Coś mi mówi, że właśnie odbyła się taka rozmowa. To znaczy po naszych obradach Sejmu w sprawie stanu wyjątkowego przy granicy polsko-białoruskiej. Że taka rozmowa między Mińskiem a Moskwą się odbyła. Pewności nie mam, ale jestem pewien.
Wiemy już wszyscy w Polsce (oprócz wielu polityków, którzy nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, bo tak się opłaca), że służby białoruskie realizują Operację Śluza, którą wnikliwie opisał białoruski dziennikarz opozycyjny Tadeusz Giczan. W operacji chodzi o wywołanie kryzysu w Polsce, który ma się potem przelać na Unię Europejską poprzez przepychanie nielegalnych emigrantów z Białorusi do Polski, czyli do Unii. Duża liczba emigrantów, których przeszłości nie jesteśmy w stanie od razu ustalić, konieczność zaopiekowania się przez państwo coraz większą i większą i większą i niekończącą się masą ma wywołać chaos, destabilizację i konflikty społeczne wewnątrz Polski. Część polskich obywateli opowie się za ochroną naszych granic, to wrogowie Łukaszenki i Putina, część opowie się za miłosiernym przyjmowaniem tych biednych istot, istotek, istoteczek (mogą być nawet kotki), tych Putin z Łukaszenką kochają, to są ich świadomi lub nieświadomi (to chyba jeszcze gorzej) sprzymierzeńcy w chaosie.
Podczas wczorajszych obrad naszego Sejmu opozycja przeciwna przedłużeniu stanu wyjątkowego przy naszej wschodniej granicy w zasadzie koncentrowała się na emocjach związanych z dziećmi, które razem z dorosłymi zostały przez reżim Łukaszenki ściągnięte do Mińska, a potem przetransportowane na granicę, jako broń. Tak, Operacja Śluza jest tak zaplanowana, że także dzieci są w nią bronią przeciw Polsce i UE, co brzmi okropnie, strasznie, trudno to zaakceptować, ale tak cynicznie gra Łukaszenka. Gra jednak o tyle skutecznie, że jego cynizm wywołuje odpowiednie reakcje w części naszej klasy politycznej. Czy ta klasa ma klasę, czy jej nie ma to jest inny temat.
Na mównicy widzieliśmy i słyszeliśmy wczoraj posłów i posłanki odmieniających słowo „dzieci” w wielu emocjonalnych zdaniach i pokazujących wzruszające fotografie. Dzieci wzruszają tak łatwo. Katarzyna Piekarska pofolgowała sobie w emocjach i niestety dla niej, jej popuszczone hamulce latają już po Internecie jako przykład lekkiego szaleństwa, chodzi o jej wykrzyczaną wypowiedź: „Gdzie są dzieci? To nie jest śmieszne proszę pana! Zamilcz człowieku!” i uderzanie dłonią w mównicę (mam nadzieję, że pani Katarzynie nic się w rękę nie stało). Myślę, że białoruskie i rosyjskie służby oglądały tę wypowiedź z dużym spokojem. Myślę, że ta i jej podobne wypowiedzi innych polskich parlamentarzystów dotarły do Łukaszenki i Putina. Myślę, że odbyła się między nimi następująca rozmowa:
- Władimir, widział ty?
- Widział, widział.
- Dzieci działają!
- Działają, działają!
- Potrzebnych więcej dzieci na granicy.
- Potrzebnych, potrzebnych.
- Tak z dziesięć tysięcy.
- Ze sto tysięcy, z tęgimi ojcami.
- Ależ ona waliła w tę mównicę.
- Waliła, waliła.
- To co Władimir?
- Jak co? Dzieci przylecą.
- To dobranoc Władimir.
- Dobranoc, dobranoc.
Inne tematy w dziale Polityka