Coraz bardziej rośnie we mnie przekonanie, że ani Platforma Obywatelska, ani Prawo i Sprawiedliwość nie mają szans na zdobycie władzy w kolejnych wyborach.
Wieczny optymista... Naiwniak? Klasyczny polski romantyk ze mnie?
Po wysłuchaniu Marcina Palade, najlepszego obserwatora i analityka sceny politycznej, moje wątpliwości dotyczące odzyskania władzy nad państwem, tak, by zapewnić suwerenność i dalszy rozwój, zaczęły mnie dręczyć.
Od 15 października ubiegłego roku, niemalże 10 miesięcy temu, polska prawica, gdy niszczący państwo przeciwnik dokonuje ostatecznej likwidacji Rzeczpospolitej – odwieczne marzenie przeklętych wrogów naszych, Rosji i Niemiec – nie zwiększyła poparcia Polaków nawet o ułamek procenta.
By jeszcze bardziej pogrążyć zwykłego patriotę w niepokoju, ankiety pokazały, że już drugi miesiąc z kolei, mafijna władza Tuska wygrywa w sondażach poparcia narodu, z Prawem i Sprawiedliwością. A gdyby nawet PiS stworzyłoby koalicję z Konfederacją, to i tak PO, czy KO wraz z przystawkami ma więcej i władzy nie odda.
Miałem silną nadzieję na kontratak w grudniu 2023, po wyborach. Wówczas, gdyby się miało więcej sprytu, woli walki i asertywności i widząc już, jak siepacze i łyse karki zaczynają po kawałku burzyć państwo, ci, co jeszcze żadnej władzy nie utracili, czyli prezydent Duda i jego otoczenie, przecież wybrani dzięki polskiej prawicy, spowodują zablokowanie przekształcanie RP, w jakiś słaby i biedny land tworzącej się "Ojropy EU".
Niestety, nikt z polityków nawet palcem nie kiwnął.
Wybory samorządowe, można powiedzieć, zakończyły się remisem. Lecz prawdą jest, że przez pięć miesięcy od wyborów parlamentarnych, gdy już gołym okiem każdy widział gangsterskie i tyrańskie metody ekipy Tuska, na dodatek każdy zdrowo myślący widział, że to nie jest przywódca, tylko namiestnik, spełniający polecenia Berlina i Brukseli, ugrupowanie prezesa Kaczyńskiego nie zrobiło nic.
I nadal do dzisiaj nic konstruktywnego prawica nie robi. Wyglądają tak, jakby złamanie ich pychy i przekonania, że już na zawsze mają Polskę, sparaliżował ich dokumentnie.
Wybory do parlamentu europejskiego wygrała Platforma Obywatelska.
Od tego momentu prawica już tylko przegrywa. Nie dość tego – coraz silniejsze są wewnętrzne spory i walki.
Ten emocjonalny raport Marcina Palade zmusił mnie do weryfikacji mojej postawy dotyczącej budowy państwa, jego rozwoju i poprawy życia Polaków. Czy Prawo i Sprawiedliwość jest jedynym politycznym ugrupowaniem – jak dotychczas byłem przekonany – zdolnym i chętnym do zbudowania silnej, bezpiecznej i jak to powiedział Adam Smiths – "państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli" – ojczyzny?
* * * *
Rok 2005. Pamiętam nadzieję i entuzjazm, jaki wówczas miałem, gdy stworzony w roku 2001 na potrzebę wyborów samorządowych POPIS (PO+PIS) tworzony przez ludzi o korzeniach postsolidarnościowych i centroprawicowych, gwarantował przegonienie komunistów i cwaniaków z AWS, aby jako ugrupowanie demokratyczne, a może nawet republikańskie zdobyć władzą i wreszcie poprowadzić kraj właściwą drogą.
No cóż... Udało się przegonić tych złych. Ale tylko połowicznie.
Okazało się, że politykom Platformy Obywatelskiej, reprezentowanych przez tzw. Trzech Tenorów: - Macieja Płażyńskiego z AWS, klasycznego Gdańszczanina, Donalda Tuska z Unii Wolności i Andrzeja Olechowskiego, powiedziałbym, ze służb specjalnych, jest jednak nie po drodze z duetem braci Kaczyńskich.
W roku 2005 wygrał PIS, niestety z koalicjami takich ludzi jak Roman Giertych i Andrzej Lepper, a na dodatek z dziwnym premierem, Kazimierzem Marcinkiewiczem (Kaczyńscy niestety zawsze mieli (Jarosław nadal ma) wielki problem z właściwą oceną i doborem współpracowników). I od tego roku aż do dzisiaj, można powiedzieć, że rządzi POPIS – raz PIS, a następnie PO. Właściwie można powiedzieć – raz Jarosław Kaczyński, a następnie Donald Tusk, gdyż obie te partie to partie wodzowskie. Tak więc mamy teraz już 19 lat władzy w kraju przez POPIS.
Tu warto porównać 20 lat rządów po 123 latach zaborów, czyli budowy państwa od zera II Rzeczpospolitej i właśnie tej POPISowej władzy w RP.
Mniej więcej tyle samo lat więc można zobaczyć, czego dokonano w warunkach międzywojennych, a czego w XXI wieku.
Po roku 1918, kiedy Polska jako państwo zaistniała ponownie i to wbrew woli wielu światowych władców, było nam niesłychanie trudno powstać z niebytu. Rozbiory naszego kraju przez trzy mocarstwa – Rosję, Prusy i Cesarstwo Austrowęgierskie, spowodowały, że w pierwszym kroku trzeba było połączyć trzy zabory, różniące się od siebie w znacznym stopniu. Nie tylko w sensie gospodarczym, ale rónież mentalnym i kulturowym. Przecież zaledwie kilka lat wcześniej, w I Wojnie Światowej, Polacy z zaboru austriackiego, strzelali do Polaków z zaboru rosyjskiego. Struktury władzy były różne, nie było narodowego pieniądza. Szkoły, szpitale, nawet tory kolejowe się różniły. Masa pracy w odtworzeniu państwa.
A gdy minęły zaledwie dwa lata, to musieliśmy odpierać atak ruskich bolszewików, którzy po rewolucji w Rosji przejęli władzę i zbrojnie ruszyli na Polskę, a właściwie na zachód, by zrealizować tę komunistyczną idee fixe – proletariusze wszystkich krajów łączcie się. Nasze zwycięstwo jest przez historyków oceniane, jako jedno z 20 najważniejszych zwycięstw w historii świata.
II Rzeczpospolita w sposób godny najwyższego podziwu zaczęła błyskawicznie się modernizować. Wiele tych nowoczesnych inwestycji można by tu wymienić, lecz, jako że od urodzenia jestem Gdynianinem, uważam, że wybudowanie w ciągu kilku lat na miejscu małej wioski przepięknego miasta i pełnomorskiego portu jest jakimś cudem. Zwrócę tylko uwagę, że wtedy nie było nawet ułamka obecnego sprzętu budowlanego, maszyn i wyspecjalizowanych robotników. Większość transportu stanowiły konne furmanki.
Nie było też łatwo sprawować władzę w nowym państwie. Partii i ugrupowań było dużo i różniły się od siebie bardzo. Sejm był świadkiem wielu kłótni i gorących dyskusji. Mimo tego, jakoś udawało się posuwać naprzód.
Jak na tym tle wygląda okres władzy POPISu przez ostatnie dwadzieścia lat?
Śmiem twierdzić, że dokonano zaledwie niewielki ułamek tego, co osiągnęli i zbudowali nasi dziadkowie w okresie Międzywojnia. Dlaczego?
Przecież POPIS w 2005 startował ze znacznie wyższego pułapu. I tego gospodarczego, jak i socjalnego. Okres chaosu i bezczelnej grabieży majątku narodowego wprawdzie wyrządził dużo szkód, jednakże Polska rosła. Rok wcześniej, w 2004 roku, zostaliśmy przyjęci do Unii Europejskiej, co dawało dodatkowe, obiecujące możliwości. Należeliśmy już również do NATO, co pieczętowało nasze odsunięcie się od wpływów moskiewskich.
Generalnie w tamtym okresie przyszłość rozwoju RP wyglądała optymistycznie. I rzeczywiście taka możliwość istniała. Co więc powodowało, że mimo wszystko zrobiono niewiele.
Abstrahując od takich dramatycznych i negatywnych wydarzeń, jak krach giełdowy w 2008 roku, pandemia w 2020 spowodowana przez nieznanego wirusa choroby COVID-19 i napaści Rosji na Ukrainę na początku roku 2022, można szczerze powiedzieć, że rozwój kraju i wzrost zamożności Polaków postępował naprzód. Po długich latach autentycznej nędzy i komunistycznego zamordyzmu społeczeństwo wreszcie zaczynało się mentalnie zmieniać, mając wreszcie warunki takie, że życie nie sprowadzało się wyłącznie do sprostania wyzwania: jak przeżyć od pierwszego do pierwszego. Wreszcie Polacy zaczęli staranie o dobrobyt swojej rodziny i lepszą przyszłość brać w swoje ręce, a nie tylko czekać, co łaskawy rząd kapnie im od pańskiego stołu. Rozwijał się też wśród obywateli całkiem nowy światopogląd, wraz ze zdolnością oceny i krytyki otoczenia. Teraz już gruntowały się kompletnie nowe światopoglądy, a rewolucja technologiczna, nowe media i rewolucyjna cyfrowa komunikacja powodowały zupełnie coś nowego w umysłach ludzkich bombardowanych informacją.
