jan mak jan mak
801
BLOG

Nie ma solidarności bez dobrowolności

jan mak jan mak Polityka Obserwuj notkę 14

Niezbyt dobrze się złożyło, że problem uchodźców trafił u nas na kampanię wyborczą. Co prawda kampania wyborcza sprzyja rozwiązywaniu problemów, których przez 4 lata nie dało się rozwiązać (vide: podwyżki dla pielęgniarek), ale nie sprzyja załatwianiu trudnych problemów, które wymagają poświęcenia od samego społeczeństwa.

Solidarność pod przymusem to jakiś pomysł z piekła rodem. Tym którzy nie pamiętają roku 1980 przypominam, że solidarność rodzi się z własnej nieprzymuszonej woli. Nie mam wątpliwości, że Polacy (znaczna ich część) potrafiliby okazać solidarność z uchodźcami oraz z innymi państwami Europy, i przyjąć w Polsce więcej niż 20 tysięcy przybyszy, ale nie pod groźbą utraty dofinansowania, zamknięcia granic, czy odwetu w sprawie ukraińskiej. Katolicy zastosowaliby się do apelu papieża Franciszka, ale nie w warunkach, gdy apel ten tłumaczą im Żakowski i Gazeta Wyborcza.

Gdyby nie wybory, i gdyby kto inny był polskim premierem, to powinno odbyć się posiedzenie sejmu, na którym wypracowanoby wspólne stanowisko, kompromis, uwzględniający również zdanie opozycji. W takiej sprawie nie powinno być dyktatu większości. Ale jaką wartość ma takie nadzwyczajne posiedzenie, gdy przez 8 lat w polskim sejmie panowała zasada dyktatu zwana „arytmetyczną większością”. No cóż, wybory nieubłaganie dyktują opozycji taktykę: skoro zawsze bezwzględnie wykorzystywaliście bezwzględną większość, zróbcie to i teraz. Nawet SLD jej ulega, i nawet PSL.

Gdyby nie wybory, to po takim posiedzeniu, premier Polski z mandatem narodu, mógłby w Brukseli (czy w Berlinie) przedstawić stanowisko: przyjmiemy 2 tysiące, 12 tysięcy, i więcej, dobrowolnie, zobaczymy ile się da; na żadne przymusowe kwoty nie wyrażamy zgody – bo to nie tylko narusza nasze poczucie suwerenności, ale jest rozwiązaniem niemądrym, skazanym na porażkę, której główne skutki skrupią się na nas.

Solidarność wymaga dobrowolności także po drugiej stronie: tego, komu jest okazywana. Przyjmiemy wszystkich tych, którzy zadeklarują, że chcą z naszej gościny skorzystać, chcą się osiedlić w Polsce, a nie traktują nas tylko jako tymczasowy przystanek do lepszego świata. Na język polityki: nikogo u nas nie będziemy trzymać siłą, żadnych obozów otoczonych drutem kolczastym nie postawimy, żadnych zasieków na granicy niemiecko-polskiej stawiać nie będziemy.

Na zasadach obustronnej dobrowolności przyjmiemy ilu się da i podzielimy się czym mamy.

Myślę, że takie właśnie stanowisko wypracowałby sejm w lepszych czasach, i przekonałyby do niego rodaków lepsze media. Myślę, że apel Papieża właśnie w Polsce trafiłby na podatny grunt (i może częściowo, mimo tych wszystkich przeciwności, trafi).

A jednak szef MSW Niemiec powiedział ostatnio, że azylanci muszą pogodzić się z tym, iż nie mogą wybrać sobie kraju, w którym chcieliby zamieszkać. To znaczy, że tam gdzie ich skierują Niemcy będą pilnowani? Czy jak? Pani Kopacz jak wróci to nam powie.

 

 

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka