W antyrządowych mediach można przeczytać o przeciekach z kręgów PiS, że coraz więcej działaczy PiS optuje za przesunięciem wyborów na sierpień. Argumenty są dwa. Pierwszy to obawa, że nie jesteśmy dostatecznie przygotowani, czyli znane polskie "nie uda się", a drugi, że w sierpniu Andrzej Duda i tak wygra, i wtedy już nikt nie będzie kwestionował jego wyboru. Wygląda mi to na zwykłe sianie defetyzmu. W istocie rzeczy sianie defetyzmu, to obok deziformacji i dywersji, główna broń antyrządowych mediów w ich walce o polityczne zmiany w Polsce. Ot, takie wojenne metody.
Wskazane wyżej argument są fałszywe.
Po pierwsze, jakie będą szanse Andrzeja Dudy w sierpniu i czy wybory będą mogły być przeprowadzone rzeczywiście w lepszych warunkach — to jest dziś zupełnie nie do przewidzenia. Zależy od tego, jak się rozwinie epidemia koronawirusa w Polsce i na świecie. Już teraz ludzie psioczą na maseczki i na nakazy siedzenia w domu. W sierpniu mogą juz psioczyć wszystko. W takiej atmosferze, "na złość sobie" ludzie mogą zagłosować nawet na Kidawę. Taka jest ludzka natura. Nie ma co się zżymać, ale trzeba się z tą naturą liczyć. Odkładanie czegokolwiek na sierpień, co można zrobić dziś, jest niepoważne.
Po drugie, oczywiste powinno być, że ewentualne przełożenie wyborów nie tylko nie zmniejszy ataków ze strony opozycji i zagranicy, ale ataki te nasilą się. Opozycja "zwęszy krew" i zwyczajna logika konfliktu politycznego sprawi, że cofnięcie się rządu pod wpływem jej nacisków opozycja uzna za słabość i doda jej to animuszu. W takiej atmosferze ciągłego konfliktu i ciągłej nadziei opozycji na rychłe obalenie władzy Prawa i Sprawiedliwości, pomijając, że to znacznie utrudniłoby walkę z pandemią i grożąca recesją, w sierpniu czy wrześniu, wszystko mogłoby się zdarzyć.
Dlatego w interesie rządu, a faktycznie w interesie społeczeństwa i państwa, jest żeby tę zabawę z odkładaniem wyborów jak najszybciej przeciąć, nawet narażając się na pomruki z zagranicy i przepychanki z TSUE. Tak jak rozhisteryzowanemu i tupiącemu dziecku, trzeba powiedzieć: dosyć! Trzeba przejść jak najszybciej do następnego etapu gry, który będzie się toczył na warunkach dyktowanych przez polski rząd.
W grze, oprócz 10 maja, są jeszcze terminy 17 i 23 maja. Oczywiste jest, że gdyby opozycji zależało na demokracji, to z jej wsparciem wybory dałby się przeprowadzić 10 maja. W pełni demokratyczne, tajne i dobrze zabezpieczone wybory! Ale opozycja nie chce wyborów (z wiadomych powodów) i stosuje jawną i niebywałą obstrukcję, żeby proces wyborczy utrudnić lub wręcz uniemożliwić. Ponieważ warto mieć argument, iż rząd w nadzwyczajnej sytuacji dołożył wszelkich starań, aby umożliwić Polakom skorzystanie z ich demokratycznych praw, warto przełożyć wybory na 17 maja,. A biorąc poprawkę na Jarosława Gowina: wybory odbędą się 23 maja.
Z OSTATNIEJ CHWILI: Już nawet marszałek Grodzki rozważa termin 23 maja !
Zawodowo jestem matematykiem, informatykiem i logikiem. Od 1982 amatorsko zajmuję się publicystyką. Od 1992 działam też w sferze gospodarki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka