Lech Wałęsa sprawił kłopot. Nawiązując do wydawałoby się przebrzmiałej, a jednak ciągle aktualnej terminologii rodem z PRLu – wypowiedział się nie po linii i nie na bazie. Opcja Wałęsie przyjazna jest zażenowana i główkuje jakby tu całą sprawę zamieść pod dywan. Może powinien się wycofać? W końcu nic się takiego nie stało. Może przeprosić? Ale Wałęsa się nie wycofa i nie przeprosi. Stawiam 100 do 1, że nie. Bo niby za co? Powiedział to co uważa za słuszne, co go w dzisiejszym sejmie i życiu społecznym drażni i niepokoi.
Jednak Lech Wałęsa powiedział więcej niż tylko kilka mielonych na okrągło zdań – że homoseksualiści powinni zajmować w sejmie takie miejsce jaką mają rzeczywistą reprezentację społeczną, że nie chce szerokiej promocji homoseksualizmu dla swoich wnuków, że mniejszość nie może swoimi prawami terroryzować większości. To w skrócie streszczenie jego wypowiedzi. Te kilka zdań implikuje jednak do rozważenia znaczenia terminów, które zatraciły swoją klarowność i ostrość i dziś gwałtownie wymagają ponownego zdefiniowania. Terminów, które stały się polityczną siekierą brutalnie wbijaną w plecy każdemu, kto odważy się myśleć i mówić inaczej niż tego wymaga opacznie rozumiana polityczna poprawność.
Najważniejszym z tych pojęć jest tolerancja (łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”). A zatem – toleruję czyli cierpliwie znoszę, choć sam się z cierpliwie znoszoną postawą, poglądami czy praktykami nie zgadzam i ich nie akceptuję. Tolerancja pozwala jednak, by ten drugi, którego toleruję, mógł spokojnie żyć i robić swoje. Ale zmanipulowane pojęcie tolerancji, tej politycznej siekiery, narzędzia politycznego czy społecznego mordu, to pojęcie akceptacji. Jeżeli nie akceptuję to jestem nietolerancyjny. Zasługuję na unicestwienie. To w gruncie rzeczy powiedział Wałęsa. Może w sposób nieco skomplikowany, jak to zwykle Wałęsa, ale to właśnie.
W życiu społecznym, a polityka do niego należy, obowiązuje jedno z praw fizyki – każda akcja rodzi reakcję. Zmasowana akcja tolerastów spowodowała reakcję Lecha Wałęsy. Nie tylko jego zresztą.
John Godson w telewizyjnym programie TVN odpowiadając na ofensywę tolerastów powiedział – „Europa idzie na manowce. Na zatracenie. To nie ta droga...To jest droga na manowce... To nie jest nastawienie obywatelskie. To jest degradacja. Pytanie gdzie jest granica.” Właśnie. Nikt z tolerastów nie chce czy nie potrafi powiedzieć gdzie jest granica.
Polemista posła Godsona wywodził, że powinniśmy brać przykład z tych społeczeństw, które są dużo bardziej dojrzałe obywatelsko. Jako takie wymienił Francję, Anglię, Skandynawię. Tylko, że ta dużo większa obywatelska dojrzałość jest mocno dyskusyjna. Polemista nie wspomniał, może nie wie, że pierwszy europejski edyktu tolerancji – Konfederacja Warszawska to rok 1573. We Francji Noc św. Bartłomieja. Ale to dawno. Sięgnijmy do Europy XX wieku – eugenika w Anglii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych i w Szwecji. Ale to przed wojną. A jednak nie – eugenika w tej tolerancyjnej Szwecji praktykowana była jeszcze w 1976 roku. Obywatel mógł zostać wysterylizowany choćby z powodu nie spłacenia pożyczki bankowej. Od 1930 do 1976 w Szwecji wykonano 62 tysiące sterylizacji. Tolerancja!!!
Może zatem nie jesteśmy mniej dojrzali obywatelsko? Oczywiście, komunizm destruował to co się dało. Ale mamy się do czego odwołać. I nie ma co zachłystywać się mądrością i dojrzałością innych. „Europa idzie na manowce” powiedział poseł Godson. Nie on jeden, bo takie głosy coraz częściej podnoszą się w całej Europie. Wbrew terrorowi politycznej poprawności a może właśnie dlatego.
Inne tematy w dziale Polityka