Oficjalne wyniki wyborów do sejmików pozwalają wreszcie ocenić skalę zmian na regionalnej scenie politycznej. Mogą też być podstawą do doszukiwania się jakichś ogólnopolskich trendów. Na początek same wyniki w województwach. W kolumnie "inni" podano poparcie dla wszystkich list ugrupowań regionalnych, które zdobyły co najmniej 5% (wliczając w to Mniejszość Niemiecką). Jedna z nich - Wspólnota Małopolska Marka Nawary - nie zdobyła mandatu. Pozostałe - owszem. W ostatnim wierszu można też zobaczyć, ile procent w skali kraju zebrało te 6 regionalnych list. Ostatnia kolumna podaje łączny wynik PO i PiS, jako miarę polaryzacji polskiej sceny politycznej na tej osi. Jasnoszarym tłem wyróżniono zwycięzcę wyborów w województwie (w rozumieniu zdobywcy największej liczby głosów, Ciemnoszarym - listę zajmującą w tej dyscyplinie drugie miejsce.
Zwycięstwo PO na Podlasiu i w Małopolsce jest równie symboliczne, jak to, że PO i PiS razem wzięte mają tylko trochę ponad 1/3 głosów w Świętokrzyskiem. PiS w prawie co trzecim województwie nie znalazł się w pierwszej dwójce. W Wielkopolsce spadł na czwarte miejsce. W połowie województw ma poparcie poniżej 20%. Przed 4 laty taki wynik miało tylko w jednym województwie - opolskim.
PO przekroczyło granicę 40% w dwóch województwach, natomiast podciągnęła ogon - już tylko w Świętokrzyskiem ma poparcie poniżej 20% - przed czterema laty było tak jeszcze w trzech innych regionach.
PSL poza spektakularnym zwycięstwem w Świętokrzyskiem (przed czterema laty też wygrało tu z PiS, jednak minimalnie), wyprzedziło PiS na Warmii i Mazurach oraz w Wielkopolsce (choć tylko o ułamek procenta). Dało się natomiast wyprzedzić PO na Podkarpaciu.
SLD najwyraźniej nic nie straciło na rozpadzie LiD. Wyprzedziło PiS w Wielkopolsce, dało się natomiast wyprzedzić PO w Świętokrzyskiem i straciło trzecie miejsce na rzecz PSL na Podlasiu.
Kolejna tabela podaje zmiany - podobnie jak w poprzedniej notce, zarówno w porównaniu do poprzednich wyborów sejmikowych, jak i do wyborów sejmowych 2007 - "założycielskich" dla obecne systemu politycznego. Można mieć oczywiście wątpliwości w sprawie adekwatności takiego porównania, lecz na pewno można to potraktować jako punkt odniesienia oczekiwań, jakie mieli względem tych wyborów przedstawiciele poszczególnych partii - czy to w postaci nadziei (PO), czy obaw (PSL).
Ciemnoszarym tłem wyróżniono najmniej korzystne zmiany (największe spadki lub relatywnie najmniejsze wzrosty). Jaśniejsze wyróżnienia to miejsca najkorzystniejszych zmian - w obu przypadkach po dwa wyróżnienia na partię.
Trudno tu dopatrzeć się jakiegoś szczególnego trendu. Na oko komitet Dutkiewicza odebrał procenty wszystkim, choć bardziej PO i PiS. Widać, jak wiele PiS stracił w osobie śp. Przemysława Gosiewskiego, ile zaś zyskał PSL dzięki młodemu i dynamicznemu świętokrzyskiemu marszałkowi. Pomorska strata PiS i PO to zapewne efekt regionalnego komitetu Szczurka.
Strata PiS w porównaniu do 2007 roku jest naprawdę groźna. Pocieszanie się, że PO straciło jeszcze więcej ma chyba umiarkowaną wartość. Zanim gruby schudnie, chudy umrze z głodu. Są oczywiście argumenty, by do tych wyników nie przywiązywać się specjalnie, bo w wyborach ogólnokrajowych znów mieszczuchy ruszą się z domu, zaś mieszkańców wsi znów zniechęci brak przekonania, że ich głos ma na cokolwiek wpływ (w szczególności zaś na to, kto zostanie posłem). Ta jednak pociecha mocniej działa na PO, niż na PiS.
