Może nie warto by o tym incydencie w ogóle wspominać, gdyby nie pewna ogólna kwestia, która się za tym kryje, dotycząca logiki – a więc dziedziny moich zainteresowań – a jednocześnie blogosfery...
Najpierw jednak: dlaczego nie czytam Leskiego? Powód jest dość prozaiczny. Pan Leski zbanował mnie po moim uszczypliwym, ale niewinnym – jak mi się zdawało – wpisie. A na odchodne rzucił mi „Jest pan trollem.”
Pomyślałem: „Nie zrozumiał mnie. Pewnie wyraziłem się nie dość ściśle”. Chciałem więc wyjaśnić nieporozumienie, ale nie dało się. Ukazał się napis: „Nie możesz komentować na tym blogu”. Nie, to nie.
Pewnie gdybym napisał pod nazwiskiem do nieporozumienia by nie doszło. Ale napisałem pod swoim dawnym pseudonimem i zostałem potraktowany... no, tak jak zostałem. Przyznam, że zrobiło mi się i przykro i głupio. Dopiero co zacząłem się po tym Salonie rozglądać i już się naciąłem, na takie, powiedzmy, niezbyt salonowe maniery. Chciałem być „ponad to”, bo jestem przekonany, że pan Leski po prostu nie zrozumiał mojego wpisu, ale to nie tak łatwo. Trudno pchać się do domu, z którego właśnie cię wyrzucili i to z kopniakiem na odchodne. No więc nie czytam już Leskiego.
A teraz do meritum, czyli pewnej ogólnej kwestii dotyczącej logiki, a jednocześnie blogosfery. Jeszcze do niedawna logicy uważali, że znaczenia zdań wyznaczone są jednoznacznie przez znaczenia wyrazów, które się na te zdania składają – przynajmniej zdań dobrze i ściśle sformułowanych (którymi logicy chcieli się zajmować). Dzisiaj (między innymi, po niepowodzeniach różnych projektów sztucznej inteligencji dotyczących języka i rozumienia zdań) jasne jest już dla wszystkich zainteresowanych, że znaczenia zdań zależą w dużym stopniu od kontekstu, szczegółowego i ogólnego, w tym od sytuacji, w której zdania są wypowiadane, od gestów, od mimiki, itd. Jak to się dzieje – na czym polega „znaczenie” – pozostaje jeszcze zagadką(tak, tak: w XIX wieku nie rozumiemy na czym polega i jak powstaje znaczenie zdań!). Jasne jest jednak, że dużo łatwiej porozumiewać się (i zapobiegać nieporozumieniom) w bezpośredniej rozmowie niż pisemnie. W tym drugim przypadku wymagana jest na ogół (w książkach, listach, komunikatach, itd.) większa ścisłość i staranność sformułowań.
Trudno jednakże o takową w tak gorącej formie kontaktu jak e-maile czy wpisy na blogach. Dlatego tutaj, bardziej niż gdzie indziej, powinna obowiązywać (ważna w ogólnym procesie porozumiewania się)charity principle – zasada życzliwej interpretacji. Ci którym zależy na racjonalnej dyskusji, powinni zwrócić na to uwagę. W tym przypadku oznacza ona, żeby nie zakładać pochopnie, że ma się do czynienia a) z durniem, b) z trollem. Dopiero kolejny wpis uparcie wskazujący na jeden z tych przypadków może być powodem do zbanowania. A jeśli ktoś ma w sobie trochę więcej miłości bliźniego, to powinien trzymać się zasady „do trzech razy sztuka”.
Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości