Wydaje się, że dymisja Ćwiąkalskiego jest efektem jego braku umiejętności reagowania na sytuację kryzysową. Próby bagatelizowania problemu, obrona bezpośrednio odpowiedzialnych, czy wreszcie mówienie o „medialnej histerii” – to elementarne błędy, które politykowi, zwłaszcza na tak newralgicznym stanowisku, zdarzyć się nie powinny. Były dolewaniem oliwy do ognia. Ćwiąkalski już wcześniej nie błyszczał w takich sytuacjach. Tym razem jednak błędy były tak duże, że przeważyły liczne argumenty na rzecz zostawienia go na stanowisku. Domaganie się dymisji przez opozycję, osobista satysfakcja Ziobry, potwierdzenie końca stabilności składu rządu – to wszystko przemawiało przeciw odwołaniu. Jednak reakcje samego zainteresowanego na swoją dymisję – równie chyba spontaniczną jak samobójstwo Pazika – utwierdzić musiały Tuska w podjętej decyzji. W wypowiedziach ministra już po odwołaniu nie słychać cienia skruchy. Twierdzenie, że „to dymisja wizerunkowa”, ustawia go w jednym szeregu z politykami opozycji. Samą dymisję też próbuje bagatelizować. To wszystko poniekąd zrozumiałe, ale właśnie tym bardziej szkodliwe dla (do dzisiaj) własnego obozu. To na razie najcięższa próba rządu Tuska. Swoją drogą – takie są konsekwencje brania do rządu „bezpartyjnych fachowców” bez sprawdzenia, czy mają elementarne kwalifikacje i wyczucie polityczne.
Inne tematy w dziale Polityka