Jarosław Flis Jarosław Flis
1201
BLOG

Ostatnia podróż

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 9

Gdzie liderzy partii powinni pojechać, by zakończyć kampanię? Są tu trzy możliwe odpowiedzi - do swojego matecznika, do matecznika głównego konkurenta lub na obszary chwiejne (tam, gdzie nikt nie czuje się "u siebie"). Czy Tusk powinien jechać do Sopotu czy Janowa Lubelskiego? Kaczyński - do Kolbuszowej czy Człuchowa (zostawiając już na boku Hajnówkę czy Krapkowice)? Czy może obaj powinni się spotkać na ostatnim pojedynku pod zamkiem w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie przed czterema laty obie partie dostały identyczną - co do jednego - liczbę głosów?
Jeśli ktoś poprzednią notkę odczytał w ten sposób, że  jedynym co ważne , jest zwycięstwo w okręgu, czyli trzeba jechać do Golubia, to chciałbym go wyprowadzić z błędu.
Najlepiej rzecz zobaczyć na zmianie mandatów dla PO i PiS pomiędzy 2005 a 2007 rokiem. w 2005 roku PiS wyprzedził PO w 23 okręgach. W dziewięciu z nich utracił to prowadzenie w 2007 roku - w żadnym dodatkowym nie udało mu się odebrać pierwszeństwa Platformie. Mamy zatem trzy grupy okręgów - 18 z podwójnym zwycięstwem PO (i w 2005 roku, i 2007),  14 z podwójnym zwycięstwem PiS oraz te 9, gdzie nastąpiła zmiana na pozycji lidera. Jaki był udział tych trzech grup w mandatowym "urobku" każdej z partii pokazuje wykres (na górze PO, na dole PiS).
 
Sytuacja każdej z partii była odmienna. PiS powiększył swoje zdobycze tam, gdzie od PO był i pozostał silniejszy. Stracił natomiast tam, gdzie i tak przegrywał. Natomiast tam, gdzie oddał prowadzenie, utrzymał swój stan posiadania w mandatach.
PO tylko połowę zysków odebrała w swoich matecznikach. Tam, gdzie objęła prowadzenie, zysk był skromniejszy w liczbach bezwzględnych, lecz przecież w porównaniu ze stanem wyjścia było to znacznie więcej. Lecz tak naprawdę największy względny przyrost nastąpił w okręgach, gdzie PiS utrzymał prowadzenie.  Co ciekawe, w tej części okręgów przewaga PiS nad PO w liczbie mandatów wcale nie wzrosła - liczbowo zyski zwycięzcy i przegranego były  takie same. Istotną składową zwycięstwa PO było "podciągnięcie ogona" na ścianie wschodniej.
Skąd to się bierze? Choć wspomniana nagroda dla zwycięzcy jest istotnym elementem systemu, to jednak pozostaje on "proporcjonalnym" w tym jedynym sensie, który zasługuje na uznanie. Wielkość udziału ma w nim znaczenie. W systemie "pierwszy na mecie", który przećwiczymy w Senacie, obowiązującą zasadę wyznacza angielskie porzekadło - nieważne, czy chybiłeś o cal, czy o milę. Mandatów zdobywa się tyle samo przy zwycięstwie 70 do 30, jak przy 51 do 49 - zawsze tylko jeden. Gdy o wielkości nagrody decyduje nie sama kolejność, lecz udział, każda z powyższych sytuacji daje inny rezultat.
To jedna z niewielu cech obecnego systemu, którą warto zachować, myśląc o zmianie. Ma ona bardzo praktyczne konsekwencje. W jej efekcie nie ma takiego miejsca w kraju, gdzie głównym partiom nie opłacałoby się zabiegać o wyborcę. Odpuszczenie jakiegoś obszaru, bo to matecznik konkurencji, nie jest w żadnym wypadku racjonalną strategią. Dla partii walczącej o przywództwo w kraju błędem jest w tym systemie budowanie swoich "twierdz" na zasadzie antagonizmu z innymi obszarami - i tak "straconymi".
Co oczywiście nie znaczy, że takiego błędu raz za razem ktoś nie popełnia. Jak widać na powyższym obrazku, "dziadek w Wehrmachcie" kosztował partię Jarosława Kaczyńskiego sporo. Czy podobnie będzie tym razem z PO, której medialni sympatycy nieustająco powtarzają, że to partia "młodych, wykształconych z wielkich miast"? Jak ten stereotyp - podobnie jak stereotypy o wyborcach PiS - ma się do rzeczywistości, można sobie sprawdzić w wakacyjnej notce (tu).
Na początkowe pytanie nie ma zatem prostej odpowiedzi. Jedyną wskazówką może być to, że zarówno w 2005, jak i w 2007 roku zwycięska partia miała mniej zróżnicowane terytorialnie poparcie. Zwycięzca ma ogon wyżej podniesiony. Z takiej perspektywy wyjazd Kaczyńskiego do Gdańska jest trochę bardziej sensowy, niż Tuska na Śląsk. Choć z drugiej strony GOP to największe skupisko ludności, które można odwiedzić za jednym zamachem.
Jednak niezależnie, gdzie pojadą na koniec liderzy, wybory mogą rozstrzygnąć się  w każdej z komisji - od Wolina po Bieszczady i od Suwalszczyzny po Turoszów. I bardzo dobrze.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka