Przedstawiam kolejny fragment ksiązki "Twierdza. Solidarność Walcząca. Podziemna armia", która ukaże się 4 czerwca.
„Przepraszam bardzo, że cię budzę, ale chyba Ruscy wkroczyli do Warszawy" - tymi słowami Katarzyna Gabryel obudziła tuż po północy swoją koleżankę, która w piątek z 12 na 13 grudnia 1981 roku nocowała w starym domu państwa Gabryelów przy ulicy Krzyckiej we Wrocławiu. Chwilę wcześniej jej mąż Michał odebrał telefon. Minutę po północy zadzwonił znajomy: „Coś się dzieje złego, słuchałem radia i przestało działać. Telefony międzymiastowe są wyłączone. Chyba Ruscy wchodzą". Telefony lokalne działały jeszcze przez kilka minut, potem również one zamilkły. Gabryel wyskoczył błyskawicznie z domu. Objechał kolegów, by ich ostrzec i dowiedzieć się, co się dzieje. Niedaleko jego domu znajdowały się koszary. Na ulicach stały już SKOT-y*. Trafił do domu Labudów, działaczy wrocławskiej Solidarności. Aleksandra, męża Barbary, już zabrali. Została sama z małym dzieckiem. Ją też chcieli aresztować, ale dziecko bardzo płakało i zrezygnowali. Gabryel przyszedł zaraz po wizycie milicji. Zabrał kobietę z dzieckiem do samochodu i odjechali. Chwilę potem milicja przyjechała drugi raz i otoczyła dom. Chcieli zatrzymać i Barbarę. Już jej tam nie było. Uratował ją Michał Gabryel - jedna z najbarwniejszych postaci późniejszej Solidarności Walczącej. Fizyk teoretyk, filozof, uwielbiający kpiny brodacz, który wspinał się na najtrudniejsze góry świata.
O trzeciej nad ranem był mróz. W innej części Wrocławia, przed jednym z bloków od dłuższego czasu rzęził silnik wysłużonego fiata 126p. Czterdziestoletnim, ciemnowłosym mężczyzną, który próbował uruchomić wychłodzony samochód, był Kornel Morawiecki. Akumulator słabł z każdą chwilą. W pewnym momencie silnik zamilkł na dobre. Tej nocy Morawiecki nie wrócił już do siebie.
Godzinę później drzwi mieszkania Morawieckich w starej kamienicy przy ulicy Kilińskiego 25/7 wyleciały z hukiem z zawiasów. Dwie dziewczynki, chłopiec i ich matka obudzili się przerażeni. W ułamku sekundy do mieszkania wdarło się trzech zomowców i dwóch cywilów. „Kornel Morawiecki, aresztowany!" W małym mieszkaniu zrobił się nieprawdopodobny harmider. Esbecy szukali Morawieckiego pod łóżkiem, pod kołdrami, w szafach, wrzeszcząc przy tym z wściekłością. Dzieci płakały ze strachu. „Gdzie on jest?!", „Gdzie jest ojciec?!" - pytali, zrywając kołdry z wystraszonych dzieci i świecąc im latarkami w oczy. „Zostawcie nas!" - krzyczała matka. „To pewnie teraz zacznie się walka" - pomyślał czternastoletni Mateusz, który nie próbował nawet udawać, że jest spokojny. Po wywróceniu mieszkania do góry nogami zomowsko-esbecka ekipa sobie poszła.
Po dziewiątej rano do jednego z wrocławskich mieszkań, do którego wcześniej dotarł Kornel Morawiecki, przyjechał Romuald Lazarowicz z żoną i ojcem. Zbigniew Lazarowicz był niegdyś dowódcą plutonu AK, brał udział w akcji „Burza". Po 1945 roku ukrywał się, działał w szeregach „NIE" i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość". Jego ojciec Adam, pseudonim „Klamra", członek zarządu WiN, walczył wcześniej w konspiracji z hitlerowcami. 1 marca 1951 roku został zamordowany w mokotowskim więzieniu*. 13 grudnia 1981 roku nikt w tej rodzinie nie wątpił, że trzeba działać.
Lazarowiczowie skontaktowali się z Morawieckim i szybko nawiązali kontakty z innymi współpracownikami. Kornel rozdzielał zadania. Ktoś dostał polecenie, by dotrzeć do Instytutu Matematyki i wykraść maszynę do pisania z rosyjską czcionką. Jedną z osób, które znalazły się w tym w mieszkaniu, był student matematyki Rafał Dutkiewicz. Otrzymał zadanie skompletowania rozsianego po mieście sprzętu drukarskiego. Gdzie indziej był ukryty papier, gdzie indziej farba, powielacz, gdzie indziej białka. Trzeba było to wszystko zgromadzić w jednym miejscu.
Morawiecki działał jak w transie. Wszystkim kazał jeździć po mieście, zbierać informacje, sprawdzać, co się dzieje: kogo złapano, kto był na wolności. Gdzie jest sprzęt, gdzie ludzie? „Ty jedziesz do Zaracha, ty na Politechnikę" - wydawał polecenia. Ludzie wchodzili i wychodzili. Kornel siedział i zarządzał. Kilka dni wcześniej Władysław Frasyniuk pozwolił mu zabrać stary powielacz, bo Solidarność dostała właśnie nowe maszyny. Morawiecki od kilku miesięcy przekonywał kolegów, żeby chować sprzęt, konspirować, bo coś się wydarzy, może wejdą Rosjanie, może stanie się coś innego i trzeba być na to przygotowanym. Nikt go nie słuchał i nie przygotował się na to, co się stało. Poza nim samym. Dzięki swojej przezorności teraz miał ukryty, gotowy do działania sprzęt. (cdn)
Proszę Was o Wasze teksty na temat Solidarności Walczącej. Autorom najlepszych postów wydawnictwo Wielka Litera wyśle książki zaraz po jej ukazaniu się.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura