Jarosław Flis Jarosław Flis
107
BLOG

Utwór na cztery ręce

Jarosław Flis Jarosław Flis Polityka Obserwuj notkę 19

Trochę uzupełnień dla komentarza w najnowszym TP:

Nieszczęścia chodzą parami – trudno nie przywołać tego przesądu, gdy miesiąc po katastrofie smoleńskiej przez kraj płynie fala powodziowa.
Ten dramat dotyka już nie państwowych elit, lecz miejscowości,o których w zwykłych okolicznościach nikt by pewnie nie napisał na pierwszej stronie. Obie fale – emocji po tragedii i powodziowa – mają jednak podobne, decydujące znaczenie dla kampanii wyborczej.Przynajmniej zaś – dla jej retoryki. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego na sobotnim wiecu nie przypominało przemówień z lat poprzednich.Bronisław Komorowski mógł dzięki powodzi znaleźć sensowny temat na pierwsze posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

W obu głównych obozach głosom wzywającym do zgody towarzyszą głosy oskarżeń i konfrontacji. W przypadku kandydata PO są to głosy jego partyjnych kolegów i zaangażowanych po jego stronie autorytetów.W przypadku kandydata PiS – publicystów, blogerów i internautów. Sami politycy tej partii twardo trzymają nowy kurs, starając się nadrobić lata zaniedbań w zabieganiu o umiarkowanego wyborcę.

Osoby silnie zaangażowane po którejś ze stron odbierają zgodliwe wypowiedzi przeciwników jako nieszczere zabiegi taktyczne, zaś słowne napaści – jako ujawnienie prawdziwej natury. Jednak, patrząc z boku,taki duet dwugłosów jest jak najbardziej pożądany. Emocje napędzają politykę, lecz właśnie dlatego powinny być trzymane w ryzach. Dodatkowo – gdy na scenie politycznej brakuje równowagi – jednym opadają ręce, drudzy natomiast osiadają na laurach. Zrównanie sił pobudza każdą ze stron do większego wysiłku.Demokracja zaś opiera się na wierze, że choć część tego wysiłku tworzy dobro wspólne.

Problem nie jest oczywiście tylko polski. To, że motywacje napędzające aktywistów są sprzeczne ze strategią walki o centrowego wyborcę, doskonale widać też w USA. O problemie opowiadał nam sztabowiec z Północnej Karoliny:
Na konwencji Demokratów w 2004 roku John Kerry występuje jako weteran z Wietnamu, ze swoimi orderami i deklaracją, że "melduje się na służbie". Tymczasem salę zapełniają weterani, tyle, że protestów przeciw tej wojnie. Pokolenie '68, które w każdym jej bohaterze widzi zbrodniarza. Ci ludzie siedzą jednak z zaciśniętymi zębami, bo wiedzą, że to nie jest spektakl dla niech. Oni i tak nie zagłosują na Busha. To jest spektakl dla wahającego się wyborcy, który ciągle nie otrząsnął się z traumy po 11/09.
Oczywiście, trzymać język za zębami można na czas takiej konwencji a i to nie do końca. Dlatego też przeciwnicy polityczni z upodobaniem wyszukują wszelkich przejawów "prawdziwej natury" drugiej strony - czy to jest wypowiedź Bartoszewskiego, czy anonimowego uczestnika wiecu PiS z ostatniego szeregu. Interpretacja jest zawsze ta sama - wiadomo przecież, że gdy lider wyciąga ku swym oponentom rękę na zgodę, to drugą - zaciśniętą w pięść - trzyma za plecami. Tę drugą dobrze widzą stojący za nim zwolennicy. Oni też wierzą, że ta wyciągnięta na zgodę to niezły trik, który pozwoli mocniej uderzyć, gdy przyjdzie co do czego. Pod tym względem najbardziej konfrontacyjnie nastawieni zwolennicy obu stron są zgodni.
Taki to utwór na cztery ręce musimy "podziwiać" w każdej kampanii. Twierdzenie, że jest on pożądany, że tylko tak daje się w dzisiejszych czasach skanalizować społeczne emocje i zrobić z nich napęd życia publicznego, wymaga jednak poważnego zastrzeżenia. 
Ta zabawa prowadzi do dobra wspólnego tylko wtedy, gdy rozgrywający ją lider naprawdę ma wolę i umiejętność, by te dwie tendencje - konfliktu i zgody, konfrontacji i kooperacji - trwale równoważyć i by taka równowaga służyła celowi innemu, niż tylko zdobycie władzy.  Tym wszystkim, których nie zadowala rola kibica którejś ze stron, pozostaje uważne śledzenie wszystkich przejawów takiej woli, takich umiejętności i takich celów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka