Jeżeli założymy, że krytyka literacka zamordowała się sama i nad własną trumną ubolewa nad tym samobójstwem, to nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować radośnie ten obserwowalny stan.
Jak mówić o czytelnictwie i o wartościowej literaturze? Odpowiedź jest jedna. Mówić dobrze. Taki styl. Wszyscy zachwalają. Zapominają przy tym, że ocena krytyczna, to nada podstawowe kryterium rozwoju sztuki. Jak powinna wyglądać recenzja? Recept jest wiele, ale coraz bardziej zamglonych.
” Krytyka to nie sąd albo wyrażanie własnych opinii w stylu „podoba, albo nie podoba mi się”. Wszelkie uwagi krytyczne muszą mieć merytoryczne uzasadnienie. Można odwołać się do autorytetów, którzy mają inne od autora poglądy na dany temat (..).” 1
Trawa big-lans w formach różnorodnych, wypełnia wszelkie widoczne i słyszalne obszary. Wszyscy się wszystkim zachwycają. Autorzy w uniesieniu w transmisjach i streamingach wszelkiej maści opowiadają o sobie i o swoich dziełach. Okazuje się, że część czytelników ogląda i konsumuje ten tokujący tok-słów oraz cierpliwie pochłania emocjonalny ekshibicjonizm autora, który napisał, wydał i choć nie posiada recenzji, czy noty krytycznej ale już istnieje w bezkresach literatury. I do tego jest fest! Jest moc, moc zachwalania i domniemania.
Tokująca perwersja polega także na pewnej bezrefleksyjnej nonszalancji. Z mowy ciała wynika obserwowalny luz, jakiś but obsesyjnie poruszany w widocznym planie, natręctwo pocierania ud, dukanie na zawołanie, co jest sygnałem, że autor formułuje właśnie intelektualne odkrycia, właśnie tu i teraz na żywo. To jednak złuda, sztuczki, tokowanie, treści tu nie ma. Nic, pustka. Ciemność narracyjna. Ale jest widoczna forma. Nie ma dzieła ale jest celebra. 16 osób zagubionych w sieci śledzi. Wszyscy należycie przejęci, wysyłają czerwone serca.
Nie czepiam się. Ta forma, skoro utrzymuje się na powierzchni, widać jest potrzebna - z jakiś oto powodów: rynkowych, ambicjonalnych, nie wiem. Sam wolę autora czytać, niż go poznawać. Z autorami w większości jest tak jak za każdym zapoznanym artystą. Cudowny sopran przy kolacji okazuje się pretensjonalną osóbką z rozbuchanym ego, dyrygent wywołujący uniesienie widowni – okazuje się depresyjnym złośliwcem, aktor – głupcem, albo pijakiem, autor powieści – kim, może być? Ryzykujecie?
Kończąc. Zachęcam do czytania książek a nie do poznawania kucharzy, przyrządzających te czasami wspaniałe potrawy. Z doświadczenia wiem, że lepiej ich nie znać.
Biblioteka Narodowa opublikowała radosną statystykę cyt: „43% Polaków przeczytało w 2023 roku co najmniej jedną książkę. To wzrost o 9 punktów procentowych, najwięcej od 10 lat. Wzrosło także zainteresowanie bibliotekami, szczególnie u młodych mężczyzn w wieku 25–39 lat. Stopniowo zmienia się też sposób pozyskiwania informacji o książkach. Coraz większą rolę odgrywa Internet, a szczególnie serwisy społecznościowe.”2
A więc hulaj dusza – piekła (krytyk i recenzji) nie ma. Internet radośnie przetworzy i inteligentnie zmieli algorytmami każdą bzdurę, nawet instrukcji obsługi pralki nada rangę dzieła literackiego, zachwalacz zaprosi autora na spotkanie z czytelnikami w sieci, na tle wypełnionych grzbietami dzieł regałów, zasiądą nonszalancko, kolebiąc się i dukając z mądrymi minami, będą pociągać z tajemniczych kubków płyny i upajać się formą spotkania z czytelnikami, nie zważając, że to instrukcja obsługi lodówki a nie pralki. Dzieła są w tle. Wyglądają i to wystarczy, bo jak zdefiniowano w badaniu „coraz większą rolę odgrywa Internet, a szczególnie serwisy społecznościowe”. No to proszę bardzo.
W 2015 w Polsce przez Internet przetoczyła się dyskusja o krytyce literackiej, cytuje reprezentatywny moim zdanie pogląd: „Dziś ludzie wolą czytać recenzje na blogach niż krytyków z jakiś czasopism. Powód jest prosty - bo blogerzy są (…) bliżej ludzi niż ci wykształceni, oczytani znawcy literatury ”.3
Jeżeli założymy, że krytyka literacka zamordowała się sama i nad własną trumną ubolewa nad tym samobójstwem, to nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować radośnie ten obserwowalny stan.
Jedna z najważniejszych książek Honoriusza Balzaka „Stracone złudzenia”4, jak się uważa najlepiej oddająca klimat i cechy epoki, w tym rozwoju czytelnictwa (ukazała się 1839), i opisuje m.in wydawcę, który nie potrafi czytać a mimo to prowadzi nadzwyczaj udane interesy w tej rozwijającej się branży . Ta ówcześnie startowa sytuacja przypomina dzisiejsze eksperymenty z AI, w których ostatecznie czytanie stanie się zbędne a treść – przekaz, trafi bezpośrednio do mózgu odbiorcy z pominięciem, mozolnego procesu twórczego i wydawniczego.
Idąc tym torem, zapewne skierowałem Państwa myśli do Krzemowej Doliny, tego zakodowanego w zbiorowej świadomości centrum światowych innowacji. Można by teraz, błędnie przypuszczać, że w światowym mateczniku AI klasyczne czytelnictwo papierowe nie jest popularne. Jednak wedle statystyk Amerykanie to naród moli książkowych. Czytają klasycznie i nic nie zapowiada zmiany tego trendu, choć właśnie w USA powstał jednej z najpopularniejszych czytników elektronicznych. Z cytowanego badania wynika: że 39% badanych obywateli USA przeczytało ponad 20 książek. To znacznie więcej niż średnia światowa wynosząca 27%5 . O Polsce nie wspominam.
W Polsce nadal nie funkcjonuje model wartościowania literatury. Istniejący po II wojnie system odtwarzający krytykę międzywojenną padł wraz z komunistyczną cenzurą z którą był utożsamiany. Teraz wolny rynek wydawniczy kieruje się swoimi prawami a państwo stosuje tajemniczo naszkicowane dotacje w zagadkowych kryteriach i niebyt rozumianej uznaniowości. Najciekawszą obserwacją jest odnotowanie obowiązkowego narzekactwa autorów na ten stan rzeczy, choć żaden z nich oficjalnie takiej wiwisekcji nie przeprowadzi. Podobnie rzecz się ma z wydawcami i pomysłami wpływania na ceny nowości książkowych. Nie jest tak, jak powinno być, ale tego ja nie powiedziałem.
Ostatecznie daje to jakiś stan chwiejnej, ale jednak równowagi, naczyń z których przelewają się myśli i czyny między pisarzem, wydawcą i czytelnikiem. Coraz więcej osób publikuje, coraz więcej wydają książek wydawcy, czytelnicy czytają w swej masie coraz więcej. Za jakiś czas, chodź trudno przypuszczać, za jaki, znudzenie dostępnością i popularnością przestanie być atrakcyjne i sprowokuje poszukiwanie, wydobywanie i wartościowanie. Na co spokojne czekam.
Jarosław Banaś
1. Ewa Domańska, Instytut Historii UAM
2. BIBLIOTEKA NARODOWA / AKTUALNOŚCI
3. Kryptonite 2015, Bibliotekarz, Oficjalny recenzent
4. HONORÉ DE BALZAC, Stracone złudzenia
5. Thgmwriters, Thgmwriter 2023.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo