jan mak jan mak
2849
BLOG

Logika i demagogia na S24

jan mak jan mak Rozmaitości Obserwuj notkę 133

Spróbuję raz jeszcze. Ta notka skierowana jest do tych, którym zależy na poziomie dyskusji na S24. Ci, którzy wpisują się głównie „dla jaj”, żeby kogoś obrazić, żeby się przekomarzać, etc. mogą dalej nie czytać. Biorąc udział w poważnych dyskusjach warto jest od czasu do czasu przyjrzeć się krytycznie stosowanym przez siebie argumentom, celowi, w jakim dyskusje się podejmuje, metodologii racjonalnego dyskursu. W Polsce jest to utrudnione o tyle, że jeśli gdziekolwiek w ogóle można się czegoś dowiedzieć na temat logiki, różnicy między logiką i retoryką, na temat zasad racjonalnej dyskusji, to są to przestarzałe podręczniki i wykłady utrzymane w duchu interpretacji osiągnięć logiki formalnej. Tzw. ruch critical thinking nie miał okazji do nas zawitać. Także badania w zakresie informal logic oraz commonsense reasoning ominęły nas szerokim łukiem.

 

W notce tej wskażę na pewne nowoczesne ustalenia w dziedzinie teorii argumentacji na przykładzie jednej z dyskusji na S24. Za pretekst posłuży mi notkaprof. Jerzego Przystawy zatytułowana „Bloger Jarosław Kaczyński o JOW” oraz liczne wpisy pod tą nią, powtarzające w zasadzie różne znane argumenty za i przeciw. Z punktu widzenia logiki jest to interesujący przykład dyskusji, gdzie występują dwie strony, które wzajemnie nie dają się przekonać. Na każdy argument istnieje kontrargument.

„JOW ukrócą nominacje partyjne” „Nieprawda, w Wielkiej Brytanii kandydatów do okręgów nominują partie”, „Parlament powinien składać się z bezpartyjnych przedstawicieli wybranych w małych okręgach” „A jak taki parlament będzie działał?” „Zostanie wybranych 400 Stokłosów” „Tego się boją partie, więc to jest dobre” „Potrzebne jest odpolitycznienie Sejmu” „Polityka to dbałość o dobro wspólne; odpolitycznienie oznacza więc odejście od kategorii dobra wspólnego” „Tylko partie są w stanie reprezentować szersze idee” „1% partyjnych obywateli decyduje o obsadzeniu 100% mandatów!” „To jest właśnie jedna z koncepcji demokracji pośredniej; każdy się może do partii zapisać lub utworzyć własną” „Może zamiast JOW pójść dalej i wprowadzić demokrację bezpośrednią; niech o każdej sprawie decydują wszyscy obywatele! Co by z tego wynikło?” „To, co robią partie polityczne, to kpina ze społeczeństwa” „To dlaczego społeczeństwo się nie buntuje” „Dlaczego społeczeństwo wybiera zawsze tych z pierwszych miejsc? Przecież nie musi” „JOW znacznie poprawiłyby jakość polskiej demokracji” „JOW zostałyby wykorzystane przez establishment postkomunistyczny do całkowitego spacyfikowania społeczeństwa”

(Jeśli ktoś odnosi wrażenie déjà vu, i zdaje mu się, że tę notkę już czytał, to ma rację tylko częściowo... proszę dalej)

Są argumenty lepsze i gorsze, poważne i niepoważne; demagogia i retoryka górują niestety nad logiką. Postmoderniści spieszą z wyjaśnieniem: każda racja jest dobra; każdy ma swoją rację – a więc zwolennicy JOW mają rację i Kaczyński też ma rację. Jednakże zgodnie z klasycznym arystotelesowskim poglądem racja jest jedna; prawda jest jedna. Wątpliwości co do prawdy (i przykłady wskazywane przez relatywistów) powstają wskutek nieprawidłowych sformułowań, a te z kolei zwykle są konsekwencją braku wiedzy: rozeznania w temacie rozważań. Rzecz w tym – mówiąc najkrócej – aby tezy formułować tak, żeby były weryfikowalne. Wtedy wrażenie, że racje mogą być względne znika.

Przykładowo, teza, że „JOW-y rozwiążą wszystkie polskie problemy” jest albo prawdziwa – gdy rzeczywiście po wprowadzeniu JOW wszystkie problemy znikną – lub nieprawdziwa – gdy jakiś problem jednak pozostanie. Tezę taką zdają się głosić niektórzy zwolennicy JOW (w niektórych swoich wystąpieniach). Powiedzmy sobie od razu: tak sformułowana teza ta jest niepoważna i w oczywisty sposób fałszywa. W polityce i ekonomii nie ma żadnych „złotych kluczyków”, i JOW-y takim też nie są. Jednakże takie skrajne interpretowanie tej tezy nie jest całkiem uczciwe: związane jest jest z pewnym znanym od stuleci chwytem retorycznym: sformułuj tezę przeciwnika tak, żeby w oczywisty sposób była absurdalna, a następnie zacznij ją obalać.

W uczciwej racjonalnej dyskusji obowiązujecharity principle (zasada życzliwej interpretacji) – w szczególności, tzw.wielkie kwantyfikatory rozumieć należy zawsze w sposób ograniczony i umiarkowany. Życzliwie uściślona główna teza zwolenników JOW brzmi moim zdaniem następująco:wprowadzenie JOW znacznie ulepszyłoby polską demokrację; korzyści zdecydowanie przeważyłby skutki negatywne (bo przecież każde praktyczne rozwiązanie ma jakieś skutki negatywne).

