Przypomniałem sobie zdarzenie, gdy jako kilkuletni dzieciak (rok 1954-55?), podobnie jak i inne dzieci, stałem z mamą w długiej kolejce do mięsnego, bo podobno mieli "coś" rzucić. Przejeżdżał koło nas na rowerze miejscowy "świr" ubrany w trójkątną czerwoną czapeczkę. Zatrzymał się i głośno zapytał stojących: "Czy zwyciężeni Niemcy stoją w kolejkach?".
Nikt oczywiście nic nie odpowiedział na tak prowokacyjnie zadane pytanie. Każdy zdawał sobie sprawę, że w kolejce zawsze znajdzie się jakiś, jak się to dzisiaj elegancko nazywa „sygnalista”, łowiący uchem co kto mówi. Zresztą rodzice nas przestrzegali, żeby w takich sytuacjach uważać, nic nie mówić, nie grymasić, wystrzegać się tzw. „blokowego”, itp.
Jak odjechał, to ludzie między sobą zaczęli szeptać: "To ten głupek, co go nawet już „MO” przestało zamykać". Na szczęście nie staliśmy na marne - przeciek w sprawie "rzucenia" okazał się prawdziwy. Zwycięstwo! Długie, wielogodzinne czekanie się opłaciło. Przywieźli do mięsnego jakieś konserwy o dziwnym owalnym kształcie puszek. Coś podobnego jak teraz pakuje się szynkę. W środku była zakonserwowana słonina. My też dostaliśmy taką puszkę. Ludzie w kolejce gadali, że to pewnie Amerykanie przysłali do Polski niepotrzebne im już konserwy, które miały iść na wojnę Koreańską (zakończyła się w 1953r.).
Janusz Żurek
Z zawodu elektronik, z wykształcenia inż. elektryk (AGH), z urodzenia optymista
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura