Adam Jarubas wystartuje w wyborach prezydenckich. Dla Bronisława Komorowskiego to wiadomość jednoznacznie zła. W przypadku Andrzeja Dudy rzecz jest już mniej oczywista. W każdym razie stawka w przypadku kandydata PiS uległa zmianie. Raz jeszcze okazało się, jak wielki wpływ na strategie polityczne mają reguły wyborów.
Dwutorowe wybory na urząd prestiżowy acz drugorzędny, to niezły galimatias motywacji. Poza oczywistym efektem, jakim jest objęcie urządu, jest tu jeszcze do zdobycia kilka dodatkowych nagród:
- prestiżowy sukces w I turze,
- awans do II tury jako potwierdzenie politycznego formatu,
- zaistnienie medialne w I turze, dyskontowane w wyborach sejmowych,
- zaloty zawodników w II turze o poparcie znaczących sił, których kandydaci odpadli w I turze (np. nominacja dla Belki).
Powiązanie tych nagród z walką o realne zwycięstwo nie jest oczywiste, podobnie jak powiązania pomiędzy nimi. Można jednak wyliczyć trochę takich zjawisk, które mają swoje odniesienie na klarującej się właśnie liście kandydatów:
- każdy kolejny znaczący kandydat zmniejsza szansę na rozstrzygnięcie w I turze,
- osłabienie pierwszego z reguły oznacza także osłabienie drugiego w I turze,
- osłabienie kolejnych kandydatów jest z reguły mniejsze niż osłabienie pierwszej dwójki,
- im więcej głosów padnie na trzeciego i dalszych kandydatów, tym mniejsza mobilizacja wyborców w II turze i tym samym większa szansa na zmianę kolejności.
Start Jarubasa najpewniej osłabi w I turze zarówno Komorowskiego, jak i Dudę. Jeśli przyniesie to II turę, to dla Dudy będzie i tak czysty zysk. Wszyscy będą pamiętać jego wynik w II turze (na pewno wyższy niż w pierwszej) i sam fakt, że do takiego pojedynku z faworytem doszło. Jeśli mimo ludowego konkurenta urzędujący prezydent wygra w I turze, to słabszy wynik kandydata PiS będzie stratą i jego osobiście, i partii.
Ciekawe będą więc podchody o ludowy elektorat w trójkącie Komorowski-Duda-Jarubas. Jak widać, dobre notowania obecnego prezydenta nie zachęciły do zabiegania o względy ludowców już teraz - ani jego samego, ani jego obozu politycznego. Jak wiadomo, pycha kroczy przed upadkiem. Moim zdaniem obecna przewaga sondażowa powinna być traktowana z dużą ostrożnością. W kwietniu 2010 roku Bronisław Komorowski wygrywał w sondażach z Jarosławem Kaczyńskim 60 do 34. Realny wynik był znacznie bardziej wyrównany. Z jednej strony Duda nie ma pewnie takiej zdolności mobilizowania zwolenników PiS jak prezes. Jednak jego zdolność do mobilizowania przeciwników jest zapewne jeszcze mniejsza. W zeszłorocznych wyborach samorządowych bardzo wielu inkumbentów przegrało drugą turę, gdyż nie byli w stanie przyciągnąć głosów przegranych kandydatów, zaś ich oponenci potrafili skupić na sobie nadzieje wszystkich niezadowolonych. To zasadnicza sprawa dla pary głównych oponentów. W tych wyborach nie można - tak jak w sejmikowych - wygrać tylko symbolicznie. Niezależnie od wszystkich małych nagród, główna nagroda przypadnie tylko jednemu i żadne przeinterpretowanie tego się nie uda. Dla obozu władzy wszystko poniżej zwycięstwa jest kompletną klęską. Dla opozycji porażka 49:51 jest dalej przegraną, lecz to niezła obietnica przed kluczowym jesiennym rozstrzygnięciem.
Do wyborów samorządowych wrócę jeszcze nie raz - dziś natomiast chciałbym jeszcze polecić świetną książkę o wyborach, autorstwa trójki ścisłych umysłów - fizyków Kazimierza Rzążewskiego i Karola Życzkowskiego oraz matematyka Wojciecha Słomczyńskiego. Każdy głos się liczy- można tam znaleźć rzeczowe analizy i smakowite anegdoty. Jest też sporo o różnych sposobach rozstrzygania wyborów na pojedynczy urząd. Gdyby zaś ktoś chciał sobie przypomnieć, jak zaskakujące mogą być wyniki dwuturowych wyborów, może wrócić do przedstawianych tu niegdyś analiz przypadków naszych południowych sąsiadów - Słowaków i Czechów.
Inne tematy w dziale Polityka