Wszyscy słyszeli o Archiwum X, specjalnych jednostkach policji tropiących niewykryte przez lata zbrodnie. Co jakiś czas obwieszczają w Polsce sukces, odnalezienie przestępcy, który na przykład lat temu 20 dopuścił się jakiejś zbrodni. Istnieje pilna potrzeba stworzenia Archiwum T, Archiwum Temidy, które zajmowałoby się zbrodniami, przestępstwami popełnionymi przez sędziów.
Zapewniam, że wstrząsająca sądowa zbrodnia popełniona na Tomaszu Komendzie jest wierzchołkiem góry lodowej, a niewinnych ludzi wrobionych przez policję i prokuratury oraz skazanych przez sądy zebrałaby się z pewnością armia. Patologia systemu, w którym akt oskarżenia jest dla sędziego najlepszym, słusznym dowodem, domniemanie winy, zamiast zgodnego z prawem domniemania niewinności i ślepota sędziów na oczywiste dowody świadczące na korzyść oskarżonych, to w polskich sądach norma. Takiemu Archiwum T, które mam nadzieje powstanie, na początek proponuje przyjrzenie się sprawie Jacka Murańskiego, który ponad 10 lat temu został wrobiony w przestępstwo, skazany i osadzony w więzieniu, mimo ewidentnych dowodów niewinności. Ktoś miał w tym gruby interes…
O Jacku Murańskim jest coraz głośniej. Szerzej stał się znany nie z powodu pubów, które prowadził i politologii, którą skończył, ale z powodu charakterystycznych ról bandziora, które gra w polskich filmach. Zagrał między innymi w „Asymetrii” Konrada Niewolskiego i ta znajomość nie potoczyła się dobrze. W zasadzie z powodu drobnej różnicy zdań znajomość przekształciła się w najprawdziwszą nienawiść reżysera do swojego aktora. Filmiki, które Konrad Niewolski wrzuca na YouTube z oskarżeniami dotyczącymi Murańskiego i jego rodziny przekraczają wszelkie granice, także granice zdrowego rozsądku. Między tymi filmikami reżyser pod mocnym wpływem chyba herbaty opowiada o kosmitach, którzy lecą właśnie na Ziemię, aby dokonać apokalipsy i takie tam. Liczniki na YouTube pokazują, że te bzdury oglądają się świetnie i są chętnie komentowane, aczkolwiek z pewnym takim niedowierzaniem.
Jacek Murański stał się także obiektem zainteresowania słynnego sportowca celebryty Marcina Najmana. Mimo że Marcin Najman ogłaszał już wielokrotnie rozstanie z walkami w ringu czy klatce szykuje się właśnie do pojedynku z Murańskim w walce na gołe pięści. Panowie zdaje się finalizują warunki, a sam Najman robi z tego charakterystyczne dla siebie show podgrzewając atmosferę arsenałem inwektyw różnego kalibru. Jednym z punktów adwersarzy Murańskiego, chociaż w przypadku tej skali emocji można mówić o wrogach, jest kryminalna przeszłość aktora, przedsiębiorcy, chyba już celebryty. I rzeczywiście, Jacek Murański został skazany prawomocnym wyrokiem na 3 lata więzienia za skatowanie dwóch mężczyzn. Ponad dwa lata przesiedział za kratami. Ciekawa sprawa. Pozwolę sobie na pewien skrót dla czytelników i przyszłego Archiwum T, które, mam nadzieję powstanie.
Jacek Murański (rocznik 1969) był znanym przedsiębiorcą w Wałczu. Prowadził między innymi lokale gastronomiczne i nieźle mu się wiodło. Od ludzi, którzy wpadli w długi zgodnie z prawem na licytacji komorniczej odkupił ich nieruchomość. Była oficjalnie jego własnością, ale mieszkańcy, mimo nakazu sądu nie chcieli jej opuścić. Ludzkie dramaty. Były właściciel nieruchomości razem z kuzynem przyjechali do pubu prowadzonego przez Murańskiego 15 września 2008 roku. Ważna data. Murański był u siebie i był z trzema ochroniarzami. Według prokuratury i wyroku sądu Murański z ochroniarzami mieli wtedy ciężko, naprawdę ciężko skatować owych dwóch mężczyzn, żądając opuszczenia domu, który Murański nabył. Według Murańskiego i ochroniarzy to bzdura, do żadnego pobicia nie doszło, były twarde rozmowy i chęć odkupienia domu, ale nowy nabywca się nie zgodził się na odsprzedanie tego, co kupił od komornika (jeden z ochroniarzy w trakcie aresztowania zmieni swoje zeznania w nie do końca jasnych okolicznościach potwierdzając wersję prokuratury). Faceci rzeczywiście są skatowani, mają obdukcję, ale…
Sprawą, pod prąd prokuraturze z i sądowi z Wałczu zajmują się dziennikarze śledczy, Rafał Orlikowski i Andrzej Łapkiewicz. Powstaje na ten temat szereg tekstów, między innymi „Wyrok zapadł, wątpliwości pozostały”, „Coś tu zgrzyta” i „Kosztowne błędy sądu”. Redaktor Rafał Orlikowski zadał sobie trud sprawdzenia decydujących w tej sprawie rzeczy, które ponieważ działały na korzyść Murańskiego nie zostały w ogóle wzięte pod uwagę przez prokuraturę i sąd.
Po pierwsze, do rzekomego pobicia miało dojść 15 września 2008 roku. Były właściciel domu, nazwijmy go X, miał wtedy zostać potwornie skatowany, także na twarzy. Jednak X następnego dnia poszedł do Urzędu Miasta w Wałczu wymeldować się. Red. Orlikowski rozmawiał z urzędniczkami, które go obsługiwały. Nagrał je. Nie był skatowany. Wcale. Został pobity 15 września, a 16 września nie był pobity, pobity był 18 września, kiedy robił obdukcję. Dziwne prawda? Sądy nie wzięły pod uwagę zeznań urzędniczek, gdyby wzięły Murańskiego trzeba by uniewinnić, a skatowanych oskarżyć o złożenie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie…
Po drugie, z lokalu, w którym X miał być bity pobrano próbki DNA. I znowu cuda. DNA pobrano 20 września, ale pani prokurator, która to zleciła przed otrzymanim wyników zleciła drugie, 26 września, argumentując, że te pierwsze nie będą dokładne, zleciła to na piśmie. Skąd wiedziała, że będą niedokładne, że nie będzie tam śladów krwi X? Potrafi przewidywać przyszłość? Potrafi, tak było. Pub od 20 do 26 września był otwarty i teoretycznie każdy mógł w tym czasie podrzucić ślady DNA pana X…
Po trzecie, dla sądu ważne były zeznania skruszonego ochroniarza, który w areszcie zmieniał swoją wersję i przyznał, że bił i kopał z Murańskim. Tu kolejny problem: red. Orlikowski nagrał rozmowę z człowiekiem, który siedział z jednej celi z owym ochroniarzem. Ochroniarz dostał do celi zeznania rzekomo pokrzywdzonych i uczył się ich na pamięć, żeby zeznać dokładnie to, co oni. I tak potem zeznał. Czemu to zrobił? Był recydywistą i bał się, że jeśli zezna prawdę zostanie skazany w warunkach recydywy na długoletni wyrok. Jednak sędzia uznał (na piśmie!) inaczej. Według sędziego ochroniarz uczył się na pamięć przebiegu zdarzenia z akt „tylko i wyłącznie dlatego, że liczył na łagodny wyrok, nie zaś dlatego, że zeznania te przedstawiały okoliczności, które nie miały miejsca”. Dlatego uczył się na pamięć, choć rzekomo miał być tego świadkiem? Przecież to jawna bzdura, ale nie szkodzi. Tak stwierdził sąd.
Wątpliwości w tej sprawie jest więcej, ale zasadnicza brzmi: po co Murański miałby katować człowieka, żeby wyniósł się z jego domu, skoro miał w ręku komorniczy nakaz eksmisji i X w ciągu około tygodnia zostałby eksmitowany. Po co?
Jest jeszcze jedna ważna kwestia, po co policja, prokurator, sąd mieliby gnębić przedsiębiorcę? W jakim celu? Ciekawe, prawda?
Kiedy Murański, zamożny przedsiębiorca, został skazany nieprawomocnym wyrokiem w lipcu 2009 roku na karę 4 lat więzienia i 50 tys.zł dla poszkodowanego zaczęły się kolejne cuda. W grudniu 2009 prawomocnym wyrokiem sąd obniżył karę do 3 lat i 15 tys. zł., ale machina ruszyła. W lutym 2011 roku sąd w Wałczu nakazuje skazanemu Murańskiemu zapłacić nie 15 tys., ale 50 tys. zł. Dlaczego? Przecież prawomocny wyrok mówi coś innego. Bo tak. Do gry wchodzi komornik. Blokuje przedsiębiorcy konta uniemożliwiając działalność gospodarczą i chce licytować dwie jego nieruchomości. Znany schemat? Tak znany. Zniszczyć i odebrać majątek prawie zgodnie z prawem. W tym czasie w sądzie leży zabezpieczonych Murańskiemu 27 tys. zł, z których możny by wypłacić 15 tys. rzekomo poszkodowanemu. Ale nie. Komornik chce za 15 tys. licytować dwie nieruchomości. Murański szybko sprzedaje jedną z nich tracąc, jak sam twierdzi, połowę jej wartości, ale unika egzekucji. Pani sędzia twierdzi, że po prostu doszło do pomyłki. Kiedy Murański siedzi w areszcie pokrzywdzeni twierdzą, że może udałoby się zmienić zeznania za… około 2 mln zł. Ta rozmowa została nagrana i sąd może ją wysłuchać.
Murańskiego nie udało się zniszczyć. Ma się nieźle. Zarabia. Chce, żeby ci, którzy zrobili z niego przestępcę sprawiedliwie za to odpowiedzieli.
Inne tematy w dziale Polityka