Najpierw fakty:
Dziennikarze „Życia” zbierali informacje w bardzo ważnej sprawie dotyczącej możliwych kontaktów głowy państwa z agentem KGB. Z relacji zainteresowanych wynika, że Andrzej Morozowski dowiedział się o tym. Nic nie mówiąc o kolegom dziennikarzom poszedł do ówczesnego szefa służb specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego i mówił mu o tym, co robią dziennikarze „Życia”. Jak miał później powiedzieć Morozowski w rozmowie z Rafałem Kasprowem, Siemiątkowski wiedział o przygotowywanym tekście. Na procesie „Życia” z Kwaśniewskim Morozowski nie wystąpił jako świadek ujawniający tę ważną dla zrozumienia całej historii okoliczność. Zamiast niego całą historię opowiedział jego bliski kolega Paweł Siennicki. Już po opublikowaniu tekstu o Kwaśniewskim i Ałganowie Morozowski jako reporter Radia Zet bardzo krytycznie, na pograniczu złośliwości, relacjonuje ujawnienie przez „Życie” zdobytych informacji.
Kilka lat później Morozowski występuje w podobnej sytuacji. Dziennikarz „Polityki” Jacek Żakowski odkrywa, że ktoś kolportuje „na mieście” nieprawdziwe informacje na jego temat, a w tle pojawia się kolejny raz Zbigniew Siemiątkowski, zainteresowany w tym by pognębić Żakowskiego. Sprawa dotyczy wywiadu jaki „Żakowski” przeprowadził z jednym z właścicieli spółki paliwowej J&S, tej samej, którą Siemiątkowski uważa za wroga publicznego numer jeden. Zarzuty formułowane wobec Żakowskiego okazują się nieprawdziwe. Osobą, która je sformułowała okazał się… Andrzej Morozowski
Teraz opinia:
Dwa razy pojawia się tu sytuacja, w której dziennikarz ma jakieś nieformalne kontakty ze Zbigniewem Siemiątkowskim i dwukrotnie kontakty te są ważniejsze niż dziennikarska solidarność, czy danie świadectwa prawdzie. I okazuje się, że nie ma tu specjalnie znaczenia jakie polityczne poglądy mają dziennikarze, którzy akurat trafili na celownik Andrzeja Mrozowskiego. Przypadkiem tak się składa, że w obu przypadkach Siemiątkowski miał interes, by pokazać ich w złym świetle.
Są to rzeczy zastanawiające i nie ma w tym nic dziwnego, że przypomina się je dzisiaj, kiedy to dziennikarz TVN chce aspirować do roli dziennikarskiej wyroczni i sumienia środowiska. A zwłaszcza, kiedy przedstawia się jako apolityczny demaskator polityki.
Czy historie sprzed lat mają coś wspólnego z tym, jak zachowali się dziennikarze TVN uczestnicząc w pułapce jaką na polityków PiS zastawili działacze „Samoobrony”? Niech każdy wyciągnie wnioski sam. Tym razem przynajmniej zrobili to jawnie i nie kryjąc, że biorą udział w politycznej intrydze zmierzającej do skompromitowania PiS. Być może gdyby Morozowski nie miał na koncie wcześniejszych wysoce wątpliwych zachowań, łatwiej byłoby uwierzyć, że dziennikarskie poszukiwanie prawdy było jego jedyną motywacją.
Inne tematy w dziale Polityka