Wiele wskazuje na to, że dyrektor FBI James Comey nie jest idiotą, który nie wie co mówi, ale mówi co mówi, dla zyskania akceptacji określonych środowisk, które od lat lansują na terenie USA wersję o Holokauście wyartykułowaną przez Comeya.
Zacznę historycznie. Dzisiaj już sami historycy amerykańscy nie kwestionują faktu, że podczas II wojny światowej poważne organizacje żydowskie w USA nie chciały przyjąć do wiadomości faktu zagłady Żydów europejskich, zorganizowanej przez ówczesne państwo niemieckie. Nie przyjmował tego faktu do wiadomości także ówczesny prezydent USA, czemu dał wyraz w odpowiedzi na bezpośrednie ustne sprawozdanie Jana Karskiego. Podobnie wobec Karskiego zachowały się środowiska żydowskie w USA. Tego stwierdzenia nie opieram na żadnych wyczytanych czy zasłyszanych relacjach, ale na mojej długiej rozmowie z Karskim, podczas jego pobytu w Polsce w 1996 roku.
Wcześniej, zdarzyła się już historia żydowskich emigrantów z niemieckiego statku "St. Louis", która jasno udowodniła stosunek administracji amerykańskiej i środowisk żydowskich w USA do prześladowanych Żydów w Europie. Kto sprawy nie zna, warto by zapoznał się ze wstrząsającym eksodusem niemieckich Żydów na statku "St. Louis".
Przy okazji warto przypomnieć, że w tym samym czasie Polska przyjęła 20 tysięcy Żydów wyrzuconych z III Rzeszy.
W świetle faktów paradoksem może się wydawać, że jednym z najbardziej znanych i obficie wspieranych przez amerykańską administrację muzeów w USA jest United States Holocaust Memorial Museum. Tymczasem jest to nie paradoks, ale konsekwentnie kreowana polityka historyczna. Oto my najbardziej upamiętniamy. O ewentualnej winie z powodu zaniechania ani słowa. Podobnie zresztą zachowuje się Amerykański Kongres Żydowski organizacja, która wobec Holokaustu zajęła stanowisko takie samo jak amerykański prezydent Roosevelt – nie przyjęła go do wiadomości.
W tej sytuacji chwytem starym jak świat jest rozwodnienie winy, poszukiwanie innych współwinnych, narzucenie opinii światowej poglądu – przecież nie tylko my, inni też. Taka polityka historyczna stosowana jest konsekwentnie także przez Niemcy od czasów Adenauera. I daje świetne rezultaty. W świadomości, także amerykańskiej, utrwalił się pogląd, że to nie niemieckie państwo i jego ówcześni obywatele ponoszą winę za zbrodnie, ale bliżej nieokreśleni „naziści”. „Naziści” weszli też do obiegu u wielu polskich głupkowatych pseudohistoryków i komentatorów.
Zadziwiającym zjawiskiem jest, że gdy media amerykańskie, amerykański prezydent (Obama), czy amerykański wysoki urzędnik się „mylą” to zawsze w sposób niekorzystny dla Polski. Nie mylą się w sposób niekorzystny na przykład dla Francji, która w czasie wojny miała własna administrację państwową i to ta administracja samodzielnie organizowała transporty francuskich Żydów do Auschwitz.
Warto się jeszcze zastanowić, jaki udział w wypowiedziach podobnych do wyartykułowanej przez dyrektora FBI mają organizacje, które amerykański naukowiec pochodzenia żydowskiego Norman Finkelstein nazwał „Przedsiębiorstwo Holocaust”.
Ale to już całkiem osobny temat na inną dyskusję. A przy okazji wypowiedzi Comey’a warto przytoczyć stare polskie przysłowie: Złodziej zawsze najgłośniej krzyczy łapać złodzieja.
Inne tematy w dziale Polityka