z tego dumna? Ale ludzie to oglądali i za to płacili (to znaczy walkę, nie tamto z orkiestrą). Czy więc ludzie są niemoralni czy po prostu spragnieni dziwowisk? Czy moralne jest wystawianie karła (nie wiem, czy można jeszcze pisać „karzeł”, może trzeba pisać osoba nieszokująca wzrostem) z jakimś kimś, komu ten karzeł nie dosięga do pępka i macha tymi rączkami maluszek, a ludziom się to podoba i płacą i oglądają? Czy więc ludzie są niemoralni czy po prostu przede wszystkim spragnieni dziwowisk? Może nie jest to specjalnie wyszukane, ale nawet arystokraci lubią czasem zanurzyć się na przykład w folwarcznej dziewce dla doznań i odmiany. Azaliż co więc robić, jak się zachować? Stosować „co nie jest prawem zakazane, jest dozwolone?” czy moralnością cenzurować takie widowiska? Kto ma być cenzorem i jakie będzie mieć kryteria? Ciekawe, prawda?

Andrzej Zieliński ps. „Słowik” został niby „bossem” federacji Marcina Najmana. Były szef mafii pruszkowskiej swoją twarzą miał przyciągnąć widzów i widownię. Na pewno ściągnął na siebie uwagę i na pewno ściągnął uwagę na federację Marcina Najmana. Udział samego „Słowika” w tym przedsięwzięciu to na razie tak zwane „twarzowanie”, czyli w zamyśle gangster, czy też były prawdziwy i naprawdę okrutny gangster ma reklamować dziwaczną federację, w której nie chodzi przede wszystkim o kunszt, o umiejętności, o sport i szlachetnego ducha rywalizacji, tylko o zarabianie pieniędzy, o show i widowisko, w którym często na ringu nieskładnie leją się ciałach przeróżne dziwadła ku uciesze oglądających. Sport może nie jest prawdziwy, ale pieniądze są prawdziwe jak najbardziej. Zawodnicy (napisałem „zawodnicy”?) inkasują kilkadziesiąt, a często po kilkaset tysięcy złotych za występ (taka pielęgniarka to musiałaby na to kilka lat pracować).

Pomysł zatrudnienia „Słowika” do promocji (sam Marcin Najman powiedział, że jest pracownikiem) wydaje się ryzykowny i karkołomny, ale kto wie czy nie przyniesie ze sobą konfitur. Fala społecznego oburzenia, która ruszyła po uroczystym i tandetnym zaprezentowaniu „bossa” przy muzyczce z filmu „Ojciec Chrzestny” zmiotła już federacji Najmana kilku sponsorów i miejsce, gdzie kolejna gala miała się odbyć. Ale pobudziła ciekawość. Dzięki oburzeniu o sprawie dowiedziało się mnóstwo ludzi. Swoją drogą czy ten reklamiarski występ „Słowika” to nie jest jego upadek? Facet budził autentyczne przerażenie zarabiając na twardych przestępstwach fortunę, a teraz zatrudnił się jako reklamiarz dziwowiska. Chyba szacunku wśród kryminalistów w ten sposób nie zdobędzie, ale pecunia non olet… Może będzie jednak w przyszłości walczył w tym cyrku? W swojej książce „Skarżyłem się grobowi” „Słowik” przechwala się ciosem i tym jak rzekomo Andrzej Gołota uciekał przed nim zostawiając nawet buty w pewnym przybytku (Gołota twierdzi, że to konfabulacje), więc walka samego Andrzeja Zielińskiego mogłaby się dobrze sprzedać. Ale nie o tym, nie o tym.

Czy widzowie, sponsorzy mają się odcinać od ludzi, którzy są na wolności, choć mają kryminalną przeszłość? Od Tysona się nie odcięli. Być może dziennikarze sportowi będą zmuszeni wypracować jakiś pomiar patologii, czy wewnętrzny kodeks kryminalny: „Gwałcił, ale bez szczególnego okrucieństwa, więc możemy o nim pisać”. „Siedział, ale brał udział w akcjach charytatywnych i odkupił winy – piszemy”, „Kradł samochody, ale nie ma potencjału, ludzi nie interesuje, za mało barwny – nie piszemy”.

A może po prostu nie mieszajmy porządków? Porządek numer jeden: Jeśli bandyci są winni i można im winę udowodnić, to wsadzić i nie wypuszczać. Porządek numer dwa: Bandyci po więzieniu mogą na wolności zarabiać pieniądze na show, jeśli nie łamią prawa, płacą podatki i – co najważniejsze - publika to akceptuje.

Jest jednak pewien pozytyw dla dziennikarzy sportowych z obcowania z zawodnikami dziwacznych gali. Otóż ci zawodnicy mówią. Mówią. Mówią takie rzeczy i wyrazy, frazy, że szkoda gadać, że może w telewizji puścić tego nie można, ale w Internecie klika się wspaniale…


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj22 Obserwuj notkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Kultura