To pierwsze zdjęcie paparazzi na świecie. Jest rok 1898, martwy Żelazny Kanclerz, Otto von Bismarck leży w łóżku. Zdjęcie jest prawdziwe, a ludzie nienawidzą prawdy. Wolą upomadowane kłamstewka. Dlatego dwóch fotografów poniosło surowe konsekwencje, a fotografia dłuuugo czekała na publikację.
Ponad dekadę byłem naczelnym tabloidu. Widziałem sporo zdjęć, część akceptowałem do druku. Część zdjęć naruszała interesy osób, które na nich są. Zasadne było więc pytanie, jaki interes stoi za tym, żeby publikować te zdjęcia? Z jednej strony słowa amerykańskich dziennikarzy: „Jeśli ty coś widzisz, dlaczego uważasz, że twój czytelnik ma tego nie widzieć? Jesteś jakimś cholernym cenzorem?”. Z drugiej szereg innych argumentów, intymność, makabra, niestosowność, ochrona dóbr osobistych i nad tym wszystkim interes społeczny. Nadmienię, że dobra osobiste i interes społeczny to nic nie znaczące balony, z którymi polscy sędziowie robią co im się podoba. Zupełnie arbitralnie. Mogą sobie uznać tak albo siak, w zależności od tego, co zjedli na śniadanie. Wiem, bo miałem setki procesów o zdjęcia i widziałem nieprawdopodobne ekwilibrystyki osób w togach. Ale ja nie o tym. Ja o zdjęciach. Chcę bez żadnych w sumie oprócz ciekawostkowych ambicji przybliżyć Państwu historię iluś tam historycznych zdjęć, bulwersujących, słynnych, kontrowersyjnych, które zapadły mi w pamięć i napisać Państwu, że publikowałbym je mi mimo tych kontrowersji. Podam argumenty. Wiele osób się ze mną nie zgodzi, co rozumiem. Ludzie nienawidzą prawdy. Wolą upomadowane kłamstewka. A teraz do zdjęcia numer jeden. Otto von Bicmarck na łożu śmierci.
Nie będę przybliżać osoby Otto von Bismarcka. Polacy nie mają powodów, żeby go kochać, ale Niemcy wprost czcili go, uwielbiali. Kochali go bardziej niż cesarza Wilhelma II, czego cesarz nigdy mu nie wybaczył. W roku 1898 owdowiały (nieprawdopodobnie kochał swoją żonę, która w swojej mądrości wybaczyła mu nic nieznaczące romanse), schorowany, umierał otoczony rodziną i najlepszą opieką lekarską (nie było NFZ). Z ciekawostek odnotować można, że Żelazny Kanclerz prawie do ostatnich dni tęgo sobie popijał nawet do śniadania. I tu pojawiają się czarne charaktery. W zasadzie trzy, jeden to występny, a zaufany leśniczy, który ma dostęp do domu i pokoju umierającego kanclerza, a dwaj pozostali to chciwi, żądni rozgłosu, pozbawieni skrupułów pierwsi na świecie paparazzi-biznesmeni. Kupowali od leśniczego informacje, bo wymyślili sobie, że zrobią zdjęcie nieżywego Bismarcka i sprzedadzą je za bimbaliony, co uczyni ich nie tylko bogatymi, ale też sławnymi. Plan udał się im w połowie.
30 lipca 1898 roku, godzinę po śmierci Otto von Bismarcka (podobno ostatnim słowem jakie wykrzyczał po kielichu koniaku z żółtkiem było: „Naprzód!”) kiedy ciało spokojnie stygło na łożu śmierci, występny leśniczy otworzył okno. Wtarabanili się przez nie po cichutku Max Priester i Willy Wilcke, zrobili zdjęcie zwłokom, po czym zwiali niezauważeni. Przez dobrych parę miesięcy było cicho. Rodzina celebrowała żałobę, zabalsamowała ciało, zamówiła specjalne rysunki, jak fotografie, na których widać było bardzo godny anturaż, bardzo godne łoże, bardzo godne zwłoki, bardzo godną pościel i bardzo godnych ludzi żegnających bardzo godnego kanclerza. Te rysunki to lipa. Kłamstwo. Niemniej, jak już pisaliśmy ludzie nienawidzą prawdy. Wolą upomadowane kłamstwa. Prawda jest bowiem brudna, brutalna i wstydliwa. Prawdę widać na zdjęciu, które właśnie Państwo oglądają. Bismarck umarł w łóżkowym barłogu, w poplamionej pościeli, na stercie byle jak rozrzuconych poduszek, ze szczęką obwiązaną brudnym gałganem, żeby mu się po śmierci usta nie otwierały, a obok łóżka stał nocnik. Co zrobić, nocnik.
Nasi początkujący kronikarze-dokumentaliści biznesmeni popełnili katastrofalny błąd. Chcąc sprzedać swoje zdjęcie dali ogłoszenie w gazecie. Nie żartuję. Normalnie napisali, że mają zdjęcie martwego kanclerza i chcą sprzedać. Rodzina denata czytała gazety, wynajęła ludzi, którzy: A. znaleźli ananasów, B. zarekwirowali prawie wszystkie odbitki C. wsadzili ananasów na parę miesięcy do pierdla.
Nasi paparazzi nic nie zarobili, zamiast sławy spotkali się z ostracyzmem, a jeden z nich ze zgryzoty zmarł w szpitalu psychiatrycznym w całkiem młodym wieku. Triumf dokumentujących historię fotografów był pośmiertny. Okazało się, że nie wszystkie odbitki zniszczono, zdjęcie opublikowano i stało się ono prawdziwym szeroko powielanym hitem.
Opublikowałbym je. Dlaczego? Z wielu powodów, o których będę pisać zapewne przy kolejnych publikacjach o znanych kontrowersyjnych zdjęciach w historii ludzkości. Najważniejszym w tym przypadku jest stara mądra maksyma, o której zapominamy, a powinniśmy pamiętać: „Sic transit gloria mundi”, „Tak przemija chwała świata”.
Inne tematy w dziale Kultura