Mniej więcej dwa tygodnie temu ukazała się ważna dla naszej, ciągle nie do końca przejrzystej, rzeczywistości książka „Resortowe dzieci. Media”. Autorzy – Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz. Wydawnictwo Fronda. Jest to w zasadzie próba opisania rodowodów, czy by rzec mniej górnolotnie - pochodzenia czołowych dziennikarzy i właścicieli mediów tzw. głównego nurtu. Odpowiada na pytania, które można nazwać biblijnymi – skąd przybywasz, z jakiego rodu i gniazda. Jak to się stało, że znalazłeś się tu gdzie jesteś i co ci w tym pomogło? Kto cię wspierał? Jaką rolę odegrał w tym wspieraniu „resort”? A resort to nic innego jak synonim z czasów komunistycznych służb – najpierw UB, później SB i milicji.
To przecież pytania nie nowe, a aktualne były zawsze i wszędzie – wszak pochodzenie, dom, rodzina to nic innego jak wyniesione później w dorosłe życie wartości, kryteria ocen, czy poczucie przynależności do kultury, państwa i wreszcie danego narodu.
Świetnie zdawali sobie z tego sprawę komuniści. U nich pochodzenie odgrywało rolę zasadniczą i determinowało los człowieka. Jeszcze długie lata po roku 1945 niektóre kierunki studiów były zakazane choćby dla dzieci tzw. sanacyjnych oficerów. Niejawna dyrektywa była ściśle przestrzegana i dzieci przedwojennych oficerów nie mogły na przykład studiować medycyny. Ale to nie jedyny zakaz. Obowiązywała cała lista zakazanych zawodów. O ile się nie mylę to niemal do końca systemu obowiązywały punkty za pochodzenie. Pochodzenie resortowe dobry start ułatwiało.
Ale wracając do resortowych dzieci. W książce wymienieni są z imienia i nazwiska resortowi rodzice. Przytoczone są nawet ich zmienione nazwiska. Opisane są w miarę dokładnie ich rodowody i powiązania. I nie ma w tym nic wstydliwego, że ktoś kiedyś nazywał się Mordka a dziś nazywa się inaczej. Każdy ma dobre prawo do zmiany nazwiska, które z różnych przyczyn może mu się nie podobać. Wstydliwe może być tylko to co robili, czy pod swoim czy pod zmienionym nazwiskiem. Komu służyli? I jak? Czego mogli swoje dzieci nauczyć? Jakie wartości zaszczepili im na resztę życia?
Jak już napisałem książka ukazała się dwa tygodnie temu. I co? Zapadła cisza. Jak makiem zasiał. A przecież to środowisko znane jest z niezwykłej drażliwości na swoim punkcie. A tu żadnych pozwów, żadnych dyskusji w gronie, które wypowie się słusznie, żadnych głosów potępienia, że lustracja i co tam jeszcze być może. I to jest właśnie najbardziej dziwne.
Nie wiem, kto pierwszy użył tego porównania, ale ja zapamiętałem je z wypowiedzi ojca słynnych tenisistek Roberta Radwańskiego dla tygodnika "W sieci". Powiedział wtedy: „dziś mamy starcie trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB. Starzy ubecy szczują na nas swoje latorośle. „
I to bynajmniej nie figura retoryczna, bo przecież trzecie pokolenie UB, dziś blisko pięćdziesięciolatkowie, realne i konkretne dzieci wyższych i niższych funkcjonariuszy partyjnych, milicyjnych, esbeckich i wojskowych upadłego pozornie reżimu, obsiedli stanowiska w dyplomacji, administracji państwowej, mediach i spółkach skarbu państwa. W tym także w tych najważniejszych.
Walka kolejnego pokolenia UB z pokoleniem AK odbywa się nie tylko w sferze polityki czy postpolityki ale także na polu pamięci historycznej, polskiej tradycji, obyczaju, szeroko pojętej kultury narodowej, w tym literatury i filmu.
Granice frontów są pokręcone, choć kryteria kto po której stronie zdają się być coraz bardziej klarowne.
Kryteria:
1. Stosunek do dekomunizacji w tym lustracji
2. Ocena tzw. Okrągłego stołu
3. Ocena twórców stanu wojennego ("ludzie honoru")
4. Stosunek do "pedagogiki wstydu" deprecjonującej Polaków w okresie wojny i okupacji niemieckiej 39 - 45.
5. Stosunek i ocena Polski Podziemnej czasów okupacji niemieckiej
5. Stosunek do żołnierzy II konspiracji, podziemia antykomunistycznego po roku 1945.
W jedynej z bardzo nielicznych dyskusji na temat „Resortowych dzieci”, która odbyła się w telewizji „Republika”, jeden z autorów powiedział mniej więcej te słowa: Nie można mieć nic przeciw temu, że resortowe dzieci pracują w mediach, ale ze względów przyzwoitości nie powinny zabierać głosu na niektóre tematy. choćby takie jak dekomunizacja w tym lustracja, stosunek do Żołnierzy Wyklętych czy patriotyzm. Im w tym wypadku wolno mniej.
Nie wiem czy dokładnie przytoczyłem słowa, lecz myśl została sformułowana tak właśnie. Jeżeli się czyta, słucha czy ogląda warto wiedzieć kto do nas mówi i z jakich to powodów tak właśnie.
Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku.
Inne tematy w dziale Polityka