Jarosław Flis Jarosław Flis
74
BLOG

Francuska choroba demokracji

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 16

Dualizm władzy wykonawczej – fatalna choroba instytucjonalna przywleczona do nas z Francji – przeszła ze stadium przewlekłego w stan ostry. Pomimo tego wciąż słychać uspokajające głosy. Jedni zwracają uwagę, że podobne praktyki występują też w Rumunii czy Finlandii. Dla mnie to marna pociecha. Inni dostrzegają w tym źródło „równowagi władzy”. Lecz przecież, wedle klasycznych koncepcji demokracji, równoważyć miała się władza wykonawcza i ustawodawcza, nie zaś różne, niezależne od siebie, podmioty władzy wykonawczej.

Takie rozwiązanie jest modelowo wprowadzone w USA – poczynając od symbolicznej mili, dzielącej Biały Dom od Kapitolu. Najlepiej było to widać przy okazji głosowania planu Poulsena. Pomimo zaangażowania w ten projekt republikańskiego prezydenta i kandydata na jego następcę, został on przy pierwszym podejściu odrzucony przez część republikańskich kongresmanów. Oni w nadchodzących wyborach będą się musieli wytłumaczyć z wpompowania wspólnych pieniędzy w sektor finansowy przed swoimi wyborcami, nie zaś przed liderem swej partii – szefem egzekutywy.

Teleturniej „Premier-Prezydent”, jako karykatura rzeczywistej równowagi władzy, ma oczywiście swoich kibiców. Zagorzali zwolennicy każdej ze stron cieszą się ze zwycięstw swoich graczy. Na dziś dwuwładza na pewno bardziej uwiera zwolenników PO. Politycy i sympatycy PiS widzą w niej wzmocnienie swej pozycji. Warto się jednak zastanowić, jakie to będzie mogło mieć konsekwencje w przyszłości. Nie trzeba tu szczególnie wysilać wyobraźni, można rozważyć historyczną alternatywę – powiedzmy, że w 2005 roku wybory prezydenckie wygrał Donald Tusk. Jak wtedy wyglądałyby relacje z premierem Jarosławem Kaczyńskim jesienią 2006 roku? Mały eksperyment w oparciu o wywiad prezydenta dla „Rzeczpospolitej":

Prezydent: musiałem jechać na ten szczyt

Piotr Zychowicz 15-10-2006, ostatnia aktualizacja 16-10-2006 02:10

Rz: Dlaczego premier Kaczyński tak bardzo nie chciał, żeby wziął pan udział w szczycie w Brukseli?

Donald Tusk:Chodzi o dwie sprawy. Po pierwsze osobiste, personalne uprzedzenia. Już przy sprawie negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej widać było, że one w działaniach Jarosława Kaczyńskiego odgrywają monstrualną rolę. Po drugie sprawa zupełnie innego rozumienia naszej obecności w Unii Europejskiej. (...)

Czym więc się różni wizja pana prezydenta od wizji premiera Kaczyńskiego?

Ja zdaję sobie sprawę, że bierzemy udział w pewnej europejskiej grze i ja staram się wykorzystać wszelkie możliwości, jakie pojawiają się przed Polską. Przede wszystkim przez budowanie rozmaitych koalicji, które wzmacniają pozycję naszego kraju w Europie. Bo ona nie jest najlepsza. (...)

Czyli Kaczyński w Brukseli sam nie byłby w stanie zadbać o nasze interesy.

Tak. Zasadniczo nie zgadzam się z koncepcją unijnej polityki premiera. Poza tym wielu unijnych przywódców znam znacznie dłużej niż on. Mogę z nimi swobodnie porozmawiać.

Czy przed odlotem do Brukseli naprawdę nie można się było porozumieć?

Oczywiście, że było można. Ja zawsze jestem skłonny do rozmowy. Do poniedziałkowego spotkania z Jarosławem Kaczyńskim doszło przecież z mojej inicjatywy. Niestety pan premier nie wykazał chęci do porozumienia. Myślę, że to w dużej mierze jest wina minister Fotygi. (...)

Czy nie obawia się pan, że w takiej napiętej atmosferze na szczycie może dojść do konfliktu między panem a premierem? Międzynarodowej kompromitacji?

Obawiam się, ale nie mam innego wyjścia. Musiałem polecieć na ten szczyt. Jako prezydent Rzeczypospolitej – to jest wyraźnie sformułowane w artykule 126 – jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo, niepodzielność i suwerenność państwa. Jestem najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej. Często się mówi, że takie czy inne działanie czy wypowiedzi są niekorzystne ze względu na reelekcję. Odrzucam takie argumenty. Jestem prezydentem dzisiaj i muszę wypełniać swoje obowiązki.

Co dalej? Jak pan prezydent wyobraża sobie teraz współpracę z rządem?

Nie wiem. Jak ostatnio wracaliśmy razem ze szczytu unijnego, byłem przekonany, że ta sprawa jest zamknięta. Że będziemy jeździć wspólnie, że nie będę zabierał głosu w sprawach, które leżą w kompetencji rządu – na przykład gospodarczych.  

Byłem przekonany, że rozstajemy się w najlepszych relacjach. Mówi się czasami, że kobieta zmienną jest (co zresztą dla wielu pań jest bardzo krzywdzące). W tym wypadku jednak to stwierdzenie najlepiej pasuje do Jarosława Kaczyńskiego. Premier zmiennym jest.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka