Publicysta powinien mieć poglądy. Jeżeli twierdzi, że ich nie ma bo jest „obiektywny”, to albo kłamie, albo jest idiotą. Ten pogląd na publicystykę i publicystów tkwi u początków wolnej prasy II Rzeczypospolitej i był konsekwentnie realizowany choćby na łamach wileńskiego „Słowa” i nie tylko.
Od zarania III RP, lewicowi dziennikarze (w tym zwarta opcja „resortowych dzieci”) dezawuując poglądy inne niż lansowane przez nich, dzielą środowisko dziennikarskie na – dziennikarzy (to oni) i dziennikarzy prawicowych (to inni niż oni). Dziennikarze - to ci obiektywni, bez poglądów. Dziennikarze prawicowi to ci stronniczy, nieobiektywni, z poglądami. Zatem ci pierwsi albo są idiotami albo kłamią. Tertium non datur.
Piszę o tym w przededniu wyborów europejskich, bo sposób prowadzenia rozmów z „nisłusznymi” według tzw. „dziennikarzy” kandydatami i towarzyszące temu komentarze budzą mój niesmak, a czasami obrzydzenie. Szczególnie widoczne jest to na antenie telewizji publicznej, opłacanej z pieniędzy wszystkich podatników. Gazeta Wyborcza jako prywatna spółka ( która zresztą stała u początków owej manipulacji) nie ma obowiązku przestrzegania standardów przyzwoitości. Telewizja publiczna taki obowiązek ma. I wszystko byłoby w porządku gdyby prowadzący program publicysta jasno zaznaczył swoje poglądy. Tak się przecież w europejskich i amerykańskich mediach dzieje i nie jest to niczym nadzwyczajnym.
Tyle tytułem wstępu dlaczego, jako publicysta postanowiłem przedstawić szkic moich poglądów na Unię. Szkic dalece niedoskonały, ale jak to szkic – zarysowuje zagadnienia, które uznałem za najbardziej istotne. A zatem podyskutujmy – co mi się w Unii podoba, co mi się nie podoba. Za czym jestem i na co się nie zgadzam. Jak zawsze proszę o glosy merytoryczne. Ataki ad personam i komentarze niemerytoryczne będę usuwał.
Jestem za Europą ojczyzn w Unii Europejskiej, a nie za federacyjnym państwem europejskim, które jawi się jako twór sztuczny, wymyślony przy biurku. Takie pomysły zwykle źle się kończą, czego najlepszym przykładem jest komunizm. Idea wymyślona przez oderwanych od rzeczywistości ideologów, która miała uszczęśliwić ludzkość, pochłonęła ponad 100 milionów ofiar, jak podaje „Czarna księga komunizmu”. Na marginesie – komunizm też miał w planach budowę światowego państwa o jednej ideologii.
Dzisiejsza Unia zaczęła się od Wspólnoty Węgla i Stali między Francją a Niemcami Zachodnimi. Później był tzw. Wspólny Rynek i Europejska Wspólnota Gospodarcza. To były struktury oparte na naturalnych zasadach ekonomicznej współpracy, przynoszące krajom członkowskim wymierne korzyści.
Nie przekonuje mnie natomiast dążenie do budowy państwa europejskiego. Takie państwo zostanie w oczywisty sposób zdominowane przez narody najsilniejsze liczebnie i ekonomicznie, wnoszące do niego największy wkład rzeczowy, choć niekoniecznie kulturowy.
Mam powody sądzić, patrząc na coraz silniejsze ruchy separatystyczne ( Szkocja, Bretania, Flamandowie, Baskowie itp), że żaden ze średnich i małych narodów europejskich nie chce żyć w Europie niemieckiej czy francuskiej, lub zdominowanej przez jakiekolwiek inne jedno państwo. Bogactwo Europy polega na jej różnorodności i odrębności poszczególnych narodów i krajów. A po działaniach na forum Parlamentu Europejskiego widać, że mimo deklaratywności o wspólnej Europie, poszczególne państwa europejskie bronią przede wszystkim swoich narodowych interesów, często nie zwracając uwagi na wspólny europejski interes. Najlepszym przykładem jest tu forsowanie przez Niemcy gazociągu północnego bez oglądania się na interes krajów takich choćby jak Polska.
W odniesieniu do średnich i małych państw europejskich nie najlepiej, a nawet niedobrze sprawdza się też wprowadzenie euro – wspólnej waluty europejskiej. Lata kryzysu pokazały, że najlepiej radziły sobie kraje, które pozostały poza strefą euro. Wspólna waluta nabardziej służy dominującym krajom unijnym (znowu Niemcy i Francja). Te mniejsze, ze słabszą gospodarką (Grecja, Hiszpania, nawet Włochy), borykają się z kryzysem. Tam gdzie przyjęto euro przestał istnieć bank centralny i państwo narodowe utraciło możliwość prowadzenia polityki fiskalnej. Uzależniło się od Europejskiego Banku Centralnego, a ten dla ochrony siły nabywczej euro, musi uwzględniać przede wszystkim interesy krajów dominujących. Przykład Słowacji, która szybko wprowadziła euro, powinien być dla Polski przestrogą. Jestem przeciw wprowadzeniu w Polsce euro.
Jestem przeciwny narzucaniu przez unijne urzędy (Komisja Europejska, Parlament Europejski i inne) norm obyczajowych i związanych z nimi regulacji prawnych. Kraje Unii mają swoją historię i swoje specyficzne historyczne doświadczenia, z których wynikają akceptowane i przestrzegane zasady etyczne i właśnie obyczajowe. Mimo wspólnych chrześcijańskich korzeni i cywilizacji łacińskiej, będącej podstawą kulturową dla wszystkich krajów Europy Zachodniej i Środkowej, kraje członkowskie Unii różnią się w postrzeganiu pewnych norm i zjawisk społecznych i łamanie nakazami administracyjnymi powszechnie akceptowanych norm i obyczajów jest swoistą formą totalitaryzmu. Na to nie może być zgody. Ta sfera życia społecznego musi zostać poza unijnymi regulacjami, tym bardziej, że wspólną płaszczyzną, dla wszystkich obecnych krajów Unii, pozostaje kultura i cywilizacja łacińska. Zatem w najszerszym kontekście cywilizacyjno – kulturowym istnieje wspólna płaszczyzna etyczno – obyczajowa.
W tej chwili praktyka unijna wygląda tak, że kraje o dominującej orientacji lewicowo lewackiej usiłują swoje normy obyczajowe narzucać tym, gdzie dominują w praktyce społecznej wartości chrześcijańskie. Taka praktyka jest niedopuszczalna i głęboko sprzeczna z pojęciem wolności przekonań.
Jestem za dalszym rozszerzeniem Unii na wschód, o Ukrainę, Gruzję i Mołdawię. To kwestia bezpieczeństwa państw unijnych. Odsunięcia na wschód nieobliczalnego imperializmu rosyjskiego, stanowiącego realne zagrożenie dla pokoju w Europie. Ale to także bodziec rozwojowy dla całej Unii. Unia nie może bowiem przypominać spasionego psa, który nie ma ochoty zmierzyć się z wyzwaniami i nie chce opuścić swojej kanapy, bo nie widzi dalej niż pełne koryto. Unijny egoizm, coraz bardziej widoczny szczególnie w chwilach zagrożeń, źle rokuje przyszłości wspólnoty.
Nie ma potrzeby tworzenia wspólnej europejskiej armii, gdyż tę rolę z powodzeniem pełni NATO, struktura sprawdzona i wydolna. Próby osłabienia roli NATO w Europie okazały się błędem, co najlepiej widac w kontekście ostatnich wydarzeń na Ukrainie.
Polityka nie znosi próżni, a Polska jest zbyt małym krajem by prowadzić samodzielną politykę światową. Unia, nawet w takim niedoskonałym kształcie jak obecnie, jest dla nas koniecznością. Musimy być w Unii, choćby dlatego, że katastrofą byłoby dostanie się Polski pod wpływy Rosji. Dlatego rozważania czy powinniśmy się znaleźć poza Unią, są bezcelowe i szkodliwe.
Jednak żaden, nawet najdoskonalszy projekt polityczny nie trwa wiecznie, w niezmiennym kształcie. Ewoluuje, czasami zmienia się gwałtownie, w końcu rozpada. Historia dowodnie pokazała, że najtrwalszą wspólnotą pozostają państwa narodowe, spojone językiem, wspólną historią, kulturą i tradycją. Takim państwem jesteśmy i niezależnie od naszej przynależności unijnej za wszelką cenę i wszelkimi środkami to co buduje i tworzy naród i państwo powinniśmy wspierać. Tak jak to robią inne państwa unijne, nie oglądając się na często sprzeczne z tymi wartościami unijne dyrektywy. Tego musimy się od nich uczyć.
Inne tematy w dziale Polityka