Jarosław Flis Jarosław Flis
3334
BLOG

Wciągnie za uszy

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 18

Nie wszyscy uważają, że lepiej się przyznać do błędu, niż w nim tkwić. Tym bardziej warto doceniać wszystkie takie przypadki, zwłaszcza w naszych mediach, mocno angażujących się w  ideowe wojny. Do rzeczy - na łamach GW znalazło się miejsce na głos w sprawie parytetu, zupełnie nie entuzjastyczny (tu). Dołączam kilka uzupełnień i wizualizacji. Trochę informacji już podawałem zaraz po wyborach. Teraz policzyłem też dla ostatnich wyborów takie zestawienie, które robiłem dla poprzednich (tu więcej). W 2007 roku wkład i udział kobiet w sukcesie partii wyglądał tak:

 
Jak rozumiem, inicjatorki spodziewały się na tej podstawie, że zwiększenie liczby kandydatek doprowadzi do wzrostu liczby mandatów przypadających kobietom. Tymczasem wyszło to tak (SLD i RPl zsumowałem, bo miały sytuację nieomal identyczną):
 
Trzy kroki: znaleźć się na liście - zebrać głosy - zdobyć mandat nie tworzą prostego wzoru.
Dlaczego sytuacja PO i PiS, w roku 2007 nieomal identyczna, tak się rozjechała? Jedną ze składowych odpowiedzi mogą przynieść dwa następne wykresy. Pokazują one w rozbiciu na płeć to, co podawałem już dla poszczególnych partii jako całości (tu), czyli procent niepowodzeń kandydatek i kandydatów umieszczonych przez partię na miejscach mandatowych (czyli odpowiadających liczbie mandatów przypadających danej partii w danym okręgu). Jest to sens liczyć tylko dla PO i PiS. Dla każdej z tych  partii policzyłem jaki procent kandydatów z danego miejsca nie zdobył mandatu, Miejsca poniżej piątego razem, na koniec wszystkie mandatowe razem. Wygląda to tak:
    
Wypatrzeć tu można wiele (na obszerniejszą naukową publikację mam już zamówienie), dziś chciałbym tylko zwrócić uwagę na procenty przegranych z miejsca piątego. Prawie dwie trzecie kobiet w PO i trzy czwarte w PiS, które partie umieściły na tym - uznawanym za wysokie - miejscu, nie zdobyło mandatu. Ktoś, kto chciał je wypromować, raczej zrobił im krzywdę. Ich pozycja wewnątrz organizacji na pewno nie wzrosła. Trudno też przewidywać, by taki wynik był zachętą na przyszłość - dla nich lub dla kolejnych kandydatek.
Kobiety za to całkiem dobrze radziły sobie startując w PO z tych miejsc, gdzie nie były umieszczane "z urzędu", lecz które wywalczyły sobie same. Oszem, było ich też więcej na miejscach 1-2, lecz największą różnicą jest to, że praktycznie na wszystkich miejscach kandydatki PiS częściej przegrywały. Zapewne stały się ofiarą walk w trójkącie Prezes - Ziobro - posłowie z dalszych miejsc. Połowa klubu Solidarna Polska to kandydaci (tylko mężczyźni) z miejsc niemandatowych, którzy zdobyli mandat przy wydatnej pomocy ówczesnego wiceprezesa PiS.  Działa tu - jak widać - bardzo wiele sił a wiara w magiczną moc numeru na liście wygląda na złudzenie.
Można rozważać, jak pomóc kobietom się wybić, choć na pewno lepiej byłoby, gdyby zwolennicy takiego rozwiązania podchodzili z większym szacunkiem do jego oponentów. Bo na razie piłka jest po ich stronie. Próba wciągania kobiet do polityki za uszy okazała  się bardzo bolesną i wcale nie przyniosła sukcesu. Odpowiedź, że trzeba było mocniej ciągnąć, jakoś mnie nie przekonuje.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka