Każda formacja dochodząc do władzy mniej lub bardziej manipuluje faktami, by zawładnąć społeczną świadomością i przedstawić historię najnowszą w najbardziej dla siebie korzystny sposób. W historii XX wieku wszelkie rekordy manipulacji bili komuniści i nie ma co dawać przykładów, bo zapełniłyby dużą bibliotekę.
Tak się też stało u zarania III RP. Dzięki powtarzanym uparcie półprawdom, półkłamstwom albo i całym kłamstwom różne środowiska budowały sobie mity założycielskie. By znowu nie przytaczać obszernego katalogu: obrady okrągłego stołu do dzisiaj przedstawiają środowiska „okrągłostołowe” jako jedyną możliwą drogę do odzyskania niepodległości. Przy okazji nie wspominając o tym, że listy uczestników tworzył nie kto inny jak Kiszczak i to na długo, nim okrągły stół powstał. Jednych wypuszczał z więzienia, innych trzymał. To jedna z tych mniej subtelnych metod, bo były przecież setki innych, by skład okrągłostołowego teatru był odpowiedni. Najważniejsze rozmowy i tak odbywały się gdzie indziej i mówiono o czym innym niż głosiły oficjalne komunikaty. To dzisiaj dla uczciwych historyków jeden z ciekawszych tematów.
Inny mit uporczywie lansowany – Tadeusz Mazowiecki był znakomitym premierem i politykiem. Tymczasem Mazowiecki był kiepskim premierem i jeszcze gorszym politykiem. Na przykład: w konfrontacji z Kohlem przegrał wszystko, co można było w tamtym czasie dosyć łatwo wygrać. Choćby sprawę polskiej mniejszości w Niemczech i nie tylko.
Ale największym propagandowym majstersztykiem jest stworzenie wizji niemalże krwawych, pełnych grozy i prześladowań, straszliwych rządów PiS. Gdy tymczasem były to rządy w gruncie rzeczy lękliwe i dosyć niezdarne. Kilka przykładów.
Zacznijmy od publicznych mediów elektronicznych. PiS dysponując przewagą w Krajowej Radzie Radia i TV powierzył stanowisko prezesa telewizji Bronisławowi Wildsteinowi. Była to odważna i słuszna decyzja, dająca szansę na stworzenie wartościowej telewizji publicznej. Decyzje Wildsteina, choćby te promujące ambitne programy dokumentalne z najnowszej historii Polski, najlepiej o tym świadczyły. Niedługo to jednak trwało i po odejściu Wildsteina, publiczna TV zaczęła się staczać w wypracowane przez jego poprzednika koryto. A nawet zaczęła być znowu korytem dla ludzi starego telewizyjnego układu. To jest silny rząd? Rząd zamordystów?
Polityka wizerunkowa PiS była katastrofalna. Każde pojawienie się na wizji takiego na przykład posła Suskiego owocowało tysiącami nowych dowcipów i dawało pożywkę dla nieskończonych dyskusji o zapleczu intelektualnym partii rządzącej. A warto przypomnieć, że poseł Suski lubił pojawiać się na ekranie TV namiętnie. Partia trzymająca stery władzy nie potrafiła sobie dać rady z nieżyczliwymi i napastliwymi mediami rożnych autoramentów. Dzisiaj mogła by się uczyć jak to się robi.
Jaki silny rząd pozwala na to, by banda szkolnych gnojków w czasie trwania zajęć w szkole zebrała się pod ministerstwem oświaty i nawoływała do utopienia ministra w jeziorze? O ile pamiętam nikt z nauczycieli towarzyszących zafajdanym demonstrantom nie poniósł wtedy konsekwencji. Dyrektor żadnej ze szkół, które brały udział w zgromadzeniu nie został odwołany. Silny i groźny rząd?
Lustracja. Widziałem jak wyglądała w publicznych mediach elektronicznych. Wielu dawnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, a było ich wśród dziennikarzy naprawdę wielu, w panice odchodziło na emerytury albo przechodziło do stacji prywatnych. Ale cała ustawa lustracyjna okazała się nieprawdopodobnym bublem i wkrótce ci sami ludzie wrócili jako współpracownicy lub ponownie dostawali etaty. Byłem świadkiem jak mianowany przez PiS prezes lokalnej rozgłośni ponownie dał program dziennikarzowi, którego pisane własną ręką kopie raportów do SB wisiały na związkowej tablicy Solidarności. I co? I nic? Nawet tego pełne grozy rządy Pis nie potrafiły przeprowadzić.
Oczywiście, lustracja była groźna. Groźna dla tych, którzy najbardziej przeciw niej protestowali. I to obojętne z której strony, bo mogło się rychle okazać, że wczorajsze autorytety to padlina. Warto też dzisiaj uważnie się przyjrzeć, które to środowiska najbardziej przeciwko istnieniu IPN protestują. Widocznie mają strach u spodni i liczne powody.
Tysiące i tysiące innych przykładów, kiedy rząd nie potrafił dać sobie rady z własnymi ministrami czy posłami koalicjanta. Że przypomnę prowokację niejakiej posłanki Beger. Cofał się ten rząd w obawie o co? Że zostanie oskarżony o stosowanie niedozwolonych metod? I tak został. Że jacyś celebryci, którzy ledwo potrafili wyrazić swoje kulawe myślątka będą mu niechętni, a trzeciorzędni serialowi aktorzy wyrażą swoje oburzenie? To był rząd bojaźliwy i niezręczny w działaniu, choć miał po swojej stronie wszelkie atuty łącznie z autorytetem prezydenta. Zresztą tego autorytetu też nie potrafił skutecznie bronić.
Komu zatem i do czego potrzebna była uporczywie lansowana wizja strasznych, pełnych grozy i strachu rządów IV RP? Na pewno była potrzebna ich najpoważniejszym politycznym konkurentom. Ale nie oni stali się głównymi beneficjentami tej wizji. PiS objął władzę po rządach SLD podczas których afera goniła aferę – jedna poważniejsza od drugiej. Ukoronowaniem była afera Rywina, której konsekwencje poniósł Rywin, choć dziecię z przedszkolnej zerówki nie uwierzy, że działał sam. Najłatwiej zatrzeć po sobie ślady (a ślady były głębokie i śmierdzące), kierując uwagę w inną stronę. Komuniści i ich następcy zawsze byli mistrzami propagandy. W tym wypadku mieli jeszcze do dyspozycji stada tzw. pożytecznych idiotów, jak ich w przeszłości określał towarzysz Stalin. Pożyteczni idioci powtarzali prawdy podane im przez właściwe media i nie ma co się temu dziwić, bo taka jest rola mediów właściwych dla pożytecznych idiotów. Reszta robiła się sama. Mistrz propagandy Joseph Goebbels mówił – kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.
Inne tematy w dziale Polityka