Szef Salonu24 zaproponował debatę o elektronicznych mediach publicznych. I dobrze, choć to już nie wiem która debata, a bagno nie tylko nie wysycha, ale staje się bardziej grząskie.
Ze składu dyskutantów wynika, że mowa będzie głównie o telewizji. Tymczasem warto pamiętać, że w Polsce działa 17 lokalnych rozgłośni Polskiego Radia, każda na prawach samodzielnej spółki skarbu państwa. Każda nadaje 24 godzinny program o zasięgu średnio 250 - 300 kilometrów. Teoretycznie stanowią zatem wielką siłę medialną.
Telewizję znam trochę. O radiu wiem więcej i to szczególnie o radiu lokalnym. Tą moją skromną wiedzą chcę się podzielić.
O mediach publicznych w Polsce praktycznie można mówić dopiero po uchwaleniu ustawy o Radiofonii i Telewizji w dniu 29 grudnia 1992 roku. Przekształcanie lokalnych rozgłośni w spółki skarbu państwa odbyło się w roku następnym.
Lokalna rozgłośnia, której przykładem się posłużę należy do średniej wielkości i procesy w niej zachodzące można uznać za typowe dla innych ośrodków publicznego radia, co zapewne potwierdzą ludzie radia.
Dzisiejsza kondycja lokalnych rozgłośni jest konsekwencją takiego a nie innego kształtu ustawy z ’92 roku, a jej pomniejsze kosmetyczne modyfikacje nie miały na funkcjonowanie lokalnych rozgłośni Polskiego Radia większego wpływu. Zaczyna się od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która jako ciało polityczne desygnuje polityczne rady nadzorcze poszczególnych rozgłośni. Najnowsza modyfikacja, że to uczelnie wyższe rekomendują członków rad nadzorczych niewiele zmieniła, bo niezależnie od profesorskich tytułów członkowie rad nadzorczych są związani z partiami politycznym, które ich rekomendują poza protokołem. Skład Krajowej Rady jest odbiciem rad nadzorczych, a te wybierają ( w konkursach) zarządy.
Tak się jakoś składa, że dziennikarze mojej przykładowej rozgłośni zawsze po składzie Krajowej Rady mogli przewidzieć skład Rady Nadzorczej, a później osobę prezesa (wybranego w konkursie!). Pomyłek nie było.
Przykład ostatnich wyborów do rady nadzorczej. Krajowa Rada na sesji wyjazdowej przesłuchuje kandydatów do rady nadzorczej. Przesłuchania są jawne. Przewodniczy Jan Dworak. Wśród kandydatów jest były prezes owej rozgłośni, wyrzucony z niej na skutek strajku pracowników kilka lat wstecz. Członkowie Rady dostali wcześniej wiadomości na jego temat m.in. od byłego przewodniczącego poprzedniej rady nadzorczej. Kandydat w żywe oczy zaprzecza oczywistym okolicznościom. Rada nominuje go na członka. To on między innymi wybierze przyszłego prezesa. Kim jest nominat? Były aparatczyk PZPR, związany ze Stowarzyszeniem Ordynacka. W czasie rządów SLD osadzony jako prezes lokalnej rozgłośni. Wcześniej właściciel firmy transportowej. O radiu ma pojęcie, bo miał takie w ciężarówce.
Nowo mianowana Rada Nadzorcza prezesem wybiera działacza Stowarzyszenia Ordynacka. Wcześniej pracował m.in. w kopalni węgla brunatnego. Na radiu się zna, bo ma je w samochodzie.
Zasad etyki zawodowej nie ma. Prezes prowadzi szkolenia dla dealerów nieruchomości. W reklamówkach w Internecie napisał, że jest prezesem Polskiego Radia w... To ma zwiększyć atrakcyjność oferty. Jak ma się zachować dziennikarz gdy szkolony przez prezesa dealer popełni oszustwo?
Członek Zarządu jest członkiem rady nadzorczej miejskiej spółki. Czy dziennikarz ma swobodę krytyki miejskiej spółki w której ważną funkcję pełni druga po prezesie osoba w rozgłośni?
Powinna w pierwszej kolejności zareagować Rada Nadzorcza z jej przewodniczącym (profesorem) na czele. Ale nie reaguje. Nie śmiem przypuszczać i wykluczam, że nie reaguje ponieważ teściem córki przewodniczącego Rady Nadzorczej jest pracujący w rozgłośni lektor. Pracy dla lektora co kot napłakał. Można z powodzeniem zatrudnić kogoś na umowę ale lektor ma etat. Przy zwolnieniach grupowych, które dotknęły i dobrych dziennikarzy lektor ani drgnął.
Jeżeli nie reaguje Rada Nadzorcza to kolej na Radę Krajową. W końcu doszło do poważnego naruszenia zasady niezależności lokalnego medium publicznego. Ale Rada Krajowa ani drgnie. Może nie ma dostępu do Internetu gdzie reklamuje się prezes?
Każdy dziennikarz ma swoją pocztę pantoflową. Ja też. Dowiedziałem, że to „taki układ” i nic się nie da zrobić.
Niezależność publicznej lokalnej rozgłośni radiowej demonstruje zdarzenie – W czasie rządów SLD po schodach wchodzi Leszek Miller. Na podeście stoi ówczesny prezes, dziś członek rady nadzorczej. Szeroko rozkłada ręce i mówi – Witam szefie!
Szef niezależnego medium publicznego wita swojego szefa partyjnego w partyjnym radiu publicznym za publiczne partyjne pieniądze.
Ale żadna partia władzy nie darowała sobie lokalnych rozgłośni. To trzy intratne stanowiska w Zarządzie ( siedem średnich krajowych dla prezesa), pięć stanowisk w Radzie Nadzorczej i możliwość tworzenia etatów dla swoich. A wszystko na uboczu. Nikomu się specjalnie w oczy nie rzuca. „Taki układ”.
Za rządów PiS prezesem został były administracyjny, zarządzający wcześniej w radiu kierowcami i sprzątaczkami. Z wykształcenia inżynier maszyn rolniczych. Rekomendował go kolega szkolny Marek Suski, poseł Pis. To wystarczyło. Urzędowanie skończył z wyrokiem karnym. Prezes Jarosław Kaczyński dane o wyczynach rekomendowanego dostał na biurko. Nie zareagował. „Taki układ”.
Radio to nie fabryka guzików. Także radio lokalne. Najważniejszy nie jest fedrunek czy ilość godzin spędzonych za biurkiem ale program. W radiu publicznym nie wystarczy muzyczka, reklamka, muzyczka, reklamka. Powinna być dobra publicystyka – kulturalna, społeczna, polityczna. Powinien być dobry język polski. Bardzo dobry. Dziennikarze powinni reprezentować poziom na który nie stać rozgłośni nie publicznych. I wiele jeszcze takich powinny.
Ale przykład idzie z góry. Zarząd chce przede wszystkim przetrwać. Za wszelką cenę (siedem średnich krajowych to tyle co prezydent RP). Nie chce mieć kłopotliwych dziennikarzy – takich co nie chcą płynąć w nurcie, co demonstrują swoje zdanie na antenie. Takich, którzy widzą marność intelektualną zarządu. Takich trzeba się pozbyć rożnymi sposobami. Potrzebni są mało dociekliwi i pokorni.
Lokalni posłowie co tydzień dostaną swoją godzinę, żeby mogli sobie pogwarzyć lokalnie gdy przyjadą ze stolicy. Lokalni samorządowcy takoż. I tak się kręci. Do następnego rozdania.
A wracając do grzechu pierworodnego. Na początku przekształceń mediów publicznych, jakiś mędrek (mędrki są jak zwykle najgorsze) wymyślił, że radio, także radio lokalne to taka fabryczka, którą zarządzać może także ten, co wczoraj zarządzał fabryczką butów. Bo przecież decydują wskaźniki ekonomiczne. Ale to nie one decydują. Decyduje program. A program, to nie prymitywnie ułożony spis byle jakiego ble, ble, lecz skomplikowana, subtelna i wysmakowana struktura.
Ten sam głupawy mędrek (ta zbitka jest w pełni uprawniona) wymyślił, że rozgłośni lokalnej potrzeby jest menadżer a tym może być pierwszy lepszy „nasz człowiek”, bo tak naprawdę to znaczy wszystko i nic. Tymczasem radiu lokalnemu potrzebna jest dobra księgowa i dobry radiowiec.
To tylko ułamek, fragment obrazka ale mam nadzieję że oddaje szeroko rozumianą kondycję publicznych rozgłośni lokalnych. Bo choć napisałem o jednym przypadku, powtarza się w wielu miejscach.
Im głębiej się temu przyglądam tym bardziej dochodzę też do wniosku, że naprawę mediów publicznych wszystkich, należy zacząć od likwidacji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Później już będzie łatwiej.
Żałuję, że nie będę mógł wziąć udziału w czwartkowej dyskusji, ale może mój głos uzupełni obraz mediów publicznych w Polsce.
Inne tematy w dziale Polityka