Trzeba to wreszcie powiedzieć wprost, bez kluczenia, słowami najbardziej oddającymi sens i atmosferę tego spotkania. Więc powiem. Tak jak większość o tym myśli i czuje – W knajpie u Sowy spotkała się lumpenelita bliska ówczesnej władzy. Wśród niech zapiewajło, jako to się ongiś mówiło, najbardziej rozkoszny uczestnik biesiady, ksiądz naszego Polskiego Kościoła Katolickiego Kazimierz nomen omen Sowa.
Ach, jakiż on jest przymilny dla współbiesiadników od władzy i pieniędzy. Jak w pół słowa chwyta w lot ich intencje. Jak się do nich rozkosznie łasi.
Duch Święty widocznie odebrał mu rozum, bo dzisiaj słyszymy żałosne tłumaczenie księdza Sowy, że to była rozmowa prywatna. To takie prywatne rozmowy prowadzi kapłan naszego Kościoła? To może on już dawno jest poza kościołem? Kapłan, który swoim lumpenprzyjaciołom radzi nie dyskutować tylko zniszczyć. To kapłan? Katolik? Człowiek w końcu?
Radzi zniszczyć, więc jest pełen nienawiści, bo tylko tak można odczytać jego radę. Kogo każe zniszczyć? Wroga? Nie, tylko inaczej postrzegającą ówczesne fatalne rządy gazetę opozycji. Nawołuje więc do totalitaryzmu. Ksiądz katolicki Kazimierz Sowa. Nikt inny.
Zadajemy sobie pytanie – kim jest ten człowiek, Kazimierz Sowa? Pytam o człowieka po prostu, bo pytanie kim jest ten kapłan, zabrzmi dla mojego Kościoła jeszcze gorzej. Musiałbym bowiem spytać, czy tak właśnie jak to słyszymy w owej „prywatnej” rozmowie kapłan Sowa służył Bogu i Ludowi Bożemu.
W tej rozmowie słyszymy lumpenelitę o głębokich mentalnych korzeniach komunistycznego lumpenproletariatu. W języku, w hierarchii pojęć słychać skąd pochodzą, jakie domy rodzinne tych ludzi kształtowały. I na tym tle bryluje katolicki kapłan Kazimierz Sowa. Lumpensowa.
Inne tematy w dziale Polityka