Jednakże w POPISie istniała kolosalna wada – oba elementy, PO i PIS w sposób radykalny zwalczały się nawzajem. Olbrzymia ilość państwowej energii szła na durne wojny, ataki propagandy i podstawiania nogi jeden drugiemu, zamiast spokojnie dbać o stały rozwój, budowę siły państwa i dobrostanu obywateli. W konsekwencji, zamiast łączyć i jednoczyć naród, uczyć tolerancji i wzajemnego zrozumienia, co zazwyczaj prowadzi do akceptacji różnorodności, doprowadzono do polaryzacji społeczeństwa. Mamy w kraju dwa obozy nienawidzące się; nawzajem obrzucające się obelgami, kalumniami i kloacznym zachowaniem; ludzi wzburzonych emocjonalnie na granicy histerii i amoku. A media, szczególnie te, które dają pracę zawodowym dziennikarzom i publicystom, przekształciły ich w klasycznych, jak za komuny, funkcjonariuszy propagandy.
Pozwolę sobie na moment zwrócić uwagę, że to, co złego dzieje się obecnie za POPISu w kraju, jest również w poważnym stopniu uzależnione od przeobrażeń na świecie, gdzie toczy się walka o hegemonię i stworzenie nowego porządku. A wielcy tego świata zaplanowali zniszczenie tysiącletniej cywilizacji łacińskiej – cywilizacji "białego człowieka", zniszczenie chrześcijaństwa i zniszczenie denerwującej klasy średniej.
I miejmy tego świadomość – obecnie to nie władze, parlamenty, rządy, trybunały i różne instytucje państw mają władzę, tylko olbrzymie, niesłychanie bogate międzynarodowe korporacje. Głównie finansowe i monetarne, ale również wielkie gospodarcze korporacje.
To one decydują, by na czele każdego państwa stali "swoi. A upartych przeciwników niszczy się doszczętnie.
To jest patologia. A patologia tworzy kolejne patologie...
Dzisiejsze lewicowe ugrupowanie Tuska, wraz z naiwnymi i słabymi przystawkami nie robi nic dla kraju i społeczeństwa. Wprost przeciwnie. Zgodnie ze założonym harmonogramem realizuje stopniowy uwiąd państwa i zubożenie obywateli.
Ogłupia się Polaków, by napuszczać jednych na drugich, by nie daj Boże się zjednoczyli. Komisjami i informacjami w swoich mediach, gdzie mają potężną przewagę nad prawicą, nie robią nic innego, tylko pokazują głupoty i szczują, a jak brakuje tematu, to tworzą, doniesienia o niesłychanej kradzieży, korupcji i nepotyzmie, rządzącego przez 8 lat Prawa i Sprawiedliwości.
Nie powiem, że takie przestępcze działania w Prawie i Sprawiedliwości nie miały miejsca, lecz w porównaniu, co robiła, gdy była u władzy, i co ponownie robi teraz Platforma Obywatelska, to mały pikuś.
Takie spojrzenie na rządy w Rzeczpospolitej nasuwa oczywiste pytanie: - czy przypadkiem po transformacji i porzuceniu komunistycznego PRLu, jedynym, zawoalowanym systemem sprawowania rządów jest kleptokracja?
Pozwolę sobie przybliżyć czym jest kleptokracja.
Kleptokracja to system rządów, w którym władza jest sprawowana przez skorumpowanych polityków i urzędników, którzy wykorzystują swoje stanowiska do nielegalnego przywłaszczania sobie bogactw narodowych i zasobów publicznych. Termin ten pochodzi od greckich słów "klepto" (kraść) i "kratos" (władza), dosłownie oznaczając "rządy złodziei".
Dobrze znamy charakterystyczne cechy takiej władzy.
Korupcja na szeroką skalę: Rządzący i urzędnicy angażują się w korupcję, w tym łapówkarstwo, defraudację funduszy publicznych i nadużycia władzy dla osobistych korzyści.
Brak przejrzystości i odpowiedzialności: Kleptokracje często charakteryzują się brakiem przejrzystości w działaniach rządu oraz brakiem mechanizmów, które mogłyby pociągnąć rządzących do odpowiedzialności za ich czyny.
Kontrola nad mediami i systemem prawnym: W kleptokracjach media są często kontrolowane przez rząd, co uniemożliwia społeczeństwu dostęp do rzetelnych informacji. System prawny jest manipulowany w taki sposób, aby chronić interesy rządzących i uniemożliwiać ściganie ich przestępstw.
Bogactwo elit: W kleptokracjach wąska grupa rządzących i ich sojuszników staje się niezwykle bogata, podczas gdy reszta społeczeństwa cierpi z powodu biedy i braku podstawowych usług publicznych.
Nepotyzm: zatrudnianie członków rodzin i przyjaciół na lukratywnych dochodowo stanowiskach nie zważając na brak kompetencji.
Zaniedbanie interesów publicznych: Zamiast działać w interesie obywateli, kleptokraci koncentrują się na maksymalizacji swoich osobistych korzyści, co prowadzi do zaniedbania infrastruktury, systemu edukacji, opieki zdrowotnej i innych kluczowych sektorów.
Kleptokracje mają destrukcyjny wpływ na społeczeństwo, prowadząc do nierówności i niestabilności politycznej. Lecz co gorsza, pewna część społeczeństwa – niestety, powoli rosnąca – bierze przykład z góry.
Szczególnie wśród tych, nazwanych przez Rafała Ziemkiewicza "z chama jaśniepan", czyli tych wszystkich słoików migrujących do krajowych metropolii, często zatrudnionych w korporacjach, ale także w urzędach i różnych instytucjach; ludzi ze słabym kręgosłupem moralnym, gdzie wykreślono słowa uczciwość i przyzwoitość, są bardzo popularne. zachowania naśladujące zasady kleptokracji.
Jak pod rządami prawicy proces demoralizacji społeczeństwa posuwał się dosyć powoli, to po przejęciu władzy przez neomarksistów- neoliberałów Tuska, zdjęto nogę z hamulca i odpalono dopalacze. Wystarczy popatrzeć na skład i ilość ministrów, by się przekonać po co ludzie lgną do władzy. Zazwyczaj bez kierunkowego wykształcenia i niestety często nawet z deficytem intelektualnym. Wystarczy tylko, żeby byli "swoi", lojalni i posłuszni. I nie są to ludzie z ulicy – to albo krewni, albo zaufani aktywiści, którzy już od dawna realizowali zadania zlecone przez – nawet zagraniczne – instytucje lewicowe. Również powraca na polityczną scenę wielu odsuniętych na bok ludzi, w tym byłych esbeków i służb wojskowych.
Walka z kleptokracją wymaga wprowadzenia reform mających na celu zwiększenie przejrzystości, odpowiedzialności oraz wzmocnienie instytucji demokratycznych i prawnych.
Taka doktryna teraz panuje – "najlepsza forsa jest u władzy.". Ktoś ma wątpliwości?
Jeżeli Polacy już zdają sobie sprawę, że właściwie powinniśmy rozwijać się w tempie, biorąc przykład z Singapuru, Korei Płd., czy nawet Wietnamu, a gdy powoli pniemy się do góry, a główne patologie struktury państwa są od 30 lat nietknięte, tak jak to zaprojektował generał Kiszczak, a tymczasem to ci u władzy, a także rodzinne, czy zaprzyjaźnione krasnoludki w tysiącach rad nadzorczych spółek skarbu pastwa, w setkach urzędów terytorialnych i podległym im służbom, budują coraz wspanialsze rezydencje i jeżdżą autami o cenie bliskiej pół miliona i więcej, to jeszcze kiedyś poprą POPIS?
Bardzo w to wątpię. Obie te grupy partyjne się zużyły, zdegenerowały, a także tracą zaufanie społeczne i po ludzku się znudziły.
Zaokrąglając statystyki pana Palade, od dłuższego czasu widać, że oba ugrupowania PO i PIS mają średnio, biorąc, plus/minus po 30% wyborców deklaratywnych, czyli takich, którzy wprost to powiedzą ankieterom.
Oznacza to, że aż 40% uprawnionych do głosowania Polaków, ma gdzieś takie wybory, gdzie mamy grę w ping-ponga, i to graną przez niewartych dopingowania zawodników.
Toteż, coraz bardziej rośnie we mnie przekonanie, że ani Platforma Obywatelska, ani Prawo i Sprawiedliwość nie mają szans na zdobycie władzy w kolejnych wyborach.
Chociaż sytuacja na świecie, z wyróżnieniem Europy jest już niestabilna w takim stopniu, że różne rzeczy, dziś nie do wyobrażenia, mogą się wydarzyć.
Czy Polska pozostanie państwem suwerennym, silnym i przyjaznym dla obywateli?
Nie wiem.
Czy w najbliższym czasie powstanie jakieś nowe ugrupowanie polityczne, zdecydowanie patriotyczne, które będzie skuteczne, bojowe i wspierane przez większość narodu?
Nie wiem.
Więc co będzie? Ktoś wie?
------------
* Korzystałem z pomocy ChatGPT
Inne tematy w dziale Polityka