Gdyby potwierdziła się wiadomość, że PO wystawia jako lidera listy w okręgu krakowskim Zbigniewa Ćwiąkalskiego, Zbigniew Ziobro powinien upić się ze szczęścia. Trudno o wygodniejszego dla niego przeciwnika. Wystawiając takiego kandydata Platforma godzi się, by starcie rozegrało się na gruncie PiS. Ćwiąkalski jest takim samym „fachowcem” od spraw europejskich jak Ziobro. Dotychczasowy kandydat na jedynkę – Bogusław Sonik – mógł wyciągnąć przeciw Ziobrze oręż doświadczenia i inicjatyw podejmowanych w Brukseli i Strasburgu. Ćwiąkalskiemu brak choćby i takich atutów.
W sondażowym porównaniu z Ziobrą, Ćwiąkalski przegrywał nawet w szczytowym okresie miodowego miesiąca rządu Tuska -
patrz tu. Odszedł z ministerstwa w niesławie,
o czym już pisałem. Jego kontakty z mediami to w ogóle seria wpadek i to nie tylko z punktu widzenia zagorzałych przeciwników PO.
W Platformie mówią, że Sonik nie ma specjalnego drygu do kontaktów z mieszkańcami. Tyle tylko, że Ćwiąkalski to już nie ma tego nawet w śladowej ilości. Przed startem do PE Sonik z powodzeniem startował do sejmiku w 1998 i 2002 – ma więc chociaż spore doświadczenie w prowadzeniu kampanii. Ćwiąkalski w żadnych wyborach dotąd nie kandydował. Sonik ma w szeregach PO sporo wrogów, którzy chętnie by go pozbawili pewnego miejsca na liście – pytanie, czy Ćwiąkalski ma takich zwolenników, którzy zaangażują się w jego kampanię. Tak, czy owak, układanie list wyborczych PO jest kolejnym dowodem, że rywalizacja wewnątrz partii ma prymat względem zmagań przeciw innym partiom.
O eurowyborach piszę także w najnowszym numerze
TP.
Inne tematy w dziale Polityka