Kiedy Rosja 24 lutego 2022 napadła na Ukrainę, by zgodnie z Radzieckim Umysłem ( zawracanie rzek, czy uprawa kukurydzy na Syberii) niemiecką metodą Blitzkrieg (z 1935 – 1941), w ciągu tygodnia zdobyć Kijów, podbić Ukrainę, a prezydenta Zełeńskiego wraz z jego faszystowskim rządem powiesić na latarniach, w Polsce – od prezydenta, premiera i Sejmu, po najskromniejszego kopacza rowów, obudziła się nasza piękna, romantyczna idea – Za naszą i waszą wolność. Jak to w sytuacjach krytycznych rozkazują kapitanowie – Wszystkie ręce na pokład. No i serca nas zapiekły i cały naród, jak jeden mąż, ruszył by Ukrainie pomagać z całych sił, jak tylko kto może. Tak od serca, od siebie za darmo. Żadnych kwitów, czy faktur. Przecież to nasi bracia.
Minęły dwa lata i 9 miesięcy, wojna nadal się toczy i końca nie widać, a my już tak Ukraińców, jak na początku inwazji nie kochamy. Nie to, że się znudziliśmy, albo zmęczyliśmy – to Ukraińcy nagle, dziś już bez ogródek, pokazali, że są niewdzięcznymi bachorami. Na dodatek, by jeszcze bardziej nas wqrwić, zademonstrowali, kolejny raz w historii, że są od nas znacznie lepszymi cwaniakami i spryciarzami. A to nas boli, jak każdego ofermę.
Jakieś dwa tygodnie temu, generał Wiesław Kukuła, Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, czyli nasz wódz czasów wojny (której nie ma, ale może będzie), rzucił nasze słynne narodowe wezwanie – Do broni! Poczekałem chwilę, bo byłem przekonany, że zaraz usłyszę – Na koń! A nasz wódz w mundurze zacznie hodować sumiasty wąs.
Facet idealnie pasuje do buńczucznych apeli naszego ukochanego prezydenta Dudy (chociaż on nie z Krakowa, tylko z Częstochowy)
By ruszyć do boju, jak nas wzywa wódz narodu, oczywiście musimy się błyskawicznie przygotować i się uzbroić. Nie mamy za dużo własnego przemysłu zbrojeniowego – komuchy z lewa i prawa już zadbały, by zamiast armat produkować hulajnogi – więc musimy na gwałt kupować wszędzie, gdzie się da. Wszystko: od butów i gaci, po czołgi, samoloty, okręty i amunicję. I co gorsza – Europa w swojej obecnej głupocie, olała wojsko, armię i swoją gotowość bojową i mogą nam zaoferować, tylko zardzewiałe wraki. Albo, jak to proponują Niemcy – pancerne hełmy.
No dobrze... Skoncentrujmy się na czołgach. Większość tego, co mieliśmy w Wojsku Polskim, to był głównie niezamłody ruski złom. Bez namysłu (i rachunków) oddaliśmy te nasze czołgi Ukrainie. A my kupimy sobie nowe.
Po co te czołgi dzisiaj? Są super nowoczesne samoloty i jeszcze bardziej wyrafinowane rakiety. To nie tak prosto. Wojnę, żeby nie przegrać, to musi być ona symetryczna. Więc musimy odpowiedzieć podobnie w stosunku do tego, co oni mają. A Ruskie czołgów mają tysiące i na dodatek produkują je w tempie 24 godziny/7 dni w tygodniu. Ich stratedzy popatrzyli na mapy Europy i zobaczyli, że od Uralu do Paryża to dosyć gładka równina, więc w takiej lądowej wojnie, czołgi to właśnie to, żeby im powybijać zęby, zanim martwi padną. Czyli logicznie nasi Geniusze Wojny logicznie wykumali, że na ich czołgi, my musimy mieć swoje czołgi. Tylko lepsze.
No i proszę, poszliśmy na targ i zaczęliśmy zakupy w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, a nawet na końcu świata, w Korei Płd.
Jak na dzisiaj podają media (głownie Business Insider), to zakup Leopardów 2A, jest jeszcze niejasna, ale jest stuprocentowa pewność, że je też kupimy, bo już mamy starsze modele. Natomiast już na pewniaka wiadomo, że w USA właśnie kupujemy 250 czołgów Abrams M1A2 SEPv3 w ramach umowy o wartości 23,3 mld zł. Pierwsze egzemplarze zostały już dostarczone w 2022 roku, a cały pakiet obejmuje również szkolenia i amunicję.
Natomiast zakupy koreańskie, które nota bene panu Tuskowi jakoś brzydko pachną zapachem kimczi, to dopiero coś. Polska podpisała duży kontrakt z Koreą Południową, obejmujący zakup ponad 1000 czołgów K2. Umowa ta jest częścią strategicznej współpracy między Polską a Koreą, która obejmuje również inne systemy uzbrojenia, jak haubice i samoloty bojowe. Co pozytywne w tej transakcji – docelowo większość tych czołgów będzie produkowana u nas w Polsce.
Jak widać, to, by jakoś symetrycznie dać radę tysiącom ruskich sił pancernych, już zaczęliśmy wydawać miliardy dolarów. I nie ma tu jakichś pretensji, czy kpin, bo po prostu musimy przed tymi chordami mongolskimi się uzbroić.
