Wrażliwość Żydów jest inna, bardzo szczególna. Musimy to uszanować. Czeka nas długa rozmowa. To, co proponuje dziś polski premier – otwarta rozmowa o faktach z uszanowaniem wzajemnej wrażliwości – jest konieczne.
Pamiętam debatę o Jedwabnem, która toczyła się w „Rzeczpospolitej”, kiedy tam zaczynałem pracę. Niezależnie od tego, kto wtedy uważał, że powinniśmy jako zbiorowość przepraszać za zbrodnie w Jedwabnem lub nie, ta długa i pełna emocji dyskusja miała wielkie znaczenie zwłaszcza dla polskiej inteligencji, zwłaszcza jej konserwatywnej części.
Pamiętam późniejsze moje rozmowy z Jerzym Kropiwnickim, byłym liderem ZCHN i prezydentem Łodzi, który wykonał wielką pracę na rzecz upamiętnienia Litzmannstadt Ghetto, który wiele zrobił dla walki z antysemityzmem, dla wtopienia na powrót żydowskiej kultury i pamięci w pejzaż współczesnej Łodzi.
Uczestniczyłem później w podróży do Izraela z prezydentem Lechem Kaczyńskim i Januszem Kurtyką. Była to niebanalna, znakomicie przygotowana i świetnie odebrana wizyta państwowa. Podczas zwiedzania Yad Vashem polskiego prezydenta oprowadzał miejscowy przewodnik, a Lech Kaczyński często mu przerywał, dopytując o szczegóły, zwracając uwagę na mniejsze lub większe błędy w wystawie. Jego wiedza, zaangażowanie, zainteresowanie kulturą i historią Żydów i państwa Izrael robiły wielkie wrażenie na żydowskich gospodarzach. Jednocześnie, kiedy dochodziło do opowieści o pogromie w Kielcach, Prezydent nie pozwalał przewodnikowi na używanie słów mogących obrazić Polaków. W miejscowej prasie pojawiły się wielkie teksty o braciach Kaczyńskich, wielkich przyjaciołach Izraela.
Czy coś się od tego czasu zmieniło? Czy Polska zmieniła swoje nastawienie do Izraela, do przeszłości, do Holocaustu, do historii polsko-żydowskiej? Może to, że w międzyczasie powstało Muzeum Polin. I że Polska wspierała politycznie Izrael w trudnych dla tego państwa momentach, będąc jednym z bardzo niewielu sojuszników na świecie.
Zmieniło się też to, że polskie państwo zaczęło mocno upominać się o to, by nikt nie popełniał błędów, mówiąc o tym, kto zakładał i prowadził w Polsce obozy koncentracyjne w czasie II wojny światowej. Nie miało to nic wspólnego ze stosunkiem do Żydów i Izraela.
Dziś jest jasne, że uchwalenie ustawy o IPN w takim, a nie innym kształcie było błędem, który kosztuje nas bardzo dużo. Ale błąd ten nie wynikał z niechętnej Izraelowi czy Żydom postawy polskich posłów, ale z chęci walki z fałszerstwami dotyczącymi naszej historii, które pojawiały się w wielu miejscach świata. Izrael walczył o swoją opowieść o Holocauście przez dziesiątki lat. My takiej możliwości na uczciwą opowieść nie mieliśmy, bo żyliśmy w komunistycznym reżimie, który sam zwalczał i wyrzucał Żydów z Polski.
I kiedy Mateusz Morawiecki po wybuchu afery dotyczącej ustawy rozpoczął bardzo delikatną misję przypominania światu, kto był sprawcą rzezi na Żydach i Polakach, przypominania, że w Polsce, jak i wśród innych nacji, trafiali się źle ludzie, którzy współpracowali z oprawcami, zobaczyłem i usłyszałem tę samą wrażliwość, którą pamiętam z opowieści i działań Jerzego Kropiwnickiego i Lecha Kaczyńskiego.
Polski premier natrafił jednak na szokująco ostrą reakcję Żydów z całego świata, ale mimo to – jeśli prześledzić jego kolejne wystąpienia, wypowiedzi, tweety, nagrania - robił wszystko co można, by z jednej strony tłumaczyć sprawy niezwykle ważne dla naszej historii i naszej wrażliwości, a jedocześnie, by podkreślać unikalność żydowskiego doświadczenia i cierpienia, by uszanować wrażliwość Żydów i godność państwa Izrael. Zderzył się z atakiem, który wstrząsnął i zaskoczył wszystkich.
Inna wrażliwość językowa, jedno słowo, które padło w odpowiedzi na pytanie w niczym nie dotyczące tematu konferencji w Monachium, wywołało lawinę. "Perpetrators" w języku angielskim było niewłaściwym słowem dla wyrażenia tego, co polski premier chciał powiedzieć. Ale mówimy o różnej wrażliwości i rozumieniu tego samego słowa. Czy jedno słowo może wywołać taką burzę, zwłaszcza, kiedy potem precyzyjnie wyjaśnia się intencje? Co chciał powiedzieć Morawiecki? Że wśród różnych nacji trafiali się ludzie, który w najbardziej dramatycznych czasach, w czasach strachu i pogardy, niszczenia ludzkiej godności, kolaborowali z okupantami mordującymi i Żydów i Polaków. Że nie możemy mówić o tym, że Polska jako państwo, jako naród była sprawcą. I tyle. Co w tym kontrowersyjnego?
Wydaje się, że nic, ale jednak jego słowa wywołały burzę. Żydzi uznają Holocaust za doświadczenie unikalne i absolutne. Nie dopuszczają dyskusji o tym, ze ktoś ponosił równe wielkie cierpienie. Nie dopuszczają rozmowy o tym, że źli lub słabi ludzie wówczas trafiali się tu i tu. Wrażliwość Żydów w kwestii doświadczenia Holocaustu jest niezwykle silna, podobnie jak nasza.
Rzecz w tym, że wrażliwość Żydów jest inna, bardzo szczególna. Musimy to przyjąć do wiadomości, uszanować to, ale nie oznacza to, że możemy zgadzać się z tym, by odrzucać nasze doświadczenie, naszą wrażliwość.
Czeka nas długa rozmowa. Musimy dalej prowadzić trudny dialog, wchodzimy w bardzo trudną fazę tej rozmowy, ale jest ona niezbędna. Nie możemy dać się na nowo skłócić. Doświadczenie wielowiekowego współżycia naszych dwóch narodów jest trudne i piękne i nie mamy wyjścia – dziś musimy przyjść przez kolejny trudny moment, nawet jeśli rany są po obu stronach. To, co proponuje dziś polski premier – otwarta rozmowa o faktach z uszanowaniem wzajemnej wrażliwości – jest konieczne. Mateusz Morawiecki zachowuje się tak, jak zachowywał się Lech Kaczyński: prezentuje tę samą postawę polskiego patrioty i wrażliwość człowieka otwartego na doświadczenia innych nacji. Ale oczekuje tego samego od drugiej strony.
A tu przypominam, co mówił ś.p. Prezydent Lech Kaczyński:
https://www.salon24.pl/u/jankepost/218,lech-kaczynski-o-antysemityzmie-i-relacjach-z-izraelem
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka