Ot, taka informacja: za linkowanie filmów na youtube od dziś trzeba płacić. Postara się o to Stowarzyszenie Filmowców Polskich.
To interesująca wiadomości także z powodu debaty, jaka się coraz intensywniej toczy. Ostatnio Wojciech Orliński (powszechnie uważany za lewicę, ale w interesującej nas dziedzinie to mniej więcej taka lewica, jak poseł Gadzinowski) pisał z wielką pasją, że prawo autorskie jest święte, a napisy.org powinny zniknąć. Kiedy zwrócono mu uwagę, że sam zamieszcza na swoim blogu klipy filmowe, do których nie ma praw, napisał m. in:
"W dobrej wierze korzystam z legalnego serwisu."
i:
"linkowanie do YouTube nie wydaje mi się rozpowszechnianiem (a co komu gdzie łamie YouTube, to problemy tego kogoś i YouTube)."
i:
"Trudno od właściciela żądać, żeby dzień zaczynał od rutynowego skanu internetu, czy ktoś mu przypadkiem nie narusza. Akceptuję samą koncepcję istnienia organizacji chroniących prawa autorskie."
I co teraz? Będzie płacił, czy bronił się przed wyzyskiem na wszelkie możliwe sposoby?
W zasadzie powinno mi sprawiać satysfakcję patrzenie, jak oparty na monopolu przemysł medialny swoimi działaniami wpędza w kłopoty swoich najzagorzalszych obrońców. Ale jakoś nie sprawia.
Inne tematy w dziale Polityka