Takie stwierdzenie jest albo prawdziwe albo nie jest. Tu nie ma miejsca na „twoją prawdę” i „moją prawdę”, na żaden postmodernistyczny bełkot. „Twoje” i „moje” to mogą być opinie, poglądy, hierarchie wartości, interpretacje – ale prawda jest tylko jedna. Albo korzyści zdecydowanie przeważyłby skutki negatywne, albo nie. Tylko jedna z tych możliwości może być prawdziwa, i przekonalibyśmy się która, gdybyśmy JOW wprowadzili. To byłby bezpośredni dowód: a więc odpowiedni eksperyment (z odpowiednio uściślonymi warunkami). Byłby to jednak „eksperyment na żywym ciele”. Żadnej ze wskazanych tu możliwości nie da się udowodnić a priori w matematycznym (lub formalno-logicznym sensie). Można jedynie przytaczać argumenty wskazujące, że ta, a nie przeciwna możliwość jest bardziej lub zdecydowanie bardziej prawdopodobna.

Rzec ktoś może, że to sformułowanie jest nieścisłe: o jakie konkretnie JOW-y chodzi, jakiego rodzaju wprowadzenie? Co do niektórych skutków może nie być jasne czy są korzystne, czy negatywne, itd. Będzie miał rację. Każde zdanie języka naturalnego odnoszące się do rzeczywistości jest nieścisłe. Niemniej, jeśli ktoś twierdzi, że po wprowadzeniu JOW korzyści zdecydowanie przeważyłby skutki negatywne, to ma na myśli, że po wprowadzeniu (odpowiednio skonstruowanego) systemu JOWbyłoby oczywiste (dla każdego człowieka dobrej woli), że korzyści zdecydowanie przeważyły skutki negatywne. (Gdyby fakt ten nie był oczywisty, należałoby uznać, że teza nie okazała się jednak prawdą; i że albo okazała się jawnie fałszywa albo została zbyt nieprecyzyjnie lub nietrafnie sformułowana).

Argumenty na rzecz tej tezy (tak jak na rzecz jakiejkolwiek innej) można podzielić nalogiczne i retoryczne. (Po ułudach logiki formalnej wraca się do klasycznego rozróżnienia poczynionego przez Pascala). Logiczne to te odwołujące się do rozumu, uprawdopodabniające daną możliwość, osłabiające prawdopodobieństwo innej możliwości. Retoryczne to te odwołujące się w większym lub mniejszym stopniu do uczuć i emocji, usiłujące przekonać do danej tezy uczuciowo, poprzez zaślepienie rozumu. Jeśli przywołujemy brytyjski przykład bardzo dobrze działającego w praktyce systemu JOW, to jest to argument logiczny. Jeśli jednak prof. Przystawa odpowiada mi, że jego przekonują argumenty na rzecz JOW, bo on do żadnej partii nie należy (sugerując, że ja należę, i mam dlatego jakieś nieczyste intencje) to jest to (niepotrzebna) retoryka (a jeśli zastosowana świadomie – to demagogia).

Powiedzmy sobie wyraźnie: to że politycy (na wiecach, w publicznych debatach i dyskusjach) stosują w większości argumenty apelujące do uczuć i emocji, że posługują się głównie retoryką i demagogią, jest (niestety) naturalne: tak nakazuje im rozsądek. W ten sposób można łatwiej i szybciej przekonać do swoich tez i opinii znacznie większą liczbę wyborców niż posługując się wyłącznie logiką. Jeśli jednak chodzi nam o dojście czy też przybliżenie się do prawdy, o racjonalną dyskusję, o prawidłowe wnioski – retorykę należy starannie oddzielać od logiki.

Mając na S24 okazję do dyskusji z politykami powinniśmy skorzystać z tego i zmuszać ich do dyskusji merytorycznych. Z jednej strony piętnować argumenty o charakterze retorycznym, a z drugiej strony sami od takowych powinniśmy się powstrzymać. Urządzanie pyskówek i zawodów w retoryce z poważnymi gośćmi na S24 powinno być źle widziane. Mamy rzadką okazję dyskusji z niektórymi politykami na poważniejszym poziomie – powinniśmy z tego skorzystać.

Wracając do naszego przykładu, najpoważniejszym logicznym kontrargumentem do tezy o skutkach wprowadzenia JOW wydaje mi się nieuwzględnienie przez zwolenników JOW specyfiki poszczególnych państw i społeczeństw. Nie ma dwóch jednakowych państw; nie ma dwóch jednakowych społeczeństw. Rozwiązanie, które sprawdza się w jednych warunkach, może okazać się zupełnie nieprzydatne w nieco innych warunkach. Więcej – w pewnych warunkach znakomite teoretycznie rozwiązanie może przerodzić się w swoją parodię. Historia polityki i ekonomii dostarcza na to aż nadto przykładów. Wielce prawdopodobne jest, że w postkomunistycznym społeczeństwie JOW-y zupełnie się nie sprawdzą – i tej poważnej możliwości zwolennicy JOW ignorować nie mogą.

Dlaczego zwolennicy JOW nie dają się przekonać (znacznie liczniejszym od siebie*) oponentom? Bo w sprawie tej nie ma teoretycznych argumentów o rozstrzygającym charakterze – i to jest już dobry grunt pod wiarę. Istnieje możliwość (nie da się wykluczyć), że wprowadzenie JOW dałoby (w polskich warunkach) zaskakująco dobre efekty. I zwolennicy JOW mocno w to wierzą. Tak mocno, że kontrargumenty wydają się im znacznie słabsze niż „niewierzącym” a argumenty za – niezwykle mocne. Ale prawda jest tylko jedna.

* znacznie liczniejszym -- jesli chodzi o osoby zabierające publicznie głos -- tak mi się wydaje chociażby na podstawie dyskusji pod notką prof. Przystawy (ale nie upieram się).

 

jan mak
O mnie jan mak

Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (133)

Inne tematy w dziale Rozmaitości