Dziś rocznica śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Odkopałem swój reportaż z 1993 roku, który wówczas opublikowałem w „Życiu Warszawy”. 21 lat temu zbierałem pierwsze informacje o człowieku, który uratował świat przed III wojną światową. Poniżej tekst bez zmian.
Grzeczny, uczynny, szlachetny, pracowity, zdolny, piekielnie inteligentny – tak najczęściej mówiono o skazanym w 1984 roku na śmierć płk. Kuklińskim. - Gdyby mi ustawiono w szeregu wszystkich oficerów Sztabu Generalnego i powiedziano, że jeden z nich jest amerykańskim agentem, to Kuklińskiego wyeliminowałbym z podejrzeń jako jednego z pierwszych – powiedział Czesław Kiszczak. - Ceniłem w nim doświadczenie, pracowitość, skrupulatność sztabową – pisał Wojciech Jaruzelski.
Karierę wojskową Kukliński zaczął tuż po wojnie. W 1947 roku trafił do Oficerskiej Szkoły Piechoty we Wrocławiu. Miał wtedy 17 lat. Ponieważ do szkoły przyjmowano od lat osiemnastu, musiał sfałszować swe dokumenty. Wpisał do nich m.in., że działał w podziemnej organizacji „Miecz i pług”, choć, gdy II wojna rozpoczęła się, miał dopiero 9 lat.
- Może nie miał najlepszych ocen, ale to była zdolna bestia – wspominają go koledzy z tamtych lat. - Wyróżniał się ze wszystkich , był bardzo aktywny, redagował gazetkę szkolną, organizował prasówki. Kiedy przyszedł do szkoły, był już członkiem partii. Na II roku został pełnomocnikiem dowódcy plutonu ds. politycznych. - To był ideolog IV kompanii – mówią jego szkolni przyjaciele. - Towarzystwo miał dobrane. Nie, nie lubił kawałów. Zawsze czysty, „uprasowany, taki pedancik. Tylko mały był, jak maszerowaliśmy, to on zawsze szedł w ostatniej czwórce – śmieje się były żołnierz, dawny kolega późniejszego szpiega CIA. – A jak był zakłopotany, to zawsze brał palce do ust – przypomina sobie ktoś inny.
O Kuklińskim mówiono, że był ulubieńcem dowódcy Batalionu - Floriana Siwickiego. Podobno pomogło mu to w przyszłości. Siwicki, gdy zrobił karierę, faworyzował swego dawnego wychowanka. Trzy lata później dwudziestoletni kandydat na oficera szykował się do opuszczenia szkoły. Na kilka dni przed promocją odbyło się zebranie partyjne, na którym wyciągnięto mu przynależność do organizacji „Miecz i pług” - uznanej, jak się okazało, za profaszystowską. - Rysiu nie mógł tam należeć, był na to za młody – tłumaczą jego koledzy – wpisał to, bo chciał się pochwalić, że walczył w podziemiu. Tłumaczenia nie pomogły i Kuklińskiego wyrzucono z partii i szkoły tuż przed promocją, choć o tym, że należał do grupy „Miecz i pług” napisał w dokumentach 3 lata wcześniej. - Chcieli mu życie złamać. Rysiek bardzo to przeżył – mówi jego dawny kolega. - Ja panu mówię, że wtedy w nim zrobiła się taka zadra, taka niechęć do PRL-u i on na pewno dlatego został tym szpiegiem. To była jego zemsta.
Wysłano go na poligon do Śląskiego Okręgu Wojskowego, w stopniu sierżanta. Kukliński napisał odwołanie do Komisji Kontroli Partyjnej. Zwrócono mu legitymację PZPR, wymierzono tylko karę partyjną. Wkrótce został awansowany na chorążego. Skierowany został do 9 Pułku Piechoty w Pile. Najpierw został dowódcą plutonu, potem dowódcą kompanii. Później przeniesiono go do Koszalina, gdzie mianowany został szefem sztabu batalionu Brygady Przeciwdesantowej.
Zimą 1953 jeden ze szkolnych przyjaciół odnalazł teczkę Kuklińskiego. Była już dość gruba. - Połowa wojskowych miała wtedy pozakładane teczki – opowiada - Rysiek mógł z tym żyć, ale kariery to by nie zrobił. Wszyscy oficerowie, na których były teczki z donosami w 1955 roku w ramach redukcji poszli do rezerwy. On też by poszedł. Przyjaciel chciał mu pomóc. - Powiedziałem szefowi, że Rysiek to świetny żołnierz, że oddany, no a że z tą organizacją, to przez głupotę, taki dowcip, młody wtedy był. Szef zrozumiał. Pewnego mroźnego poranka w trójkę – z Kuklińskim i swym przełożonym wrzucił wszystkie donosy do pieca. Teczkę pochłonęły płomienie.
W 1961 dostał się do Akademii Sztabu Generalnego. Tam skacząc pewnej nocy przez okno z pierwszego piętra połamał sobie obydwie nogi. Potem zawsze lekko kulał.
Po studiach został w Warszawie, w Akademii Sztabu Generalnego. Gdy bratnie armie wkroczyły do Czechosłowacji w 1968, wysłano go do Legnicy. Znalazł się w centrum dowodzenia akcji. Uczestniczył w planowani inwazji polskich sił na Czechosłowację. Był łącznikiem między radzieckim naczelnym dowództwem a Jaruzelskim – ówczesnym ministrem obrony narodowej. Wojskowa kariera Kuklińskiego rozwiała się w najlepsze. Jeszcze tego samego roku pojechał na 6 miesięcy do Wietnamu, by pracować w ramach międzynarodowej Komisji Rozjemczej.
Przyszedł grudzień 1970 i strzelanie do robotników. W rozmowie z reporterem Washington Post Kukliński powiedział, że wtedy przeżył przełom. - Doszedłem do wniosku, że należy nawiązać kontakty z Zachodem – mówił. Jak sam twierdzi, zrobił to podczas wyjazdu do Niemiec. Zdaniem prowadzących śledztwo, po ucieczce Kukliński został skaperowany przez CIA już podczas jego pobytu w Wietnamie w 1968 roku.
Nowy dom
W 1973 Kukliński wstąpił do Spółdzielni Oficerskie Zrzeszenie Budowy Domów Jednorodzinnych „Skarpa”. Ośmiu wojskowych budowało sobie domy na ul. Rajców na Nowym Mieście w Warszawie. Każdy z nich miał ok. 200 metrów kwadratowych z garażem. Do spółdzielnie, która powstała wcześniej, wprowadził go nieżyjący już pułkownik Kopeć. Kukliński zajął miejsce Janusza Przymanowskiego, który zrezygnował z budowy. Po pięciu latach domy stały gotowe. Jednym z sąsiadów Kuklińskiego był płk Włodzimierz Ostaszewicz. We wrześniu 1981 Ostaszewicz wyjechał do Jugosławii... i nigdy nie wrócił. Uciekł do USA. Podobno był on łącznikiem Kuklińskiego. - Zawsze myślałem, że Rysiek musiał mieć jakieś dodatkowe dochody – mówi jeden z kolegów. - Jeszcze w starym mieszkaniu, na Jana Olbrachta, miał eleganckie meble, fotele obite skórą. Widać było, że jest zamożny. Hanka, jego żona, paliła zawsze najlepsze papierosy.
Sąsiadowi mówił, że ma pieniądze, bo pracują razem z żoną, która zarabia jeszcze więcej niż on. Kiedy indziej twierdził, że żona nie pracuje. Rzeczywiście, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych żona Hanna porzuciła pracę księgowej w Ursusie. Swemu przyjacielowi z młodości Kukliński tłumaczył, że pieniądze ma z wysokich nagród, które dostaje od Jaruzelskiego i Siwickiego, zlecających mu przygotowanie planów różnych operacji wojskowych. Jaruzelskiemu pisał podobno przemówienia.
Gdy był w Wietnamie wpłacił pieniądze niemieckiej firmie na nowego Opla. Po powrocie odebrał auto. Wtedy, pod koniec lat sześćdziesiątych, w Polsce biały Opel robił wrażenie. - Zawsze interesował się samochodami – wspomina jego przyjaciel. Tym Oplem jeździł aż do chwili ucieczki z Polski, dwanaście lat później.W 1976 roku wyjechał do Moskwy na kurs strategiczno-operacyjny dla wyższych oficerów w Akademii Sił Zbrojnych ZSRR. Był tam razem z Czesławem Kiszczakiem. - Bardzo go lubiłem – wspomina były szef MSW. Wkrótce awansował. Został szefem I Oddziału ds. Planowania Strategiczno-Obronnego w Sztabie Generalnym.
Podwójny agent
Tymczasem domy na ulicy Rajców budowały się. – Każdy z nas przez miesiąc miał dyżur nad pracami – wspomina płk Oklesiński, jeden z sąsiadów. – Kiedy przyszła kolej na Kuklińskiego, nagle zniknął. Okazało się, że popłynął żaglówka na rejs po Morzu Bałtyckim. Zdenerwowałem się na niego, bo my tu pracujemy, a on na żagle. Po powrocie powiedział mi: „Co ty myślisz, że ja tylko dla przyjemności?”. Wtedy zrozumiałem, że wykonywał jakieś zadania. – wspomina Kazimierz Oklesiński. Okazało się, że Kukliński pracował także dla polskiego wywiadu. O szpiegowskich rejsach jachtowych mówił dla tygodnia „Prawo i Życie” generał Mieczysław Dachowski: - Sztab generalny organizował takie misje w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. (…) Kukliński brał udział w tych rejsach i sporządzana przez niego dokumentacja była oceniana wysoko. (…) W czasie takich wypraw sprawdzano warunki geograficzne oraz usytuowanie ważnych strategicznie obiektów, np. ośrodka dowodzenia NATO na Helgolandzie.
- Rysiek ciągle był zapracowany, wracał późno, bez przerwy wyskakiwał, tłumacząc się pracą w Sztabie, więc nie wiem, jak tam jest, ale dziwiłem się, kiedy o ósmej wieczorem mówił, że musi jechać do pracy – mówi płk Oklesiński. – Pamiętam, że pod koniec był ciągle zamyślony i jakby nieobecny. Kiedy nagle się do niego zwracałem, podrywał się: Co, co, o co chodzi? – pytał jakby obudzony. Wielu znajomych nie ukrywa, że lubił kobiety. W pracy rosła jego legenda jako supermana. Miał często wyjeżdżać z panienkami poza miasto. Według jednej z wersji, podczas każdej z takich randek, miał opuszczać na chwilę swa partnerkę i wychodzić „za potrzebą”. Wtedy to miał zamieniać wydrążone niby-kamienie z meldunkami w środku i w ten sposób przekazywać raporty dla CIA. Czy to prawda? Nie wiemy.
Robi się gorąco
Na krótko przed ucieczką w 1981 roku były już pewne podejrzenia co do Kuklińskiego. był już wtedy śledzony – twierdzi dziś Aleksander Bentkowski, były minister sprawiedliwości. Czuł, że wokół jego osoby robi się gorąco. Postanowił uciec. Ostatni raport dla CIA zakończył słowami: „Niech żyje Polska, niech żyje Solidarność, która przyniesie wolność wszystkim uciskanym narodom”. - To był listopad, w piątek rano stanąłem przed domem i spytałem Ryśka, czy mnie podwiezie (pracowaliśmy niedaleko siebie i czasem mnie podrzucał). „Kazik, bardzo cię przepraszam, ale dziś nie mogę. Jedziemy prosto na lotnisko, bardzo się spieszymy, musimy kogoś odebrać” – powiedział. W ten piątek widziałem go ostatni raz – wspomina Oklesiński.
W sobotę granicę polsko-niemiecką przekroczył amerykański mikrobus na dyplomatycznej rejestracji. W środku załadowany był pustymi kartonami. Coś było nie tak z dokumentami auta. Z granicy WOP-iści dzwonili do centrali w Warszawie. W końcu auto zostało przepuszczone. Bądź co bądź samochód na rejestracji dyplomatycznej. Według polskich służb śledczych, w kartonach z tyłu auta był ukryty Ryszard Kukliński z żoną i dwoma synami. Inna wersja mówi, że ten samochód miał odwrócić uwagę straży granicznych – stąd nieprawidłowe dokumenty i telefony do Warszawy. Kukliński miał opuścić Polskę w tym samym momencie, ale w innym miejscu.
Półtora roku później uciekła dziewczyna syna pułkownika. To był prawdziwy wstrząs dla polskich służb. Panna ta była pod specjalnym nadzorem. Gdy wcześniej starała się o wyjazd na wycieczkę na Zachód, odmówiono jej paszportu. Potem chciała pojechać na wczasy do Rumunii. Tam na pewno nic nie zrobi – myśleli jej tropiciele i wydali zgodę na wyjazd. Jej współlokatorka z pokoju opowiadała później o dziwnym zachowaniu dziewczyny. Gdy wszyscy szli na plażę, ona zostawała i czytała książkę. po trzech dniach, gdy tamta weszła do pokoju, na tapczanie leżała tylko książka. Dziewczyna już nie pojawiła się w hotelu. Wkrótce była w Stanach Zjednoczonych. Szczelne granice imperium komunistycznego Draculi okazały się niewielką przeszkodą dla amerykańskich służb, do końca lojalnych wobec polskiego agenta.
Medal od CIA
Kukliński w Stanach zmienił nazwisko i zaszył się w nie znanym nikomu miejscu. Najpierw jednak w dowód uznania za przekazanie 35 tysięcy stron dokumentów dotyczących wojsk Układu Warszawskiego z rąk dyrektora CIA Williama J. Caseya otrzymał Distinguished Inteligence Medal – jedno z najwyższych odznaczeń tej instytucji. W uzasadnieniu przyznania medalu Amerykanie napisali, iż płk Kukliński „wniósł niezwykły wkład dla zachowania pokoju”.
W tym samym czasie w „Expressie Wieczornym” i polskiej telewizji pojawił się komunikat o poszukiwaniu Ryszarda Kuklińskiego „podejrzanego o współudział w zorganizowanym przemycie narkotyków i o poważne przestępstwa dewizowe”. Wybuchł stan wojenny. Rozpoczęło się dochodzenie. Za dezercję Kuklińskiego skazano na karę 15 lat więzienia, za szpiegostwo – na karę śmierci. Dopiero na podstawie ustawy amnestyjnej z grudnia 1989 roku w 1990 roku karę śmierci zamieniono na 25 lat więzienia.
Willa na Rajców była pod stałą obserwacją, w środku na gości czekał „kocioł”. Willa do 1984 roku stała pusta. Później ją odremontowano i zamieszkał tam ówczesny premier Zbigniew Messner. Do pobliskiego domu po drugim „dezerterze” i prawdopodobnie współpracowniku Kuklińskiego, Włodzimierzu Ostaszewiczu, wprowadził się wicepremier Szałajda. W domach szpiegów zamieszkali premierzy. Wokół Kuklińskiego na kilka lat zrobiła się cisza. Bomba wybuchła dopiero w 1986 roku.
- Zabieram głos w piątą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, bo to jest odpowiednia okazja do rozważań nad zakłóconym 13 grudnia 1981 roku, a przecież nie zamkniętym rozdziałem naszej najnowszej historii. (… ) Czuję się w obowiązku przedstawić społeczeństwu te wydarzenia, których byłem bezpośrednim świadkiem, bądź uczestnikiem. Społeczeństwo samo może sobie wyciągnąć wnioski – powiedział Kukliński po latach milczenia paryskiej „Kulturze” i „Wolnej Europie” w gigantycznych wywiadzie „Wojna z narodem”.
Tekst, w którym ujawnił, że stan wojenny był przygotowany na długo przed jego wprowadzeniem, zelektryzował Polaków. Wywiad był przedrukowywany przez wiele podziemnych wydawnictw. Po upadku komuny minister sprawiedliwości w rządzie Mazowieckiego dwukrotnie odrzucił wniosek o rehabilitację Kuklińskiego. Na załatwienie tej sprawy naciskał bardzo Zbigniew Brzeziński. Rozmawiał o tym z Lechem Wałęsą. Jak dotychczas bezskutecznie.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura