jan mak jan mak
4032
BLOG

Prezes wiedział, nie powiedział, a to było tak…

jan mak jan mak Polityka Obserwuj notkę 94

Pewien pobożny żyd był w podróży podczas szabatu i martwił się, że ma przy sobie dużą sumę pieniędzy, co podczas szabatu jest zabronione. Udał się do więc do miejscowego cadyka, słynnego świętobliwego męża, i pyta o radę.

– Żaden problem! – mówi rabbi. – Ja mam u siebie sejf. Mogę ci twoje pieniądze przechować na czas szabatu.  

– Wspaniale – cieszy się żyd, i zaczyna wyjmować pieniądze.

– Zaraz, zaraz – powstrzymuje go rabbi. – Jak to? Chcesz mi dać pieniądze ot tak, bez świadków?

– Ależ rabbi! Wiem, że jesteś świętobliwym mężem. Mam do ciebie pełne zaufanie.

– Nie, nie. U mnie musi być wszystko jak należy. Zaraz zwołam cały kahał na świadków, żebyś miał całkowitą pewność, że twoje pieniądze są bezpieczne.

Cadyk zwołał kahał, i bierze wszystkich ludzi na świadków, że przyjmuje taką oto sumę od podróżującego żyda na przechowanie.

W niedzielę żyd zgłasza się po swoje pieniądze.

– Jakie pieniądze? – pyta cadyk.

– No moje pieniądze, te co ci dałem w piątek na przechowanie.

– Ja żadnych pieniędzy od ciebie nie brałem.

– Ależ rabbi! Co ty mówisz! Przecież cały kahał widział! Zwołałeś ich na świadków!

– ​No to zwołajmy kahał i zapytajmy.

Kahał zbiera się ponownie i cadyk zapytuje:

– Drodzy, pobożni żydzi. Ten oto podróżny twierdzi, że dawał mi jakieś pieniądze na przechowanie. Czy widzieliście żebym przyjmował od niego jakieś pieniądze?

Wszyscy kręcą głowami i zaprzeczają.

– ​Jak to ludzie! Przecież byliście tutaj! Widzieliście! – krzyczy zrozpaczony żyd.

Ludzie nadal kręcą głowami. Po lamentach i bezskutecznych próbach przekonania ludzi oraz cadyka, podróżny żyd wreszcie rezygnuje. Kahał zaczyna się rozchodzić, i odejść chce też oszukany żyd. Jednak cadyk łapie go za ramię:

– Poczekaj.

A gdy wszyscy już się rozeszli, otwiera sejf i wyjmuje pieniądze.

– Oto twoje pieniądze.

– Ależ rabbi, to dlaczego mówiłeś, że nic ode mnie nie brałeś i po co urządziłeś to wszystko?

– Żebyś widział z kim taki cadyk jak ja musi pracować.

*

Historyjka ta przypomniała mi się gdy Rada Mediów Narodowych zabrała się za odwoływanie Kurskiego. Wcześniej mieliśmy próbę podwyższenia sobie uposażeń, nieporozumienie z apelem smoleńskim, obietnice, ze wszystkim frankowiczom reszta podatników umorzy długi, itd. itd.

Pisałem zaraz po uformowaniu się nowego rządu, że drużyna PiS, to nie jest dream team, ale jest znacznie lepsza od poprzedniej ferejny, i ma w składzie co najmniej kilku ludzi, którym spokojnie można powierzyć nasze sprawy. No i jest Prezes jako ostatnia instancja, ubezpieczenie od głupoty. Taki prezes nie jest w stanie wszystkim kierować, pociągać za wszystkie sznurki (jak to widzą niektórzy), ale jest w stanie interweniować w krytycznych sytuacjach. Całkiem efektywny układ.

Jednakże rola prezesa wcale nie jest jasna (bo jest niejawna) i są ludzie, po obu stronach barykady, którzy widzą ją całkiem inaczej. Ze zdumieniem odkryłem, że w tej sprawie, Łukasz Warzecha ma takie samo zdanie jak Juliusz Braun – że prezes niczego nie ubezpiecza, tylko wszystko sam rozgrywa. Juliusz Braun, opisując w wywiadzie do TOK FM, w jaki sposób Rada Mediów zmieniła szybko zdanie, powiedział:

„Nie wyobrażam sobie, żeby jedna i druga decyzja była podjęta bez wiedzy prezesa. Widać prezes Kaczyński zmienił zdanie. A członkowie Rady - podporządkowali się tej decyzji. Innego wytłumaczenia nie ma.”

Otóż, były prezes Braun ma słabą wyobraźnię, i idące za tym kłopoty z wyciąganiem logicznych wniosków. Bo inne wytłumaczenie jest takie, że różne ciała w układzie władzy PiS same podejmują decyzje (bo jeden człowiek zwyczajnie nie jest w stanie osobiście zarządzać wszystkim), i jak zdarzy im się zrobić coś zupełnie głupiego (przecież to nie jest dream team), to sprawa dociera szybko do prezesa i ten interweniuje. Nie twierdzę, że tak jest na pewno (nie jestem na dworze prezesa), ale jest to inne wytłumaczenie.

U Łukasza Warzechy kłopot z logiką jest nieco subtelniejszy, bo polega na tym, że ludzie często przywiązują się do jakiejś narracji, i później trudno im dostrzec inne rozsądne możliwości, które logika nakazywałaby wziąć pod uwagę. Pan Łukasz przywiązał się do wyobrażenia, że ulubionym sposobem bycia prezesa jest zarządzanie kryzysami, które sam wywołuje, i że taka jest w ogóle natura rządzenia partią wodzowską. W swoim tekście wPolityce pisze on:

"Bardziej prawdopodobne, że ogólne przyzwolenie najważniejszej osoby było, ale ta sama osoba zapewniała jednocześnie prezesa TVP, że nie ma się czego obawiać. A potem stanęła z boku i patrzyła, co z tego wyniknie."

Jako logik, przy braku bezpośredniej znajomości faktów,  nie wykluczam, że tak może być. Jednak wówczas musiałbym przyjąć że Prezes nie jest osobą zbyt mądrą. Plan na cztery lata (lub do końca życia) zarządzania kryzysami  jest po prostu głupi. Nie wiem czy pan Łukasz Warzecha ma Prezesa za osobę niezbyt mądrą, czy też sądzi po prostu po sobie, bo sam na miejscu "najważniejszej osoby" tak by właśnie zarządzał. Ja na tyle na ile udało mi się poznać Prezesa wiem, że jest on osobą o znacznie szerszych horyzontach, więc wytłumaczenie Warzechy-Brauna zupełnie mi nie pasuje. 

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (94)

Inne tematy w dziale Polityka