Co charakterystyczne, na skutek tych przesunięć, wyniki PO są dziś istotnie mniej zróżnicowane terytorialnie niż w 2006. Natomiast wyniki PiS - nieco bardziej. PO podciąga ogony, PiS je zostawia samopas. Kaczyński kończy kampanię w swoim mateczniku. Tusk podobnie - to znaczy właśnie w Małopolsce, w Niepołomicach, gdzie w 2007 roku PiS wygrało z PO.
Generalnie jednak zmiany w porównaniu z 2006 rokiem nie są jakieś zatrważające - maksymalnie o 3,5%. Znacznie mniejsze, niż te spodziewane na podstawie wyników 2007 roku, potwierdzonych potem w wyborach europejskich i pierwszej turze prezydenckich.
Jak to wszystko przekłada się na mandaty? To też najlepiej zobaczyć w tabeli. Po lewej sam podział, po prawej - zmiany od 2006 roku. W lewej części wyróżniono mijesca, gdzie PO i PSL mają samodzielnie większość. Po prawej znów wyróżniono miejsca najbardziej i najmniej korzystnych zmian.
Sens tych zmian jest bardziej zrozumiały, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w poprzednich wyborach liczba mandatów była istotnie modyfikowana przez blokowanie list. Trzeba też wiedzieć, że w tym systemie wyborczym nawet drobna zmiana może się przełożyć na jakościowy skok w liczbie mandatów - pisałem o tym przed wyborami.
Tak, czy inaczej, PO niewielki wzrost pozwolił na istotny wzrost stanu posiadania. Stracił tylko mandat na Dolnym Śląsku. Po części to skutek braku daniny na rzecz PSL jako partnera w bloku. Po części - braku bloku PiS jako porównywalnego siłą przeciwnika.
PSL miał wzrost minimalnie mniejszy, niż PO, lecz zyskał mandatów prawie czterokrotnie mniej. Ten wzrost zrekompensował z trudem brak zysków z blokowania. SLD miał wzrost poparcia minimalny, lecz nowych mandatów zyskał dwukrotnie więcej niż PSL - to LiD był najbardziej poszkodowany przez blokowanie. Teraz nie ma już tego obciążnika i w części okręgów oznacza to jeden mandat więcej.
Tyle tylko, że mandaty SLD mogą się przełożyć na rządzenie w nie więcej niż 4 województwach. W pozostałych do większości wystarczą mandaty rządowej koalicji, lub nawet samej Platformy. PO i PSL na pewno potrzebują lewicy na Podkarpaciu. Natomiast na Śląsku - od Górnego, przez Opolski do Dolnego - alternatywą jest zawsze komitet regionalny. Czy PO z tego skorzysta, można zgadywać. Dotąd współpracowała z Mniejszością Niemiecką na Opolszczyźnie, natomiast z SLD w województwie śląskim. Z Ruchem Autonomii Śląska tworzyła blok w 2006, lecz teraz dopuszczenie go do władzy może być kłopotliwe regionalnie i ogólnopolsko. Najciekawsze jednak będzie co zrobi PO na Dolnym Śląsku. Dutkiewicz czy Dyduch (były sekretarz generalny SLD za Millera) - to ładny symboliczny wybór. Mówiłem o tym wczoraj "Rzepie" (tu), nie znając jeszcze oficjalnych wyników. Dziś wygląda na to, że dla liderów SLD to już ostatnie pociecha. Choć teoretycznie, w Świętokrzyskiem możliwa byłaby koalicja PSL-SLD, zostawiająca PO w opozycji, wspólnie z PiS. Taka alternatywa jest może najlepszym podsumowaniem zmian. Najwyraźniej PO i PiS przeszacowały swoją siłę. Mogą ją jeszcze odzyskać przed wyborami parlamentarnymi - walka o urząd premiera i debaty w najlepszym czasie antenowym mogą znów doprowadzić do polaryzacji. Jednak po tych wyborach trudno już argumentować, że jest ona nieuchronna, bo taka jest logika dziejów i narodowych emocji.
Tyle na dziś.
CDN
Inne tematy w dziale Polityka