Wczoraj umieściłem na swoim blogu notkę zatytułowaną Prawica na równi pochyłej. W trzecim akapicie podałem "informację" otrzymaną od "kolegi z Niemiec", że tam właśnie zaszło podobne wydarzenie: w Spieglu wydawca zwolnił redaktora naczelnego z niewiadomych powodów, a znaczna część redakcji w proteście przeciwko temu (w tym najlepsze pióra "Spiegla") złozyła wymówienia. I co? I nic. Napisałem, że koledzy z innych redakcji uznali to za wydarzenie naturalne niewarte nawet wzmianki. Więc nic o tym nie słychać. I na koniec dołożyłem - że od Niemców powinniśmy się uczyć demokracji.
Wydało mi się to tak oczywistą bzdurą, że każdy po przeczytaniu tego zorientuje się, że po prostu kpię w żywe oczy. (Wcześniej dodałem dwa akipty w stylu Kolendy-Durczoka: że przecież wolny rynek, że prawica się stacza, że kolejne błędy prawicy, itd.). Liczyłem na efekt zderzenia tej nowo-mowy dziennikarskiej (twórcze rozwinięcie "dziennikarstwa" PRL-owskiego) z uświadomieniem sobie, że w normalnej demokracji coś takiego jest absolutnie niemożliwe. I gdyby coś podobnego zdarzyło się w Spieglu, gdybyśmy mieli do czynienia z tak niezwykłym gestem dziennikarskiej solidarności, to nie tylko trąbiono by o tym we wszystkich niemieckich mediach, ale i na całym świecie. Ale że zdarzyło się to w Polsce - to mamy co mamy. Wot -- III RP).
Tymczasem reakcja komentatorów mnie zdumiała. I tych z prawej i tych z lewej. Ci którzy byli łaskawi się wpisać, zareagować, potraktowali mój tekst zupełnie poważnie. Zostałem nawet wyzwany od takich różnych (z prawej strony), i otrzymałem wyrazy zrozumienia i poparcia z lewej strony. Jednym słowem wszyscy wzięli mnie za idiotę. (I może mi się należało. Zachciało mi się prowokacji, niczym Braunowi).
Jednakże z eksperymentu tego można wyciągnąć przynajmniej jeden ważny wniosek. Te post-PRL-owskie przekaziory tak już farbują, tak nam odmieniają rzeczywistość, że jesteśmy nawet skłonni uwierzyć, że to, co tu mamy, to taka sama demokracja jak na Zachodzie. Jesteśmy już skłonni uwierzyć w oczywiste bzdury, w obraz demokracji malowany przez ludzi, którzy albo sami mają za sobą ostrą szkołę łamania charakteru i sumienia w minionym ustroju, albo zarażeni zostali taką azjatycką mentalnością przez swoich rodziców. Na tym polega choroba postkomuny. Niestety jest to choroba dziedziczna, i potrzeba albo paru pokoleń, żeby samoistnie wgasła, albo trzeba przejść ostry stan buntu przeciwko zainfekowanemu rodzicowi.
PROSTUJĘ ZATEM tłustym drukiem: Informacja o masowym proteście dziennikarzy Spiegla została wymyśłona przeze mnie. W Niemczech nic takiego się nie zdarzyło i zdarzyć nie mogło, bo jest to kraj demokratyczny. Mogło się zdarzyć przed wojną, mimo, że ówczesny tamtejszy rząd miał nawet większe poparcie w społeczeństwie, niż ma rząd Tuska w III RP (nie chcę dalej ciągnąć tej parareli, i zastanawiać się czy to dobrze, że rząd Tuska ma mniejsze poparcie niż rząd Hitlera, bo jeszcze nagłośnią moją wypowiedź przekaziory i odetnie się ode mnie red. Sakiewicz).
Prostuję też tytuł. Powinien brzmieć on: DEMOKRACJA NA RÓWNI POCHYŁEJ.
P.S. Nazwy "przekaziory" używałem na swoim blogu w latach 1982-1988. Niestety zmuszony jestem do tej nazwy wrócić.
Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka