Jarosław Warzecha Jarosław Warzecha
6607
BLOG

Milczenie resortowych dzieci

Jarosław Warzecha Jarosław Warzecha Polityka Obserwuj notkę 67

            Mniej więcej dwa tygodnie temu ukazała się ważna dla naszej, ciągle nie do końca przejrzystej, rzeczywistości książka „Resortowe dzieci. Media”. Autorzy – Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz. Wydawnictwo Fronda. Jest to w zasadzie próba opisania rodowodów, czy by rzec mniej górnolotnie - pochodzenia czołowych dziennikarzy i właścicieli mediów tzw. głównego nurtu. Odpowiada na pytania, które można nazwać biblijnymi – skąd przybywasz, z jakiego rodu i gniazda. Jak to się stało, że znalazłeś się tu gdzie jesteś i co ci w tym pomogło? Kto cię wspierał? Jaką rolę odegrał w tym wspieraniu „resort”? A resort to nic innego jak synonim z czasów komunistycznych służb – najpierw UB, później SB i milicji.

            To przecież pytania nie nowe, a aktualne były zawsze i wszędzie – wszak pochodzenie, dom, rodzina to nic innego jak wyniesione później w dorosłe życie wartości, kryteria ocen, czy poczucie przynależności do kultury, państwa i wreszcie danego narodu.

            Świetnie zdawali sobie z tego sprawę komuniści. U nich pochodzenie odgrywało rolę zasadniczą i determinowało los człowieka. Jeszcze długie lata po roku 1945 niektóre kierunki studiów były zakazane choćby dla dzieci tzw. sanacyjnych oficerów. Niejawna dyrektywa była ściśle przestrzegana i dzieci przedwojennych oficerów nie mogły na przykład studiować medycyny. Ale to nie jedyny zakaz. Obowiązywała cała lista zakazanych zawodów. O ile się nie mylę to niemal do końca systemu obowiązywały punkty za pochodzenie. Pochodzenie resortowe dobry start ułatwiało.

            Ale wracając do resortowych dzieci. W książce wymienieni są z imienia i nazwiska resortowi rodzice. Przytoczone są nawet ich zmienione nazwiska. Opisane są w miarę dokładnie ich rodowody i powiązania. I nie ma w tym nic wstydliwego, że ktoś kiedyś nazywał się Mordka a dziś nazywa się inaczej. Każdy ma dobre prawo do zmiany nazwiska, które z różnych przyczyn może mu się nie podobać. Wstydliwe może być tylko to co robili, czy pod swoim czy pod zmienionym nazwiskiem. Komu służyli? I jak? Czego mogli swoje dzieci nauczyć? Jakie wartości zaszczepili im na resztę życia?

            Jak już napisałem książka ukazała się dwa tygodnie temu. I co? Zapadła cisza. Jak makiem zasiał. A przecież to środowisko znane jest z niezwykłej drażliwości na swoim punkcie. A tu żadnych pozwów, żadnych dyskusji w gronie, które wypowie się słusznie, żadnych głosów potępienia, że lustracja i co tam jeszcze być może. I to jest właśnie najbardziej dziwne.

Nie wiem, kto pierwszy użył tego porównania, ale ja zapamiętałem je z wypowiedzi  ojca słynnych tenisistek Roberta Radwańskiego dla tygodnika "W sieci". Powiedział wtedy: „dziś mamy starcie trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB. Starzy ubecy szczują na nas swoje latorośle.

I to bynajmniej nie figura retoryczna, bo przecież trzecie pokolenie UB, dziś blisko pięćdziesięciolatkowie, realne i konkretne dzieci wyższych i niższych funkcjonariuszy partyjnych, milicyjnych, esbeckich i wojskowych upadłego pozornie reżimu, obsiedli stanowiska w dyplomacji, administracji państwowej, mediach i spółkach skarbu państwa. W tym także w tych najważniejszych.

               Walka kolejnego pokolenia UB z pokoleniem AK odbywa się nie tylko w sferze polityki czy postpolityki ale także na polu pamięci historycznej, polskiej tradycji, obyczaju, szeroko pojętej kultury narodowej, w tym literatury i filmu.

   Granice frontów są pokręcone, choć kryteria kto po której stronie zdają się być coraz bardziej klarowne.

Kryteria:

1. Stosunek do dekomunizacji w tym lustracji

2. Ocena tzw. Okrągłego stołu

3. Ocena twórców stanu wojennego ("ludzie honoru")

4. Stosunek do "pedagogiki wstydu" deprecjonującej Polaków w okresie wojny i okupacji niemieckiej 39 - 45.

5. Stosunek i ocena Polski Podziemnej czasów okupacji niemieckiej

5. Stosunek do żołnierzy II konspiracji, podziemia antykomunistycznego po roku 1945.

            W jedynej z bardzo nielicznych dyskusji na temat „Resortowych dzieci”, która odbyła się w telewizji „Republika”, jeden z autorów powiedział mniej więcej te słowa: Nie można mieć nic przeciw temu, że resortowe dzieci pracują w mediach, ale ze względów przyzwoitości nie powinny zabierać głosu na niektóre tematy. choćby takie jak dekomunizacja w tym lustracja, stosunek do Żołnierzy Wyklętych czy patriotyzm. Im w tym wypadku wolno mniej.

            Nie wiem czy dokładnie przytoczyłem słowa, lecz myśl została sformułowana tak właśnie.  Jeżeli się czyta, słucha czy ogląda warto wiedzieć kto do nas mówi i z jakich to powodów tak właśnie.

 

Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku.

531x299 (Oryginał: 1170x658) image 531x299 (Oryginał: 1170x658)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (67)

Inne tematy w dziale Polityka