Na rynku broni, dzisiaj tej z górnej półki, a nie od szemranych handlarzy to ceny dobrych, nowych czołgów są w granicach 8 – 13 milionów USD, w zależności od wyposażenia. Wiemy, że zakup w Stanach kosztuje nas 23,3 miliarda PLN. To sobie proszę na palcach policzyć ile naszej forsy na to płynie, Jak to przeliczyć na złotówki to wyjdą grube setki miliardów. Takiej Ukrainy na to nie stać. A ponadto im, co zrozumiałe, potwornie się spieszy, bo ruski walec, wprawdzie powoli, toczy się po stepach kozackich. No i PSTRYK! Znaleźli rozwiązanie.
Dodam jeszcze, bo właśnie to mi przyszło do głowy, jak to jest, gdy wojna na śmierć i życie jest asymetryczna. Chyba najbardziej to widać i pewnie zapomniał to gen. Kukuła wzywając naród do broni, że jaskrawym przykładem braku symetrii na wojnie był wrzesień 1939.
To jest pewien koszmar, który od dzieciństwa mnie dręczy. Nastąpiło to po obejrzeniu filmu "Lotna". Klasyczna asymetria sztuki wojennej: - polska konnica atakuje hitlerowskie czołgi. Ten absurd, dla mnie, dla dzieciaka, jeszcze wsparty moim wielopokoleniowym romantyzmem, gdzie pokazuje się rozpacz, tragedię, głupotę, wywołał taki wir emocji, że jeszcze dzisiaj, jak o tym pomyślę, to mam gorzki smak w ustach.
To, co Niemcy zademonstrowali w ataku na Rzeczpospolitą, to była kolejna rewolucja sztuki wojennej. Takich rewolucji, które zmieniały obraz sztuki wojennej i zapewniały zwycięstwo "wynalazcom" nowej broni, albo nowej taktyki, było w historii ludzkości bez liku. Choćby przywołam tutaj wymyślenie wież oblężniczych; łuki długie i krótkie. A nasz husaria – opancerzona ciężka konnica, pod Wiedniem rozbiła liczebną potęgę otomańską i jak z pewną przesadą się mówi, RP uratowała Europę przed kolejną inwazją islamu.
Teraz, gdy mamy niesamowity postęp technologiczny, takie rewolucje na polu walki będą następować jedna po drugiej.
Gdy my, Rzeczpospolita, z wielkim wysiłkiem i olbrzymim kosztem dążymy by w stosunku do potencjału i sztuki wojennej wschodnich barbarzyńców uzyskać symetrię w, jak to mówią, nie uniknionej już wojnie, to właśnie sprytniejsi, cwani Ukraińcy, sami od siebie rozpoczęli kolejną rewolucję tej bartosiakowej wojny kinetycznej.
Powoli naszym sąsiadom kończą się pełnosprawne czołgi, także artyleria i transportery opancerzone. A mimo to, mnóstwo kanałów w Internecie, pokazujących walki na Ukrainie, zapełnionych jest obrazami wybuchających ruskich czołgów i innego sprzętu pancernego. Co jest grane?
Szybko sąsiedzi się zorientowali, że nie jest łatwo kupić, a poza tym nie mają tyle kasy, czołgów, średnio po 10 milionów USD za sztukę. Jednak, gdy nawet skoczy się do dobrego sklepu z zabawkami i kupi się wypasionego drona, wyposaży się go dodatkowo w kamerkę, a od spodu przymocuje się pocisk przeciwpancerny, który jest nawet w stanie przebić 10 cm pancerza specjalnej stali, to za głupie 350 Euro można rozwalić każdy ruski czołg.
I tak oto mamy kolejną rewolucję sztuki wojennej, rodzajów broni, pola walki, czy jak tam bartosiaki lubią to nazywać.
I tak oto, w walce z teoretycznie dużo słabszą, nędzniejszą Ukrainą, wielkie, szczególnie pancerne, armie ruskie posuwają się naprzód w tempie 500 – 1000 metrów miesięcznie. To jakiś wojenny absurd. Powtórka głupoty Amerykanów we Wietnamie? Albo ruskich i amerykańców w Afganistanie?
Dowód, że sprytniejszy, no dobra, niech będzie – mądrzejszy, może wygrać z o wiele potężniejszym. Jak Dawid z Goliatem.
Nasi polscy stratedzy i różni eksperci, fakt, z opóźnieniem, zaczaili, że pojazdy bezobsługowe, na dodatek wyposażone w Sztuczną Inteligencję, to nieuchronna przyszłość wojen. Już zaprojektowaliśmy i zaczęliśmy produkować nasze, jak się okazuje rewelacyjne drony, tylko... jak zawsze, czy durnota klasy politycznej pozwoli na szybki rozwój?
Oczywiście ruskie nie są aż tak durni, by pozwolić, żeby ci ukraińscy faszyści rozwalali im czołgi szybciej (i za taniochę) niż oni są w stanie produkować. Więc zaczęli walkę z tymi rewolucyjnymi dronami tym, w czym są dosyć dobrzy, czyli z tworzeniem broni elektro-magnetycznej, a w uproszczeniu: budowy radiowych stacji zakłócających, które byłyby na pewnym obszarze pola walki w stanie zlikwidować komunikację pomiędzy operatorem a dronem. Tylko, że na to Ukraińcy pokazują im faka i swoje samolociki za 350 Euro wyposażają w AI, plus świetne programy i "Śmierć ruskim czołgom" staje się urządzeniem autonomicznym, które potrafi same wybrać sobie i zniszczyć, to, co mu w odległym bunkrze rozkazano.
I tak to się toczy. Co jeszcze nas czeka? Aha – a kiedy będziemy mieli te Abramsy w komplecie?
Inne tematy w dziale Technologie