Wczoraj na portalu wPolityce.pl ukazał się wywiad podpisany jako wywiad ze mną. Niestety, jego treść i forma są luźno związane z tym, co rzeczywiście mówiłem. Normalnie nie domagam się autoryzacji niewielkich wypowiedzi, przyjmując, że ewentualne zniekształcenia są nieuchronne, ale mieszczą się w granicach rozsądku. W przytłaczającej części przypadków rozmowy i cytaty trzymają sens i styl tego, co mówię. Tym razem tak się niestety nie stało.
W szczególności, nie zwykłem o nikim mówić "pożyteczni idioci". Nie lubuję się też w domorosłej psychoanalizie i rozważaniach, czy ktoś jest "dumny", czy "poczuł wolność i siłę". Nie wiem skąd autorka wzięła takie wypowiedzi. Być może pomyliły jej się notatki - znam paru komentatorów, którzy sprowadzają swoje wypowiedzi do takich ozdobników. O skuteczności takiej metody świadczy fakt, że właśnie te fragmenty były wybijane w tytułach przy kolejnych powieleniach tego wywiadu na innych portalach. Jednak pomimo medialnej atrakcyjności takich wypowiedzi, nie zamierzam się do nich przyznawać.
Nie piszę tego, by się żalić - każdy student, kto chodził na mój kurs public relations słyszał, że zniekształcenia dziennikarskie są rzeczą naturalną, na którą nie ma co się oburzać, bo oni tego i tak nie uznają za coś ważnego. Korzystając jednak z bloga chciałbym wyjaśnić rzecz tym wszystkim, którzy tu zaglądają a którzy mogli zwrócić uwagę na takie - kuriozalne w moim przypadku - wypowiedzi. To nie jest tak, że wreszcie odkryłem swoje prawdziwe oblicze, czy też pożądam taniego rozgłosu. To nie są moje wypowiedzi. Tyle.
Inne tematy w dziale Polityka