Odszedł Marek Nowakowski. Wspaniały pisarz i człowiek. Kochał Warszawę. Na studiach zakochałem się w „Benku kwiaciarzu” i innych jego opowieściach. Potem miałem przyjemność go poznać, nawet pić z nim wódkę. Był ikoną Warszawy. Jej nieodłączną częścią, tak jak jej częścią byli prascy menele, autobusy, syrenka i PKiN. Chodził, patrzył, słuchał, czytał, myślał. I pisał. Wielki Obserwator. Zawsze blisko ziemi. Miły, ciepły, zadymiony papierosami.
Miał wielką zdolność oglądania i przekładania swoich obserwacji na niezwykle żywy język. Opisywał prostych ludzi i proste sytuacje, ale sam był intelektualistą. Jego bohaterowie, choć śmierdzący i zapijaczeni, budzili sympatię. Bo Marek lubił ludzi. I ludzie jego lubili. Warszawa bez Marka będzie inna. Uboższa. Dużo uboższa. Marku, patrz teraz na nas z góry, pisz dalej o tym, co widać z Nieba. A my wypijemy za Ciebie.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości